Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Opublikowano 11/05/202012/05/2020

Kilka słów wstępu

To będzie dość długa opowieść więc radzę przygotować sobie popcorn, a później rozsiąść się w fotelu i zatopić w lekturze. 

Powiem tylko, że przy organizacji pływania z rekinami wielorybimi braliśmy pod uwagę dwie opcje. Mogliśmy wybrać osobę rekomendowaną przez Lonely Planet z biegłą znajomością języka angielskiego lub zaufać miejscowemu, który choć z angielskim był mocno na bakier to świetnie władał google translate. Koszt pierwszej opcji 3-krotnie przewyższał koszt drugiej więc dość szybko podjęliśmy decyzję. Sama atrakcja w wybranym przez nas wariancie to wydatek około 6 mln rupii indonezyjskich (około 1700 zł za parę). Pakiet zawiera dowóz z lotniska do miejscowości Sowa (gdzie owo pływanie się odbywa) dwa noclegi, całodobowe wyżywienie i transport powrotny plus towarzystwo Sema, jego rodziny i przyjaciół. W zależności od pory dnia w gronie węższym lub szerszym.

Sem, przyjaciółka rodziny (?) i ja w środku 😉

Do Nabire przylecieliśmy około 15:30. Nie wiedzieliśmy do końca czego się spodziewać, poza tym że Sem miał na nas czekać i się nami zająć.

Sem to naprawdę duży facet z czerwonymi od „papuaskiego orzecha” (o tym będzie kiedy indziej – na instagramie znajdziecie filmik) zębami. Faktycznie czekał przed lotniskiem. Zaprowadził nas do samochodu, zabrał nad morze po czym stwierdził, że z tego właśnie miejsca odbierze nas jutro. Chwila konsternacji bo to zupełnie nie tak miało wyglądać. Przecież miał się nami zająć natychmiast. Krótka dyskusja przy użyciu translatora. Sem przyznaje, że pomyliły mu się daty i choć nie jest na nasz przyjazd gotowy to zabierze nas do Sowa dzisiaj. Ale jest jeden warunek – musimy tylko znaleźć jego mamę. To był moment, w którym zupełnie straciliśmy orientacje w tym co się dokoła nas działo. Sem jak szalony, z nami na tylnym siedzeniu jego wielkiego auta z napędem na cztery koła, jeździł po mieście w poszukiwaniu swojej mamy. Zwalniał tylko przy poszczególnych grupach ludzi zgromadzonych przy drodze, otwierał okno i zadawał im pytanie. Prawdopodobnie pytał czy nie wiedzą gdzie ta „mama” może się podziewać (Oczywiście to tylko nasze przypuszczenia, nie znamy języka więc pewni nie jesteśmy).

Promenada w Nabire

Zguba się odnalazła

W końcu kobieta się znalazła. Weszła do samochodu i na wejściu nakazała się rozliczyć. Było nam to w sumie na rękę. Posiadanie tak dużej ilości gotówki w portfelu zawsze powoduje u mnie pewien dyskomfort (w Papui nie ma wyjścia – karty często nie działają, brakuje prądu nawet w miastach itp.).  Wręczyliśmy im około 1700 zł a oni zabrali nas na małe zakupy. Początkowo spytali co lubimy jeść? Ryby, mięso, jajka? Sem dowiózł nas na lokalny rynek a „mama” zabrała na zakupy. Co uderzyło mnie jako dość dziwne. Kobieta non stop trzymała mnie za rękę od czasu do czasu przytulała. Idąc z nią tak po tym rynku miałam wrażenie, że specjalnie wchodzimy w każdą jedną alejkę tak by jak najwięcej osób mogło zobaczyć, że ja z nią za tą rękę idę. W pewnym momencie poczułam się jak gwiazda na wybiegu, my obie maszerujemy – ona dumnie z głową wysoko, ja obok posyłająca uśmiechy na prawo i lewo a wszystkie oczy na nas.  Po mniej więcej 30 minutowym spacerze „mama” stwierdziła, że o tej porze nic tu nie kupimy dlatego też musimy udać się gdzie indziej. Jadąc samochodem z szybami przyciemnionymi z każdej strony, moje okno było zawsze otwarte, a mijając ludzi na ulicy Sem zawsze trąbił by przypadkiem moja obecność w aucie nie przeszła niezauważona. 

