Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno

Opublikowano 02/05/202012/05/2020

Skoro to czytasz to pewnie rozważasz wyjazd do Patagonii. Bez wycieczki na Perito Moreno nie można uznać go za kompletny.

Perito Moreno – co to właściwie jest?

To lodowiec w Parku Narodowym Los Glaciares w Argentynie. Jest wyjątkowy bo pomimo globalnego ocieplenia jako jeden z nielicznych stale przyrasta o około 2 metry dziennie. Z drugiej strony mniej więcej tyle samo też traci bo jego lód stale wpada do jeziora Argentino. Zlokalizowany jest po argentyńskiej stronie Patagonii, więc jeśli przyleciałeś do Chile tak jak ja będziesz musiał przekroczyć granicę by się do niego dostać. O tym jak to zrobić informacje znajdziesz Tu.

Z ciekawostek powiem jeszcze, że sam lodowiec razem z 48 innymi zasilanymi przez Południowy Lądolód Patagoński stanowi trzecią co do wielkości rezerwę wody pitnej na świecie. 

Czy może wyglądać jeszcze lepiej?

Big Ice – czy warto?

Zakładam, że znajdujesz się w El Calafate, argentyńskim miasteczku-kurorcie, który dzięki swojemu strategicznemu położeniu nad jeziorem Argentino jest doskonałym centrum wypadowym do wielu patagońskich atrakcji Cerro Torre, Cerro Chalten i Perito Moreno właśnie.

Chcę Wam jeszcze powiedzieć, że sam wjazd do kurortu El Calafate spowodował u nas przysłowiowy opad szczęki. I nie chodzi o to, że są tam takie cuda, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy ale miasto jest tak inne od chilijskich miast patagońskich oraz tych argentyńskich, które mieliśmy okazję zobaczyć, że różnica aż biła po oczach. Podczas gdy te pozostałe raczej same atrakcji nie stanowią, są dość nieciekawe i biedne, El Calafate przypomina raczej skromniejszą wersję Aspen (skromniejszą ale Aspen ;)) kafejki, restauracje, sklepy z odzieżą sportową, fajne samochody i szeroko rozumiany lans. Tego żadne z nas się nie spodziewało.

Ale wróćmy do lodowca, w końcu dla niego tu przyjechaliśmy i to on stanowi największą Atrakcję. Atrakcję przez duże A.

Szpiczaste, ostre jak brzytwa wierzchołki lodowca pną się ku górze.

Istnieje możliwość żeby go tylko zobaczyć. Używam słowa „tylko” celowo bo piszę to z perspektywy osoby, która po nim chodziła. Jeśli nie zdecydujecie się na trekking trudno (choć w mojej subiektywnej opinii to duża strata) stojąc na platformie widokowej i podziwiając jego ogrom i kolor będzie Ci trudno uwierzyć, że coś takiego istnieje naprawdę. A póżniej usłyszysz dźwięk odrywających się i wpadających do wody kawałków lodu i gwarantuję Ci, że przynajmniej na chwilę zamilkniesz z wrażenia. Mam jednak nadzieję, że przemierzyłeś taki kawał drogi by doświadczyć Perito Moreno bardziej 😉

Jeszcze tylko raki na nogi i witaj przygodo!

Na trekking po lodowcu nie możesz udać się samodzielnie. Musisz skorzystać z usług profesjonalnego biura. Ja poszłam z Hielo & Aventura. Nie wiem czy jest jakaś alternatywa, w 2019 chyba nie było – przynajmniej jej nie znalazłam. Z tego biura byłam bardzo zadowolona i w sumie nie mogę się do niczego przyczepić. Jedyne co myślę, że zrobiłam źle (ale absolutnie jest to moją winą a nie organizatorów) to że na miejsce zbiórki czyli port Bajo Las Sombras nie pojechałam własnym samochodem. Nie wiem w sumie czemu, chyba emocje wzięły górę bo przyznam, że miałam pietra 😉

Kurde jak się w tym chodzi?

To teraz pora na trochę suchych faktów 

opcje trekkingu są dwa :

  • mini trekking (9000 ARS = 570 zł) na lodzie jesteś 1,5 h,  w trekingu mogą wziąć osoby w wieku od 10 do 65 lat 
  • big ice (16000 ARS = 1000 zł) na lodzie jesteś 3,5 h, w trekingu mogą wziąć udział osoby w wieku od 18 do 50 lat 

Ja zdecydowałam się na tą drugą opcję i swojego wyboru absolutnie nie żałuję. 

Bałam się. Czytając informacje zarówno na stronie organizatora atrakcji jak i tych którzy wcześniej w niej uczestniczyli miałam wrażenie, że mogę po prostu fizycznie nie dać rady. Wycieczka trwa cały dzień a Ty musisz chodzić około 5,5 godziny. Godzinne podejście do lodowca miało być trudne (wg. mnie trudnym wcale nie było ale na pewno przechadzką do pobliskiej Żabki nie można go nazwać). Później 3,5 godziny marsz w rakach po lodowcu a po wszystkim godzinne zejście do miejsca zbiórki. 

Uśmiech do lodu zawsze spoko 🙂

Wyzwanie stanowiła sama pogoda. Do końca nie wiedziałam jak się ubrać. Znalezione informacje mocno wprowadziły mnie w błąd i skończyłam w nie do końca przemyślanym ale za to gustownym stroju. Było mi gorąco i raczej ubrania działały na moją niekorzyść niż był moim sprzymierzeńcem. Co innego Łukasz on ubranie miał tak dobrze dobrane, ze przez kolejne 3 miesiące trudno mu się było z nim rozstać. 

Odpowiedni strój na trekking po lodowcu to:

  • spodnie nieprzemakalne najlepiej lekko ocieplane (odradzam pójście w jeansach – nie jest to niewykonalne ale bardzo niewygodne, to samo tyczy się legginsów czy bawełnianych spodni dresowych – w tych będzie Ci po prostu zimno);
  • buty trekingowe za kostkę (nie idź w adidasach wejdziesz w ukrytą kałużę w lodzie i całe buty mokre);
  • bielizna termiczna;
  • lekki polar;
  • kurtka typu softshell (ubieramy się na cebulkę);
  • rękawiczki te będą Ci niezbędne (jeśli zapomnisz dostaniesz przechodnie od organizatora ale chyba wszyscy się ze mną zgodzą że lepiej mieć własne);
  • okulary przeciwsłoneczne. bez nich wszechobecna biel wypali Wam oczy;    
Czy to rzeka w lodzie?

No to do rzeczy

Około 7:30 podjechał po nas organizator. Reszta uczestników siedziała już wygodnie w autobusie. Jechaliśmy około godziny. Tuż przed wjazdem do parku Los Glaciares pobrano od nas opłatę za wstęp w gotówce. Pierwszy przystanek na naszej trasie to platforma widokowa. Stoimy jak wryci a jedyne co da się usłyszeć to westchnienia pełne zachwytu nad pięknem lodowca. Przez dłuższy moment zgromadzeni gapowicze nie są w stanie wydobyć z siebie nic poza międzynarodowym „WOW”. Krótką chwilę później odrywa się spory kawałek lodu i wpada do jeziora. Gdy tego doświadczysz to gwarantuję, że towarzyszący całemu zjawisku huk zostanie z Tobą na zawsze. W zdumieniu, milczeniu i niedowierzaniu patrzą wszyscy. Później odrywa się kolejny kawałek lodu i jeszcze jeden a milczenie ustępuje miejsca euforii. Na podziwianie i robienie zdjęć mamy godzinę.

Uśmiech 🙂

Po upływie wyznaczonego czasu wchodzimy grzecznie do autobusu i jedziemy na prom. Stamtąd wsiadamy na pokład i płyniemy 20 minut, wysiadamy i już jesteśmy o krok bliżej do prawdziwej przygody. Musimy się dostać na lodowiec. Podejście zajmuje około godziny. Idziemy ramię w ramię z Perito Moreno. My po lewej on po prawej. Nie jest bardzo stromo, choć ostatnie 15 minut może dać się we znaki niewprawionemu chodziarzowi. Udało się. Jesteśmy przy wejściu. Organizatorzy dobierają każdemu raki a później dokładnie mocują je na Twoich nogach. Zostajemy podzieleni na kilka (3- o ile dobrze pamiętam) 10-osobowych grup. Każda grupa ma własnego anglojęzycznego przewodnika i osobę do pomocy. Krótki instruktarz jak poruszać się w rakach i idziemy. Mamy iść gęsiego i zginać kolana. Co ciekawe nie ma jednej właściwej trasy. Przewodnik idzie przodem w dłoni dzierży kilof (?) i wytycza nowe trasy. Pełen dumy z uśmiechem na ustach tłumaczy, że lodowiec każdego dnia wygląda inaczej i tak naprawdę nie wiesz czym zaskoczy Cię dziś. Nas uraczył jeziorem i był to widok obłędny. Przewodnik mówi też, że swoje trasy modyfikuje w zależności od kondycji fizycznej grupy. Czasem pójdzie głębiej a czasem nie. Twierdził, że z nami może pozwolić sobie na więcej – nie wiem i nigdy się nie dowiem ile w tym było prawdy a ile pustego pochlebstwa, ale decyduję się wierzyć, że faktycznie był szczery. Po upływie mniej więcej 2 godzin docieramy do tzw. serca lodowca a przewodnik informuje, że tu jemy dziś lunch. 

Pod pewnym kontem przypomina lody śmietankowe :)- też to widzicie?

Siadasz lub stoisz pośrodku niczego. Patrzysz na błyszczące kawałki lodu (oczywiście patrzysz przez okulary – bez nich słońce wypala oczy) i uśmiechasz się od ucha do ucha bo sam nie wierzysz w to co widzisz. Z plecaka wyjmujesz to co ze sobą zabrałeś i jesz, a smak tej oto rzeczy krajobraz podbija po wielokroć. Ja wzięłam ze sobą Kinder Bueno (no lubię słodycze co tu dużo gadać 😉) ale jedną z osób w mojej akurat grupie był Polak, który przeczytał wcześniej wspomnienia innej osoby chodzącej wcześniej po lodowcu, że najfajniej to byłoby zabrać ze sobą rosół – i wiecie co? Gościu go miał. Wyjął z plecaka termos z rosołem i powiedział dumnie – „no i co z tego, że nie domowej roboty”. 

Lodowe stożki 🙂

Po konsumpcji powrót. Wracamy inną drogą więc kilof przewodnika znów idzie w ruch. Dwie godziny schodzimy z lodowca a organizatorzy ściągają nam z nóg raki – genialne uczucie. Powiem Wam, że „spacery” w nich nie należą do najlżejszych. Póżniej jeszcze godzinny trekking do portu i hop na pokład statku. Tu czeka na nas miła niespodzianka, pracownicy Hielo&Aventura przygotowali dla nas po szklance whiskey z lodem prosto z lodowca – czad 🙂 Dla każdego uczestnika jest również mały suwenir z podróży, metalowy breloczek w kształcie raka – do dziś mam go przy kluczach. L. gdzieś swój zapodział i czasem łypie tylko zazdrosnym okiem na mój.

Autor: Iza

Uwaga! Duży krok.
Zasłużona nagroda, steki z argentyńskiej wołowiny i zimne piwko duet doskonały… Mniam!!!!

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy

Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i duż Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i dużo ludzi.  Jak dla mnie ludzi trochę za dużo, a glühwein trochę za drogie i trochę za słabe. 
Choć z ciekawości sprawdziłam ceny na jarmarku świątecznym w PL w Poznaniu. W sumie nie wiem czemu w Poznaniu😅, może dlatego, że akurat tam bywałam na 11 listopada. Cena za kubek 20 zł.
W Strasburgu, we Francji 4€ za grzane wino bez rumu, 5€ z rumem. Więc wychodzi na to, że taniej 🤐
Szwajcarska jesień 🍂 jakieś 10 dni i 10 stopn Szwajcarska jesień 🍂 jakieś 10 dni i 10 stopni temu
Dzień, w którym spotkałam skorpiona. Niebezpiec Dzień, w którym spotkałam skorpiona. Niebezpieczną istotką 🦂
Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że ju Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że jutro wybieram się do Lugano, a Lugano to największe miasto w Ticino, a Ticino to włoskojęzyczny kanton w Szwajcarii 🤓
Więc prawie jak Włochy. To będzie moja pierwsza wizyta w tej włoskiej części Szwajcarii, więc nie ukrywam, że jestem ciekawa. 
Raz odwiedzałam francuskojęzyczną część Szwajcarii - na początku roku pojechałam do Montreux i niby kraj wciąż ten sam, ale na miejscu trochę inaczej, niż w tej niemieckojęzycznej części, w której obecnie mieszkam. 
Nie wiem może to przypadek ale :) Pamiętam, że w Montreux późnym wieczorem wyszliśmy sobie do baru, zostawiliśmy tam małą fortunę (kto był w barze w Szwajcarii ten wie 🤯) Wieczór był bardzo przyjemny mieliśmy ochotę by trwał i trwał, więc zdecydowaliśmy, że zakupimy sobie jeszcze butelkę wina do hotelu (już w sklepie). Więc szukamy tego sklepu - żadnego ani widu, ani słychu. Telefony jak na złość rozładowane, więc pomyśleliśmy żeby spytać jakiegoś przechodnia na ulicy. Zaczepiliśmy 3 osoby. Żadna nie umiała odpowiedzieć na proste pytania zadane w języku angielskim. Wszyscy tylko po francusku - zupełnie jak we Francji. A w kantonie Zurych to ciężko znaleźć kogoś kto po angielsku nie mówi. Ciekawe jak w Ticino 🤔 :)
Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańsk Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańska przechadzka
Made it 💪 To mój najtrudniejszy technicznie s Made it 💪 
To mój najtrudniejszy technicznie szlak w Szwajcarii (oczywiście jak do tej pory, bo dopiero się rozkręcam) były łańcuchy, zbocza, śliskie kamienie i pionowa 30 metrowa drabina przy zboczu co to podobno jest sławna 🤷‍♀️ (obiecuję dorzucić swoją cegiełkę i uczynić ją sławną jeszcze bardziej. Od dziś będzie to najstraszniejsza drabina, po której kiedykolwiek chodziłam - co wcale nie jest kłamstwem - bo tak właśnie było :))
Szlak niebieski (tu w Szwajcarii to szlak trudny, ten akurat T4 z elementami T5) Także zmęczona ale szczęśliwa. A najlepsze jest to, że mój 8-latek dał radę - so proud 😎 (choć nawet przez moment nie wątpiłam, że mu się uda).
A na szlaku widziałam węża 😬 niestety nie zdążyłam zrobić foto-smuteczek. Ciekawe czy był jadowity?🤔
Pa Pa czerwiec. 1. Znalazłam fajne jezioro 40-min Pa Pa czerwiec.
1. Znalazłam fajne jezioro 40-minut od domu i z tej okazji kupiłam SUP-a ma być w piątek:)
2. Góry Rigi Hochsprung
3. Drabina przy przepaści-patrzę w dół-kręci mi się w głowie 😅
4. Nie patrzę-schodzę.
5-6. Góry Leistchamm.
7-8. Girly girl Chiavenna.
9-10. Montespluga dopamine butów 4/10.
11. 2 razy w czerwcu  przebiegłam 10km :)
12. W szpitalu.
13. Colmar poplamiłam sukienkę RIP.
14. Girly Girl w górach.
15. Nad jeziorem.
16-17. Rigi 
18. Colmar 
19. Afirmacja 😅
Afryka i część moich noclegów, wyjątkowych z Afryka i część moich noclegów, wyjątkowych z różnych względów.
1. Outjo. Kamping, jakąś godzinę drogi od Etoszy, z basenem idealnym na prawie 40 stopniowe upały.
2. Żyrafa photobomb.
3. Bo w Otjiwarongo żyrafy, strusie chodziły sobie swobodnie na basen.
4. Prawie jak na pustyni. 
5. Oryks koło domu.
6. I basen jak z obrazka.
7. Mój domek przy pustyni Namib.
8. Skeleton Coast pełne szkieletów.
9. Pierwszy nocleg na farmie strusi - wtedy jeszcze nie wiedziałam, że strusie w Namibii będę widzieć prawie codziennie.
10. Próbuje, z marnym skutkiem, zrobić sobie selfie ze strusiem.
Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo udane. 
Jeżeli ktoś chciałby spróbować, a nie interesuje go game drive, to myślę, że Park Narodowy Etoszy będzie doskonały wyborem. Ale tam jest zwierząt 😮
Ktoś miał okazję robić self-drive Safari? Gdzie? 
.
.
.
#namibiatravel #namibiatourism #namibiatrip #safari #selfdrivesafari #selfdrive #etosha #etoshanationalpark #mojepodróże #podróżemałeiduże #słonie #lwy #zebry #żyrafy
📍Deadvlei 
Gorąco, sucho i piasek co zawiera żelazo. 
Miejsce w rzeczywistości wygląda jakby było sfotoshopowane.
W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - phot W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - photo dump 
1) patrzę na to zdjęcie i pachnie mi muggą 
2) wystrój mojej chatki utrzymany w iście minimalistycznym stylu :) oprócz łóżka i moskitiery było tam tylko jedno krzesło - w sumie nic więcej nie potrzeba
3) odkąd znajomy w odp. na relacje z tym filmikiem napisał mi tak „droga twojego starego do szkoły” nie umiem na to spojrzeć inaczej 
4) widok z chatki miałam pierwsza klasa 
5) in the jungle - ubrana po uszy - co nie do końca jest w moim stylu 🤪 w obawie przed robalami maści wszelakiej 
6) zachód słońca nad jeziorem (mój obóz w dżungli położony był nad nim, co odróżniało go od innych obozów - położonych zazwyczaj nad rzeką)
7) ja w tym jeziorze pływałam, co wymagało ode mnie sporej odwagi, dzień wcześniej nocą pływała po tym jeziorze łódką w poszukiwaniu odbijających światło latarki oczu małych kajmanów i krokodyli
8) tarantula spotkana w trakcie nocnego spaceru
9) boa, biorąc pod uwagę fakt, że boa i anakonda to ta sama rodzina węży, to prawie jakbym jednak widziała anakondę na tym wyjeździe
10) dwa z moich 3 niezbędników na tych wakacjach mugga, tusz do rzęs, na foto brakuje tylko spf 50
Dzień, w którym gonił mnie gumowy dinozaur - uc Dzień, w którym gonił mnie gumowy dinozaur - uciekłam 😏
📍Salar de Uyuni
Buenos Aires. Nigdy jakoś szczególnie nie chciałam tam pojechać, loty ułożyły się jednak tak, że nadarzyła się okazja. I bardzo dobrze. Byłam tam naszym latem, a więc ich zimą. Tak mi się spodobało, że aż po raz pierwszy z premedytacją puściłam sobie piosenkę Manamu Buenos Aires. Wcześniej słyszałam tylko fragmenty refrenu. Piosenka, tak jak i miasto, również mi się spodobała, do tego stopnia, że aż kupiłam sobie winyla, ale niestety nie miałam go jak zapakować i czeka na mnie teraz w PL 🙃
Buenos - miasto, do którego mogłabym wrócić, bo czuję, że miałabym po co. To drugie i ostatnie miasto po Sydney, o którym tak myślę. 
A na zdjęciach m.in. 
1. Aleja 9 lipca - 9 pasów w jedną i 9 w drugą, szerokość 140 metrów - to z nią kojarzyło mi się Buenos przed przyjazdem; 
2. Dzielnica portowa - inflacja w Argentynie 250% a oni budują na potęgę i jakoś to się kręci… ciekawe :) może to faktycznie jest tak jak to mówią, że są 4 rodzaje gospodarek rozwinięta, nierozwinięta, Japonia i Argentyna;
3 La Boca trąci komercją bardzo a poza tym to miłość do Messiego i Maradony unosi się w powietrzu.  Kupiłam 2 koszulki dla młodego mniejsza dla mnie większa, ostatnio przeglądając telefon znalazła swoje zdjęcie z nimi. Ale dowcipniś z tego mojego L. no nie przestaje mnie zadziwiać 
4. Podobno największą atrakcją Buenos jest cmentarz (leży na nim m.in. Ewa Peron i pewnie wielu innych znanych ludzi, których ja nie znam:)) cmentarz bardzo przypomniałam mi ten z Nowego Orleanu - ten, na którym kręcili Easy Ridera ♥️. Grobowce jak grobowce takie wielkie domy, ale przed jednym stał pomnik tej dziewczyny z psem - jak wyjęty z horroru :) 
5. Buenos to i tango - tańczą je wszędzie albo markują, że tańczą.
Taki misz masz zdjęciowy z Buenos - może kiedyś loty ułożą się tak żebym trafiła tam ich latem, czuję, że to będzie jedna wielka impreza.
Jezioro Garda taki misz masz. To był bardzo fajn Jezioro Garda taki misz masz. 
To był bardzo fajny wyjazd . To trzecie włoskie jezioro, które odwiedziłam. Wciąż ulubionym pozostaje Como, ale myślę, że to głównie przez to, że nad Como mieliśmy do dyspozycji ślicznie położony klimatyczny dom, a nad Gardą mieszkaliśmy po prostu w hotelu. Chociaż mój syn jest innego zdania - uważa, że Garda to najlepsze co nam się przytrafiło i wakacje 10/10 a wszystko za sprawą aquaparku Caneva, do którego wybraliśmy sie z okazji dnia dziecka.
Taki wniosek na przyszłość, jakbym jeszcze kiedyś zdecydowała się pojechać nad Gardę, a Caneva okazała się takim hitem, że możliwe, że młody będzie naciskać by to się wydarzyło, to zatrzymałabym się na północy, jest tam zdecydowanie ładniej. 
A na zdjęciach.
1,2,3 ja nad Gardą, chłonę słońce. 
4. Po prosu jezioro, jest ogromne, dwa razy większe od Como. Raz zdecydowaliśmy się je objechać - tam są cały czas korki.
5. Wjechaliśmy na Monte Baldo i trafiła nam się mega widoczność.
6. Pyszne jedzenie, ale homara zamówiłam po raz ostatni - ja nie umiem tego jeść tak żeby się nie pobrudzić. 
7. Góry nad jeziorem.
8. Ja patrząca na góry.
9. Santuario Madonna della Corona. Chwilę później zaczęliśmy rozglądać się za miejscem by zobaczyć je z innej perspektywy 
10. 🧘‍♀️
11. Widoki z Monte Baldo
12. Inna perspektywa na sanktuarium.
13. Widziałam też trochę wodospadów. W ogóle ten czas nad Gardą spędziliśmy bardzo aktywnie, co mnie osobiście bardzo cieszy.
14. A nad Gadrę ze Szwajcarii jechaliśmy Montesplugą - genialna 👌no i ogromne brawa dla kierowcy 👏
15. Przy zamku jak z klocków Lego. 
16. Prawie jak Park Jurajski, a to Garda. 
No bardzo fajny wyjazd :)
Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Fires.
📌Tasmania, Australia
Lody, ognisko i wybory czyli ostatni weekend w wie Lody, ognisko i wybory czyli ostatni weekend w wielkim skrócie.
Dzień, w którym poszłam na street food festival Dzień, w którym poszłam na street food festival i wybrałam najgorzej… NAJGORZEJ 
W sumie to powinnam się już dawno nauczyć, że bułka z frytką w środku to połączenie, które się nigdy nie obroni 😐
Może nie góry, ale było pod górę 🙃 Jedyne Może nie góry, ale było pod górę 🙃 Jedyne miejsce w Namibii gdzie udałam się na powiedzmy mały trekking. Pod górę, po kamieniach, w 30 stopniowym upale. W połowie drogi na trasie pojawiły się małpy i tak się zastanawiałam jakie jest prawdopodobieństwo, że zaczną w nas rzucać kamieniami. Bo jakby to był film to na bank by tak było 😅
Jeszcze nigdy nie byłam na Malediwach. A myślę, Jeszcze nigdy nie byłam na Malediwach. A myślę, że jakoś bym się odnalazła 🥷
Zima w górach ❄️ 📍Isenthal, Uri Zima w górach ❄️
📍Isenthal, Uri
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes