Trochę o drzewach
Jako że mam słabość do albo dużych albo dziwnych (a takich jest dużo) drzew to od razu zacznę od informacji: mimo że Sekwoje naturalnie występują jedynie na wybrzeżu Californi i Oregonu to spotkamy je również w Nowej Zelandii. Trochę ponad 100 lat temu ktoś wpadł na pomysł aby zasadzić je w okolicy miejscowości Rotorua (tak nowozelandzkie nazwy są dziwne). No i sobie rosną. Ciekawe czy w tych warunkach uda im się osiągnąć podobną do kuzynów zza wielkiej wody?
Miało być jednak o Kauri. Muszę przyznać, że zanim zacząłem planować wycieczkę do Nowej Zelandii w ogóle nie miałem pojęcia o istnieniu tego monstrum. Jest to kolejny przykład na to jak ciekawa i unikatowa jest flora oraz fauna całego kontynentu (Australia, Nowa Zelandia, Nowa Gwinea).

Kauri nie jest tak wysokie jak Sekwoja, ale wyróżnia się czymś innym. Posiada bardzo szeroki pień (do 5m średnicy). Sekwoja też ma, więc o co chodzi? 🙂 Najłatwiej opisać to zdjęciem.

Z jakiegoś dziwnego ewolucyjnego powodu pień Kauri zachowuje swoją średnicę się aż do wysokości kilkudziesięciu metrów. Ilość drewna w takim pniu (maksymalna wysokość drzewa to około 50m) czyni je bardzo łakomym kąskiem dla budownictwa, a szczególnie już budowy statków. Łatwo się domyśleć, że spowodowało to prawie całkowite jego wyginięcie. Obecnie większość egzemplarzy rośnie w Waipua Forest w północnej cześci Wyspy Północnej Nowej Zelandii.
Waipoua Forest
Tak bardzo chciałem zobaczyć Kauri, że z tego tylko powodu zmieniliśmy nasz plan by z Auckland poruszać się tylko na południe. Żeby zobaczyć Tane Mahuta należy udać się około 250 km w przeciwnym kierunku. Było to też nasze pierwsze spotkanie z osobliwą nowozelandzą przyrodą. Las pojawia się nagle, dosłownie. Nie tylko krajobraz zmienia się radykalnie, ale radio przestało grać i temperatura skoczyła o kilka stopni. Prawie jak w australijskim horrorze 🙂

Okazuje się, że mimo pokaźnych rozmiarów Kauri (dla purystów znany jako Aghatis Australis) jest dosyć delikatny.. a już na pewno nie lubi jak mu ktoś nastąpi na korzeń. Nowozelandczycy słyną z drobiazgowej ochrony swojej unikatowej flory i fauny i w tym przypadku nie jest inaczej. Nie trzeba całe szczęście zdejmować butów ale mamy stacje epidemiologiczną dla naszych butów (odpowiednik mycia rąk) i poruszamy się po specjalnie wybudowanej kładce.

Drzewo wrażenie robi ogromne ale na samo zwiedzanie nie trzeba poświęcać zbyt wiele czasu. Jest kilka krótkich bądź bardzo krótkich tras gdzie obejrzymy sobie te największe i najciekawsze okazy i możemy ruszać dalej. Nie chciałbym żeby to zabrzmiało jak narzekanie, wprost przeciwnie. W świadomości ludzi istnieje chyba tylko jeden taki drzewny wieloryb – baobab, a przecież Kauri nie jest gorsze.
Autor: Łukasz.