Droga przez dżunglę do Sowa

Prawie na miejscu

Jeszcze raz pojechaliśmy w miejsce, w które Sem zabrał nas przy odbiorze z lotniska, podeszła do nas kobieta. Do końca nie wiedzieliśmy kim ona była dla Sema i „mamy” ale na najbliższe 20 minut została naszą opiekunką. Zabrała nas na krótki spacer brzegiem morza, a później na spacer promenadą. Co ciekawe ,w ogóle nie zwracała uwagi na śmieci, ani te masowo porozrzucane ani nawet na te płonące w ogniskach wysokich na 2 metry. Miasto poza morzem nie miało  nic więcej do zaoferowania. Kierowaliśmy się do samochodu. Gdy podeszliśmy, dwóch nastoletnich chłopców pakowało do bagażnik owoce i warzywa. Mogliśmy jechać dalej. Sem za kierownicą, jego „mama” obok, a z tyłu my i ta kobieta, której związku z Semem wciąż nie znamy (może dla uproszczenia historii nazwiemy ją przyjaciółką rodziny). Po drodze do Sowy zatrzymaliśmy się na jeszcze jednym rynku, „mama” kupiła dla nas wodę i coś na kształt naleśników z nutellą. Była 17:44 i właśnie słońce zaczęło zachodzić. Po mniej więcej 30 minutach jady zapadła kompletna ciemność a my wjechaliśmy do dżungli, internet zanikł.

Zaczęło padać, deszcz szybko ewoluował i po raz pierwszy doświadczyliśmy ulewy równikowej. Do Sowa jechaliśmy około 2,5 godziny, w pierwszych minutach „mama” spytała czy nie mamy nic przeciw żeby sobie zapalili a gdy tylko powiedzieliśmy, że nie ma problemu cała trójka natychmiast zaczęła palić. Skończyła gdy dojechaliśmy na miejsce. 

Sowa prezentowała się zupełnie inaczej niż Nabire, po którym przewieziono nas 987643578 razy. Nawet ciężko to nazwać miasteczkiem. Jest plaża i dżungla, która aż wchodzi do wody. W miejscu wykarczowanym stoją dwa domki. Jeden dla turystów, którzy przyjechali popływać z rekinami wielorybimi i drugi dla Sema/rodziny/przyjaciół. Przed tym drugim trwa wieczna impreza – albo ktoś gra na gitarze albo słucha muzyki z płyty. Zawsze jest tam sporo osób. Z założenia opiekują się oni turystami, gotują (bardzo smacznie), wiozą łódką do rekinów i dbają by nikomu nic się nie stało i niczego nie brakowało. A gdy tego nie robią to najzwyczajniej w życiu się relaksują. Żują te swoje narkotyczne orzechy, palą papierosy i patrzą na wodę w zatoce Cenderawasih. W sumie niejeden by marzył o takim życiu.

Pyszne śniadanie a zaraz po nim wskakujemy do łódki…

W domku dla turystów są 4 pokoje. My zajęliśmy jeden, dwie inne pokoje zajęte były przez podróżujących solo holendrów a jeden stał pusty. W domku była jedna toaleta i jedna łazienka. Woda ze studni tylko do wyczerpania zapasów. Prąd podobnie (tradycja w Papui). O warunkach nie będę Wam dużo pisać bo lepiej zobrazują je poniższe filmiki. Powiem tylko, że pluskiew nie było. Materace były nowe a miejsce czyste. 

Nasz domek
MY 🙂
Obiad

Do rzeczy

By pływać z rekinami należy wstać wcześnie rano. Po śniadaniu około 7 rano popłynęliśmy łódką na „bagan” – miejsce gdzie rybacy łowią ryby. Co warto podkreślić rybacy wierzyli, że rekiny wielorybie przynoszą szczęście dlatego też karmią je przynętą (należy unikać tej atrakcji w niedzielę, rybacy mają święto i rekini niestety razem z nimi). Po około 10 minutach jesteśmy na miejscu – platformie dryfującej na wodzie. Na niej miejscowi wrzucają ryby do wody. Tego dnia przypływają po nie trzy rekiny wielorybie. Największy ma około 10-12 metrów, dwa pozostałe są wyraźnie mniejsze. Jesteśmy my, para Holendrów, „kapitan” – Oskar (syn Sema) i jakaś jeszcze jedna osoba z załogi. Wszyscy wchodzimy do wody a mnie ogarnia panika. Sparaliżowana nie jestem w stanie się ruszyć. Czuje tylko, że zaczyna brakować mi powietrza. Duszę się i nie potrafię uspokoić. Dopiero po 10 minutach głębokich wdechów i wydechów jestem w stanie się uspokoić.

Oskar proponuje pomoc, z której chętnie korzystam. Płyniemy trzymając się za ręce bezpośrednio pod siatkę z przynętą. W tym momencie staje oko w oko z rekinem. Dzieli nas około metra. Gigant zakręca, ja z zadziwieniem obserwuje to co ma miejsce, „wiszę” w wodzie w bezruchu i nagle obrywam ogonem. Bolało 🙂 Nie że jakoś bardzo w skali od 1 do 10, taka mocna 6. Teraz juz się nie boję, pływamy z rekinami jeszcze przez około 2 godziny. 

I na koniec najważniejsza informacja. Z Semem kontaktujcie się przez WhatsApp +6281343977979

Autor: Iza

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy
📌 Zurich

Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańsk Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańska przechadzka
Tam, gdzie Alpy spotykają się z agentem 007 😎 Tam, gdzie Alpy spotykają się z agentem 007 😎 
Furka Pass miałam na swojej liście już od dawna, ale jakoś tak się nie składało (fakt, że przełęcz otwarta jest tylko latem nie pomagał).
Chciałam zobaczyć hotel Belvédère, a nie zdawałam sobie sprawy, że zaraz obok niego jest lodowiec Rhonegletscher i można pod niego podejść. Normalnie by zobaczyć podobnej klasy widoki trzeba się ostro zmęczyć, a tu na wyciągnięcie ręki za jedyne 9 CHF a w bonusie grota lodowa. Gdybym wiedziała, że tam jest ten lodowiec, to założyłabym inne buty😅
Dzień, w którym spotkałam skorpiona. Niebezpiec Dzień, w którym spotkałam skorpiona. Niebezpieczną istotką 🦂
📍Arrakis 📍Arrakis
W Szwajcarii rok szkolny zaczął się 19-go sierp W Szwajcarii rok szkolny zaczął się 19-go sierpnia. Więc już za chwilę, już za momencik 2-tygodniowa przerwa jesienna i krótkie wakacje 🥳
Powiedzieć, że nie mogę się doczekać to tak, jakby nie powiedzieć nic.
W ogóle to bardzo sobie chwalę fakt, że tutaj te dni wolne są rozłożone i zamiast długiej przerwy letniej ma się ją krótszą (5-tygodniową) i dostaje się w zamian 2 tygodnie wolnego jesienią i 2 wiosną. 
Przynajmniej na chwilę obecną widzę, że system jest po mojej stronie.
No nic zaczynam odliczanie 8 dni do wylotu :)
A dzisiaj spójrzmy na te zdjęcia i pomyślmy o s A dzisiaj spójrzmy na te zdjęcia i pomyślmy o schodach, było ich około 300-stu. Wystarczająco by garminowski cel pięter osiągnąć kilkukrotnie. Osiągnąć i zapisać bez problemu. 
Teraz wydaje mi się, że problemy mogłyby się pojawić ☹️mam wrażenie, że żywot mojego Garmina dobiega końca. Jest ze mną od maja 2020. Towarzyszy mi w doli i niedoli, razem śpimy, jest świadkiem moich największych wysiłków. Może nie mam ich jakoś szczególnie dużo 😅 ale nagrywam na nim ćwiczenia 3/4 razy w tygodniu i biegi 2 razy w tygodniu no i słucham muzyki. I wszystko było pięknie aż tu nagle zaczął mi płatać figle. Dzis po raz trzeci w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy będąc naładowanym do około 40% przy klikaniu na przycisk zapisz aktywność po prostu się wyłączył. Przy pierwszym razie pomyślałam przypadek, przy drugim dziwny zbieg okoliczności. Dziś po miesiącu zdarzyło się to po raz trzeci i zaczynam myśleć, że to początek końca. Smutny to będzie dzień kiedy pokonam 300 schodów, a zegarek tego nie odnotuje 🙃 
📍 Bruny Island, Tasmania, Australia
Dzień, w którym poszłam na street food festival Dzień, w którym poszłam na street food festival i wybrałam najgorzej… NAJGORZEJ 
W sumie to powinnam się już dawno nauczyć, że bułka z frytką w środku to połączenie, które się nigdy nie obroni 😐
Przy kwiatku 🪴 Podobno Panamá City to taki Now Przy kwiatku 🪴
Podobno Panamá City to taki Nowy York Ameryki Środkowej.
Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i duż Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i dużo ludzi.  Jak dla mnie ludzi trochę za dużo, a glühwein trochę za drogie i trochę za słabe. 
Choć z ciekawości sprawdziłam ceny na jarmarku świątecznym w PL w Poznaniu. W sumie nie wiem czemu w Poznaniu😅, może dlatego, że akurat tam bywałam na 11 listopada. Cena za kubek 20 zł.
W Strasburgu, we Francji 4€ za grzane wino bez rumu, 5€ z rumem. Więc wychodzi na to, że taniej 🤐
Zima w górach ❄️ 📍Isenthal, Uri Zima w górach ❄️
📍Isenthal, Uri
Diametralna zmiana temperatur z ateńskich 19 stop Diametralna zmiana temperatur z ateńskich 19 stopni i pełnego słońca na zuryskie 2 i ogólną szarugę okazała się bezlitosna. Cała trójka rozłożona na łopatki.
Królestwo za ciepłe dni i zieloną trawę.

#swissalps #swissmountains #szwajcaria #podróżemałeiduże #mojepodróże #ebenalp #appenzell #swisstourism #swisslandscape #swisslife #nvgtn #zielonatrawa #schroniskogórskie #schronisko #hikvision #girlswhohike
Przygotowuje recenzję hotelu, można dodać zdję Przygotowuje recenzję hotelu, można dodać zdjęcia 😃

#rooftoppool #panamacitypanama #panamacity #panamacentro #wieżowce #skyscapes #podróżemałeiduże #mojepodróże #centralamericatravel
Mix&match Verbania edycja wielkanocna 1) ja na st Mix&match
Verbania edycja wielkanocna 
1) ja na statku, w kombinezonie nurka szykuję się do skoku.
2) dzień pierwszy - świeciło słońce idę odłożyć kurtkę do samochodu, bo było mi za ciepło (w kolejne dni już nie miałam tego problemu)
3) selfie w słońcu 
4) dzień drugi, tu już słońca nie było, ale doceniam, że nie padało, wybrałam się na wycieczkę na Isle Bella.
5) na statku, z flagą, bo kto nie robi tego typu zdjęć.
6) Ja z widokiem.
7) A tu jak płynę.
8) Widoki znad jeziora Maggiore.
9) Jak wyżej (Maggiore to drugie po Como włoskie jezioro, które odwiedziłam, została mi już tylko Garda. Klimat podobny - podoba mi się.
10) Na shoppingu.
11) Nic nie kupiłam.
12) Ponownie widoki.
13) 🤳🏻 
14) najlepsze co jadłam tej Wielkanocy 🙈 
15) kolejny dzień, tym razem do braku słońca dochodzą konkretne opady, z krótkimi przerwami leje cały dzień.
16) dzień wyjazdu, przestało padać i wyszło słońce 🙃
17) o takim statkiem pływałam po Maggiore.
18) z moją ulubioną osobą, tak się złożyło, że falafelem kończyliśmy każdy wieczór. Pierwszego wieczoru było pysznie, drugiego obsługa już nas kojarzyła i nie pytała nawet o szczegóły zamówienia, trzeciego czekając na zamówienie poznaliśmy historię życia pracowników. To wieczór nr 3😅 
19) a to dzień opadów.
20) tu rowniez z tym, że na chwilę przestało padać.
🐾🐾🐾
Takie mam postanowienie noworoczne, żeby codziennie, niezależnie od pogody, iść na co najmniej 5-kilometrowy spacer.
Ciekawe czy wytrwam..
Not shallow 😏 📍Crater Lake - najgłębsze w Not shallow 😏
📍Crater Lake - najgłębsze w USA
#kostaryka #photodump cześć 2 1. Na moście wis #kostaryka #photodump cześć 2 
1. Na moście wiszącym 
2. Podobnie jak wyżej. Na moście może być tylko 1 osoba - takie przechodzenie wygląda na fajną zabawę i rzeczywiście nią jest. Na tym wyjeździe przeszłam łącznie po 12 mostach wiszących.
3. To trochę tak jak gdy oglądasz jakiś zagraniczny film, w napisach końcowych zobaczysz jakieś polskie nazwisko i nagle masz ochotę zaśpiewać hymn.
4. Naturalny bałagan-najpiękniejszy.
5. Fotka na plaży.
6. A tu już forma bardziej skomplikowana-ruchoma na górze, stateczna na dole i ocean w tle.
7. Plaża w Montezumie, dla mnie najpiękniejsza plaża w Kostaryce.
8. Ruiny starej restauracji - najfajniejsze co spotkało nas w Jaco.
10. Krokodyl.
11. Z głębin oceanu.
12. Zachód z plamą zawsze fajny.
13. Reality check.
14. W tym miejscu jadłam najlepszy posiłek. Smakował tak jak wyglądało to miejsce soczyście, egzotycznie i natural.
15. Wodospad jeden z dziesiątek, które widziałam ostatnio. 

#costarica #lafortunacostarica #costaricatravel #costaricagram #wodospad #mostwiszący #suspensionbridge #amerykasrodkowa #centralamericatravel #plaza #montezumas
Once Upon a Dune . #namibiatourism #namibiatravel Once Upon a Dune 
.
#namibiatourism #namibiatravel #dune45 #podróżemałeiduże #pustynia #pustynianamib #namibdesert #namibie #namibdunes #afryka #piasek #nabiało #mojepodroze #upał #napustyni #onadesert #sesriem #sossusvlei #namibnaukluft #namibnaukluftnationalpark
Wciąż do końca trudno mi się przyzwyczaić do Wciąż do końca trudno mi się przyzwyczaić do myśli, że wystarczy godzina drogi i już jestem w Alpach. Moja kolekcja zapisanych tras do odwiedzenia powiększa się szybciej niż kolekcją rolek z daniami, które koniecznie muszę przygotować. A że zapisuję tylko takie rolki to się tak przeplatają góry z warzywami i albo jestem głodna albo spragniona widoków :) te rolki ze szlakami niby inspirują ale co jakąś sobie obiorę za cel, to okazuje się, że szlak jest jeszcze nieczynny i trzeba poczekać do połowy czerwca żeby go otworzyli. No i wczoraj było tak samo. Miałam 4 rolki, 4 różne trasy i 4 okazały się zamknięte. Więc ostatecznie skończyłam w wąwozie i było fajnie. Wąwóz w najwęższym miejscu ma szerokość zaledwie jednego metra. Rewelacja :)
🥳🍾 🥳🍾
Afryka i część moich noclegów, wyjątkowych z Afryka i część moich noclegów, wyjątkowych z różnych względów.
1. Outjo. Kamping, jakąś godzinę drogi od Etoszy, z basenem idealnym na prawie 40 stopniowe upały.
2. Żyrafa photobomb.
3. Bo w Otjiwarongo żyrafy, strusie chodziły sobie swobodnie na basen.
4. Prawie jak na pustyni. 
5. Oryks koło domu.
6. I basen jak z obrazka.
7. Mój domek przy pustyni Namib.
8. Skeleton Coast pełne szkieletów.
9. Pierwszy nocleg na farmie strusi - wtedy jeszcze nie wiedziałam, że strusie w Namibii będę widzieć prawie codziennie.
10. Próbuje, z marnym skutkiem, zrobić sobie selfie ze strusiem.
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes