Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Opublikowano 11/05/202012/05/2020

Kilka słów wstępu

To będzie dość długa opowieść więc radzę przygotować sobie popcorn, a później rozsiąść się w fotelu i zatopić w lekturze. 

Powiem tylko, że przy organizacji pływania z rekinami wielorybimi braliśmy pod uwagę dwie opcje. Mogliśmy wybrać osobę rekomendowaną przez Lonely Planet z biegłą znajomością języka angielskiego lub zaufać miejscowemu, który choć z angielskim był mocno na bakier to świetnie władał google translate. Koszt pierwszej opcji 3-krotnie przewyższał koszt drugiej więc dość szybko podjęliśmy decyzję. Sama atrakcja w wybranym przez nas wariancie to wydatek około 6 mln rupii indonezyjskich (około 1700 zł za parę). Pakiet zawiera dowóz z lotniska do miejscowości Sowa (gdzie owo pływanie się odbywa) dwa noclegi, całodobowe wyżywienie i transport powrotny plus towarzystwo Sema, jego rodziny i przyjaciół. W zależności od pory dnia w gronie węższym lub szerszym.

Sem, przyjaciółka rodziny (?) i ja w środku 😉

Do Nabire przylecieliśmy około 15:30. Nie wiedzieliśmy do końca czego się spodziewać, poza tym że Sem miał na nas czekać i się nami zająć.

Sem to naprawdę duży facet z czerwonymi od „papuaskiego orzecha” (o tym będzie kiedy indziej – na instagramie znajdziecie filmik) zębami. Faktycznie czekał przed lotniskiem. Zaprowadził nas do samochodu, zabrał nad morze po czym stwierdził, że z tego właśnie miejsca odbierze nas jutro. Chwila konsternacji bo to zupełnie nie tak miało wyglądać. Przecież miał się nami zająć natychmiast. Krótka dyskusja przy użyciu translatora. Sem przyznaje, że pomyliły mu się daty i choć nie jest na nasz przyjazd gotowy to zabierze nas do Sowa dzisiaj. Ale jest jeden warunek – musimy tylko znaleźć jego mamę. To był moment, w którym zupełnie straciliśmy orientacje w tym co się dokoła nas działo. Sem jak szalony, z nami na tylnym siedzeniu jego wielkiego auta z napędem na cztery koła, jeździł po mieście w poszukiwaniu swojej mamy. Zwalniał tylko przy poszczególnych grupach ludzi zgromadzonych przy drodze, otwierał okno i zadawał im pytanie. Prawdopodobnie pytał czy nie wiedzą gdzie ta „mama” może się podziewać (Oczywiście to tylko nasze przypuszczenia, nie znamy języka więc pewni nie jesteśmy).

Promenada w Nabire

Zguba się odnalazła

W końcu kobieta się znalazła. Weszła do samochodu i na wejściu nakazała się rozliczyć. Było nam to w sumie na rękę. Posiadanie tak dużej ilości gotówki w portfelu zawsze powoduje u mnie pewien dyskomfort (w Papui nie ma wyjścia – karty często nie działają, brakuje prądu nawet w miastach itp.).  Wręczyliśmy im około 1700 zł a oni zabrali nas na małe zakupy. Początkowo spytali co lubimy jeść? Ryby, mięso, jajka? Sem dowiózł nas na lokalny rynek a „mama” zabrała na zakupy. Co uderzyło mnie jako dość dziwne. Kobieta non stop trzymała mnie za rękę od czasu do czasu przytulała. Idąc z nią tak po tym rynku miałam wrażenie, że specjalnie wchodzimy w każdą jedną alejkę tak by jak najwięcej osób mogło zobaczyć, że ja z nią za tą rękę idę. W pewnym momencie poczułam się jak gwiazda na wybiegu, my obie maszerujemy – ona dumnie z głową wysoko, ja obok posyłająca uśmiechy na prawo i lewo a wszystkie oczy na nas.  Po mniej więcej 30 minutowym spacerze „mama” stwierdziła, że o tej porze nic tu nie kupimy dlatego też musimy udać się gdzie indziej. Jadąc samochodem z szybami przyciemnionymi z każdej strony, moje okno było zawsze otwarte, a mijając ludzi na ulicy Sem zawsze trąbił by przypadkiem moja obecność w aucie nie przeszła niezauważona. 

Droga przez dżunglę do Sowa

Prawie na miejscu

Jeszcze raz pojechaliśmy w miejsce, w które Sem zabrał nas przy odbiorze z lotniska, podeszła do nas kobieta. Do końca nie wiedzieliśmy kim ona była dla Sema i „mamy” ale na najbliższe 20 minut została naszą opiekunką. Zabrała nas na krótki spacer brzegiem morza, a później na spacer promenadą. Co ciekawe ,w ogóle nie zwracała uwagi na śmieci, ani te masowo porozrzucane ani nawet na te płonące w ogniskach wysokich na 2 metry. Miasto poza morzem nie miało  nic więcej do zaoferowania. Kierowaliśmy się do samochodu. Gdy podeszliśmy, dwóch nastoletnich chłopców pakowało do bagażnik owoce i warzywa. Mogliśmy jechać dalej. Sem za kierownicą, jego „mama” obok, a z tyłu my i ta kobieta, której związku z Semem wciąż nie znamy (może dla uproszczenia historii nazwiemy ją przyjaciółką rodziny). Po drodze do Sowy zatrzymaliśmy się na jeszcze jednym rynku, „mama” kupiła dla nas wodę i coś na kształt naleśników z nutellą. Była 17:44 i właśnie słońce zaczęło zachodzić. Po mniej więcej 30 minutach jady zapadła kompletna ciemność a my wjechaliśmy do dżungli, internet zanikł.

Zaczęło padać, deszcz szybko ewoluował i po raz pierwszy doświadczyliśmy ulewy równikowej. Do Sowa jechaliśmy około 2,5 godziny, w pierwszych minutach „mama” spytała czy nie mamy nic przeciw żeby sobie zapalili a gdy tylko powiedzieliśmy, że nie ma problemu cała trójka natychmiast zaczęła palić. Skończyła gdy dojechaliśmy na miejsce. 

Sowa prezentowała się zupełnie inaczej niż Nabire, po którym przewieziono nas 987643578 razy. Nawet ciężko to nazwać miasteczkiem. Jest plaża i dżungla, która aż wchodzi do wody. W miejscu wykarczowanym stoją dwa domki. Jeden dla turystów, którzy przyjechali popływać z rekinami wielorybimi i drugi dla Sema/rodziny/przyjaciół. Przed tym drugim trwa wieczna impreza – albo ktoś gra na gitarze albo słucha muzyki z płyty. Zawsze jest tam sporo osób. Z założenia opiekują się oni turystami, gotują (bardzo smacznie), wiozą łódką do rekinów i dbają by nikomu nic się nie stało i niczego nie brakowało. A gdy tego nie robią to najzwyczajniej w życiu się relaksują. Żują te swoje narkotyczne orzechy, palą papierosy i patrzą na wodę w zatoce Cenderawasih. W sumie niejeden by marzył o takim życiu.

Pyszne śniadanie a zaraz po nim wskakujemy do łódki…

W domku dla turystów są 4 pokoje. My zajęliśmy jeden, dwie inne pokoje zajęte były przez podróżujących solo holendrów a jeden stał pusty. W domku była jedna toaleta i jedna łazienka. Woda ze studni tylko do wyczerpania zapasów. Prąd podobnie (tradycja w Papui). O warunkach nie będę Wam dużo pisać bo lepiej zobrazują je poniższe filmiki. Powiem tylko, że pluskiew nie było. Materace były nowe a miejsce czyste. 

Nasz domek
MY 🙂
Obiad

Do rzeczy

By pływać z rekinami należy wstać wcześnie rano. Po śniadaniu około 7 rano popłynęliśmy łódką na „bagan” – miejsce gdzie rybacy łowią ryby. Co warto podkreślić rybacy wierzyli, że rekiny wielorybie przynoszą szczęście dlatego też karmią je przynętą (należy unikać tej atrakcji w niedzielę, rybacy mają święto i rekini niestety razem z nimi). Po około 10 minutach jesteśmy na miejscu – platformie dryfującej na wodzie. Na niej miejscowi wrzucają ryby do wody. Tego dnia przypływają po nie trzy rekiny wielorybie. Największy ma około 10-12 metrów, dwa pozostałe są wyraźnie mniejsze. Jesteśmy my, para Holendrów, „kapitan” – Oskar (syn Sema) i jakaś jeszcze jedna osoba z załogi. Wszyscy wchodzimy do wody a mnie ogarnia panika. Sparaliżowana nie jestem w stanie się ruszyć. Czuje tylko, że zaczyna brakować mi powietrza. Duszę się i nie potrafię uspokoić. Dopiero po 10 minutach głębokich wdechów i wydechów jestem w stanie się uspokoić.

Oskar proponuje pomoc, z której chętnie korzystam. Płyniemy trzymając się za ręce bezpośrednio pod siatkę z przynętą. W tym momencie staje oko w oko z rekinem. Dzieli nas około metra. Gigant zakręca, ja z zadziwieniem obserwuje to co ma miejsce, „wiszę” w wodzie w bezruchu i nagle obrywam ogonem. Bolało 🙂 Nie że jakoś bardzo w skali od 1 do 10, taka mocna 6. Teraz juz się nie boję, pływamy z rekinami jeszcze przez około 2 godziny. 

I na koniec najważniejsza informacja. Z Semem kontaktujcie się przez WhatsApp +6281343977979

Autor: Iza

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy

📍Sandwich Harbour, gdzie ocean spotyka się z p 📍Sandwich Harbour, gdzie ocean spotyka się z pustynią #photodump 
1. Ja gotowa na wycieczkę.
2. Tam gdzie ocean spotyka się z pustynią.
3. Mój ulubiony filmik z Namibii. Żmija jest mała ale bardzo jadowita. Umiejętność maskowania 11/10.
4. 🦩 
5. Prawie jak Dirt 5, tylko, że lepiej.
6. 4x4 po pustyni.
7. Niektórzy się zakopali.
8. Sandwich Harbour.
9. Diuny po raz kolejny. 
10. Szakal
Poszłam w góry⛰️ . . . . #stoos #schwyz #sch Poszłam w góry⛰️
.
.
.
.
#stoos #schwyz #schwyztourismus #swisslife #swissalps #swissmountains #goryponadwszystko #góry #podróżemałeiduże #gymglamour #górskiewędrówki #girlswhohike #inthemountains #mojepodróże #naświeżympowietrzu #czapeczka #farout
No coraz bardziej lubię się z tą Szwajcarią. W No coraz bardziej lubię się z tą Szwajcarią. Wizyta w górach zawsze wprowadza mnie w doskonały nastrój. 
W sumie to była sobota idealna, pogoda na 5+, widoki jak z bajki, a jedzenie serwowane w schronisku Aescher naprawdę smaczne. 
Wycieczka pozostawiła mnie z apetytem na więcej gór i z pytaniem - co oni robią z tą trawą tutaj, że jest tak soczyście zielona?🌱
.
.
.
.
.
#goryponadwszystko #szwajcaria #swisslife #podróżemałeiduże #mojepodróże #ebenalp #appenzell #swissalps #nvgtn #zielonatrawa #greengrass #swissmountains #aescher #schronisko #mountainhiking #girlswhohike #swisstravel
#kostaryka #photodump pierwszy z kilku myślę, ch #kostaryka #photodump pierwszy z kilku myślę, chyba że mi się odwidzi 😅
1. Ja przy wodospadzie. Czego jak czego ale wodospadów na Kostaryce widziałam dużo (bo dużo ich tam jest) i za każdy żeby go zobaczyć zapłaciłam też dużo (minimum 25$ osoba)
Fotę wrzucam ze względu na brzuch, bo mi się podoba :)
2. Na szlaku #eltigrewaterfalls ja podziwiam wodospad a L. podziwia moją 🍑 i tak to się kręci :)
3. Żararaka rogata, z taką nazwą to trudno traktować ją poważnie, ale trzeba, bo ta żararaka jest ☠️
4. W gorącym źródełku, przewidywalnie ta rozrywka sprawiła mi przyjemność.
5. Ponownie chodzi o brzuch 😅
6. Leniwiec 🦥 
7. Ja i krokodyle amerykańskie na #crocodilebridge.
Za 100 pkt kto wie czym się różni krokodyl od aligatora? 
8. Dżungla.
9. Ryż na śniadanie, po 5 dniach zaczął mi się nudzić po 9 cieszyłam się, że 10 dnia zjem go po raz ostatni.
10. Gorące źródła ponownie.
11. Ja - właśnie w tym źródełku uderzyłam się w palec u stopy - bolało.
12. #rioceleste przed deszczem.
13. Ulewa w dżungli.
14. Ta ulewa mnie zaskoczyła, no i przemokłam do suchej nitki.
15. Ocean.
16. Ja prawie jak pantera 😅😂
17. Idę popływać. 

#podróże #mojepodróże #podrozemaleiduze #costaricapuravida #costaricagram #costaricacool #costaricatravel #costaricaphoto #costaricatrip #amerykaśrodkowa #centralamericatravel #wodospad #costaricawaterfalls #waterfallsfordays #krokodyl #leniwiec #gorąceźródła #dżungla #inthejungle #monteverde #montezuma
Z sukcesów tygodnia. Zostałam pontoniarą 😅 z Z sukcesów tygodnia.
Zostałam pontoniarą 😅 znaczy zostałam nią już w zeszłym roku, ale zapomniałam gdzie schowałam ponton po zakończonym sezonie 2023. W tym tygodniu udało mi się go odnaleźć, tak więc zostałam pontoniarą - ponownie. Otwieram sezon 2024. Wiedząc, że pewnie za tydzień go już zamknę, bo z prognozy jasno wynika, że jeszcze 9 dni i nastąpi załamanie pogody, z radością obwieszczam - zdążyłam :)
BTW 
Skończyłam czytać „Lost in the Jungle” książkę, o której słyszałam dużo dobrego będąc w Boliwii. Zaciekawiona opowieściami postanowiłam sprawdzić o co tyle szumu. Nie żałuję, w niektórych momentach napisana jest tak sugestywnie, że przestałam czytać bo wydawało mi się, że to po mnie chodzą mrówki.  To opowieść o tym jak to pewnie chłopak zgubił się w dżungli w Boliwii właśnie. Na prawdę fajnie się to czytało. W sumie szkoda, że już skończyłam. 
.
.
.
.
.
#rzeka #limmat #swiss_views #swisslandscape #swisslife #mojepodróże #podróżemałeiduże #ponton #spływ #wiosło #woda #szuwary #chillwave #płynę #odpoczynek #żyćko
Przejrzysta i turkusowa. Jakbym powiedziała, że Przejrzysta i turkusowa. Jakbym powiedziała, że to jakiś kurort na greckich wyspach to raczej nikt by nie kwestionował, a to rzeka Limmat przy moim domu.
Czuję się jakbym wygrała w loterii na jedno z lepszych miejsc do życia 🥳
Nie ma przypadków. Google przypomina zdjęcia zna Nie ma przypadków. Google przypomina zdjęcia znaczy, że czas na kajaki ☀️
📍Arrakis 📍Arrakis
Na tą stację gondolowych kolei liniowych (Santo Na tą stację gondolowych kolei liniowych (Santo Domingo) specjalnie wcześniej wybraną, tak by widoki z gondoli były możliwie najfajniejsze, jechałam Uberem. Droga była ostro pod górę, a kierowca prowadził jakiegoś małego Chevroleta, który ewidentnie miał z tym wzniesieniem spory problem. Co więcej była to dla kierowcy trasa zdecydowanie pechowa, bo co dał radę się rozpędzić i pokonać część przecznicy to na ostatniej prostej zawsze pojawiało się coś co zmuszało go do cofnięcia. Jakbym ja była nim to bym sobie po prostu dała spokój i poinformowała pasażera, że dalej nie jadę. Ale nie ten kierowca. On był normalnie żywą definicją stoicyzmu co go los spychał na dół to on pod prąd w lewo, potem w prawo, potem jeszcze raz w prawo i znowu w lewo i pod górę i ponownie na ostatniej prostej musiał wycofać. Sytuacja powtórzyła się jak nic czterokrotnie, a gościu nie przeklnął ani razu. Fascynujące.
Buenos Aires. Nigdy jakoś szczególnie nie chciałam tam pojechać, loty ułożyły się jednak tak, że nadarzyła się okazja. I bardzo dobrze. Byłam tam naszym latem, a więc ich zimą. Tak mi się spodobało, że aż po raz pierwszy z premedytacją puściłam sobie piosenkę Manamu Buenos Aires. Wcześniej słyszałam tylko fragmenty refrenu. Piosenka, tak jak i miasto, również mi się spodobała, do tego stopnia, że aż kupiłam sobie winyla, ale niestety nie miałam go jak zapakować i czeka na mnie teraz w PL 🙃
Buenos - miasto, do którego mogłabym wrócić, bo czuję, że miałabym po co. To drugie i ostatnie miasto po Sydney, o którym tak myślę. 
A na zdjęciach m.in. 
1. Aleja 9 lipca - 9 pasów w jedną i 9 w drugą, szerokość 140 metrów - to z nią kojarzyło mi się Buenos przed przyjazdem; 
2. Dzielnica portowa - inflacja w Argentynie 250% a oni budują na potęgę i jakoś to się kręci… ciekawe :) może to faktycznie jest tak jak to mówią, że są 4 rodzaje gospodarek rozwinięta, nierozwinięta, Japonia i Argentyna;
3 La Boca trąci komercją bardzo a poza tym to miłość do Messiego i Maradony unosi się w powietrzu.  Kupiłam 2 koszulki dla młodego mniejsza dla mnie większa, ostatnio przeglądając telefon znalazła swoje zdjęcie z nimi. Ale dowcipniś z tego mojego L. no nie przestaje mnie zadziwiać 
4. Podobno największą atrakcją Buenos jest cmentarz (leży na nim m.in. Ewa Peron i pewnie wielu innych znanych ludzi, których ja nie znam:)) cmentarz bardzo przypomniałam mi ten z Nowego Orleanu - ten, na którym kręcili Easy Ridera ♥️. Grobowce jak grobowce takie wielkie domy, ale przed jednym stał pomnik tej dziewczyny z psem - jak wyjęty z horroru :) 
5. Buenos to i tango - tańczą je wszędzie albo markują, że tańczą.
Taki misz masz zdjęciowy z Buenos - może kiedyś loty ułożą się tak żebym trafiła tam ich latem, czuję, że to będzie jedna wielka impreza.
Neapol #photodump 1. Pierwsze wyjście, piątek g Neapol #photodump 
1. Pierwsze wyjście, piątek godzina 21:42, tuż obok mojego hotelu (jakiś kilometr od centrum centralnego) wygląda srogo 😅
2. Nie mogłam się zdecydować 
3. Nigdy nie byłam fanką pizzy z ananasem… ale hejtu na takową w ogóle nie rozumiem… szczególnie, że to 🍍- samo zdrowie 
4. Mój widok z okna 
5. Pierwsza pizza na tym wyjeździe - udana
6. Okolica 
7. Okolica szerzej :)
8. Na murku 
9. Te ceny 🤌
10. Taka ja
Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo udane. 
Jeżeli ktoś chciałby spróbować, a nie interesuje go game drive, to myślę, że Park Narodowy Etoszy będzie doskonały wyborem. Ale tam jest zwierząt 😮
Ktoś miał okazję robić self-drive Safari? Gdzie? 
.
.
.
#namibiatravel #namibiatourism #namibiatrip #safari #selfdrivesafari #selfdrive #etosha #etoshanationalpark #mojepodróże #podróżemałeiduże #słonie #lwy #zebry #żyrafy
W poszukiwaniu anakondy. Przed przyjazdem do Pamp W poszukiwaniu anakondy. 
Przed przyjazdem do Pampy (to taka wilgotna trawiasta równina charakterystyczna dla Ameryki Południowej) czytałam, że tylko garstce udaje się spotkać tego węża w naturalnym środowisku. Ja niby nie wierzyłam, że uda mi się ją zobaczyć, no bo jak wspomniałam udaje się to tylko nielicznym, ale z drugiej strony skoro istnieją tacy, którym się to udaje to czemu ja nie mam być wśród nich - i właśnie z takim nastawieniem tam jechałam. 
.
Przewodnik (bo tu jedzie się z prywatnym przewodnikiem) już na wstępie zadał pytanie co chcemy zobaczyć? Więc zaczęło się wyliczanie: różowe delfiny, leniwce, kajmany, aligatory no i oczywiście, dodałam z pełną powagą w głosie, anakondę. On w sumie niewzruszony, z równą mi pewnością, powiedział tak: no to dziś zobaczymy wszystko, a jutro idziemy na bagna tropić anakondę. 
Przejechaliśmy przez symboliczną bramę do parku, bramę oplatała wielka, sztuczna anakonda co tylko rozbudziło mój apetyt.
Dzień zakończył się 100% sukcesem. Z anakondą mieliśmy spotkać się nazajutrz.
.
Przy kolacji przewodnik kontynuował rozbudzanie moich nadzieji. Na wszelkie pytania z kategorii jakie jest prawdopodobieństwo spotkać gada odpowiadał krótko - duże. Na odchodne dodał, że wczoraj, tuż przed wyjściem z bagien jego znajomy przewodnik jakąś widział. 
W dzień tropienia wstaliśmy skoro świt zjedliśmy śniadanie, przywdzialiśmy kalosze, wzięliśmy do ręki długie drewniane kije i ruszyliśmy na poszukiwania. Przewodnik sprawiał wrażenie profesjonalisty, krótko przeszkolił jak chodzić po bagnie, by się w nim nie utopić, a później wydawał komendy - coś w stylu - „ja przeczesuję te trawy, wy te bardziej na lewo”. Co jakiś czas robił sobie selfie, co uznałam za urocze, bo wychodzi na to, że jeszcze go to bagno kręci, pomimo tego, że jak zakładam, odwiedza to miejsce minimum 3 razy w tygodniu. Upał był okrutny 35 stopni, cienia nie uświadczysz. Anakonda nie została odnaleziona. Trafiliśmy na gniazdo - przewodnik twierdził, że należało właśnie do niej. Czy tak faktycznie było - nigdy się nie dowiem. 
Ale same poszukiwanie robiło robotę - czułam się trochę jak z tego filmu z JLo „Anakonda” więc doświadczenie zacne. Gorąco polecam:)
A dzisiaj spójrzmy na te zdjęcia i pomyślmy o s A dzisiaj spójrzmy na te zdjęcia i pomyślmy o schodach, było ich około 300-stu. Wystarczająco by garminowski cel pięter osiągnąć kilkukrotnie. Osiągnąć i zapisać bez problemu. 
Teraz wydaje mi się, że problemy mogłyby się pojawić ☹️mam wrażenie, że żywot mojego Garmina dobiega końca. Jest ze mną od maja 2020. Towarzyszy mi w doli i niedoli, razem śpimy, jest świadkiem moich największych wysiłków. Może nie mam ich jakoś szczególnie dużo 😅 ale nagrywam na nim ćwiczenia 3/4 razy w tygodniu i biegi 2 razy w tygodniu no i słucham muzyki. I wszystko było pięknie aż tu nagle zaczął mi płatać figle. Dzis po raz trzeci w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy będąc naładowanym do około 40% przy klikaniu na przycisk zapisz aktywność po prostu się wyłączył. Przy pierwszym razie pomyślałam przypadek, przy drugim dziwny zbieg okoliczności. Dziś po miesiącu zdarzyło się to po raz trzeci i zaczynam myśleć, że to początek końca. Smutny to będzie dzień kiedy pokonam 300 schodów, a zegarek tego nie odnotuje 🙃 
📍 Bruny Island, Tasmania, Australia
Once Upon a Dune . #namibiatourism #namibiatravel Once Upon a Dune 
.
#namibiatourism #namibiatravel #dune45 #podróżemałeiduże #pustynia #pustynianamib #namibdesert #namibie #namibdunes #afryka #piasek #nabiało #mojepodroze #upał #napustyni #onadesert #sesriem #sossusvlei #namibnaukluft #namibnaukluftnationalpark
Post upamiętniający moją walizkę podróżną. Post upamiętniający moją walizkę podróżną. Śpij słodko aniołku. A jako, że tu w Szwajcarii nie można sobie tak po prostu wyrzucić do śmieci wszystkiego jak leci to czeka nas jeszcze jedna wspólna podróż - do centrum recyklingu, gdzie pod czujnym okiem pracownika centrum zważę ją, a później zapłacę za jej utylizację. 
Piszę to sobie na pamiątkę, bo to kolejna już walizka, z którą po niecałym roku znajomości przyszło mi się pożegnać. Może już czas żeby zainwestować w coś lepszej jakości. Choć jak patrzę na ceny tych wszystkich Samsonite i innych tego typu burżujskich walizek to mi szkoda kasy😅…
A zdjęcie dodaje z plecakiem, a nawet i dwoma:) Tu zainwestowałam w Ospray i na ten moment nie mogę narzekać - są nieśmiertelne i wygodne. 
.
.
.
.
.
#plecak #osprey #backpacks #czapeczka #zplecakiem #mojepodróże #podrozemaleiduze #hikinggirl #kreconewlosy #uśmiech #antigua #gwatemala #guatemala #antiguaguatemala
📍Deadvlei 
Gorąco, sucho i piasek co zawiera żelazo. 
Miejsce w rzeczywistości wygląda jakby było sfotoshopowane.
📍Kreta. Wakacje, które potwierdziły moje wcze 📍Kreta. Wakacje, które potwierdziły moje wcześniej przypuszczenia, że gdy rodzic jedzie z dzieckiem w pojedynkę to:
1. basen to must i chcąc nie chcąc to od niego będzie się zaczynać i na nim też kończyć każdy dzień;
2. karty Uno powinny się znaleźć zawsze w torebce;
3. tak do końca nigdy się nie zrelaksuje. 
To takie wnioski. Poza tym uważam, że jak na mój pierwszy samodzielny wypad z młodym za granicę, wypad, który miał być zorganizowany pod jego kątem, to Kreta okazała się świetnym wyborem. Pełno atrakcji pod dzieciaki typu salony gier, mini golf, labirynty, jakieś ścianki wspinaczkowe i wszystko na jednej ulicy więc nie trzeba ich szczególnie szukać, do tego gwarancja pogody, ciepłe morze i ceny, które nie przerażają. Dzięki sztuce kompromisu udało mi się namówić mojego 7-latka na 3 wycieczki. W kolejności od tej najbardziej udanej.
1. Fajny kanion gdzie przeszliśmy 10 km 
2. Plaża z reklamy batonika bounty. BTW kogoś tam ostro pogrzało za dwa leżaki i jeden parasol życzą sobie 40€ 
3. Jaskinia - droga do niej była pod górę w pełnym słońcu. Rzadko to się zdarza, ale tym razem się zdarzyło. Emocje u mego towarzysza wzięły górę i idąc krzyczał w niebogłosy, że on nienawidzi gorąca i nienawidzi pod górę, a najbardziej jak jest gorąco i do tego musi iść pod górę. Fakt, że drogą chodziło dużo Polaków nie pomagał, bo co chwilę słyszałam tylko komentarze ludzi z boku do swoich dzieci w stylu: „zupełnie jak Ty” co trochę działało mi na nerwy:)
Tak ogólnie to wyjazd zaskoczył mnie bardzo pozytywnie - myślę, że w dużej mierze to zasługa hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Mały - butikowy miał super basen i smaczne jedzenie no i był swietnie położony, więc jakby kto się kiedyś wybierał w okolice Heraklionu to mogę polecić.
Tak czy siak Kreta wyjazd mama&syn uznaje za udań i pewnie za rok, gdy też będę mieć jeden tydzień z nim sam na sam to możliwe, że skoczymy sobie na inna grecką wyspę.
Zostałam zaproszona na dzień kobiet do Mediolanu Zostałam zaproszona na dzień kobiet do Mediolanu. Z radością przyjęłam zaproszenie. Dzień szalenie miły (#liczęnawięcej), ale #mediolan jak dla mnie to małe rozczarowanie. Tak się zastanawiałam i w sumie każde włoskie miasto, które do tej pory widziałam (a trochę już ich widziałam 😜) podobało mi się bardziej😅 
#photodump 
1. Jakoś udało się zrobić zdjęcie z katedrą bez ludzi, przypuszczam, że w sezonie graniczy to z cudem.
2. Ja - w słoneczku, po zakupach, myślę gdzie by się tu udać na małą kawkę.
3. Tyle zdjęć widziałam z tego miejsca. Galeria handlowa - tam gdzie turyści spędzają czas najchętniej:)
4. Z Supermanem. 
5. Z Supermanem po raz drugi.
6. Zagubiona w centrum handlowym szukam szczęścia tzn. okularów.
7. Tram.
8. Uliczka.
9. Karnawał.
10. Karnawał w ruchu.
11. Fontanna.
12.. Ja.
13. Tramwaj.
14. Katedra i jej szczegóły.
15. Gdzie jest Wally
16. Uliczka.
17. Smakołyki na jeden kęs. 
18. Pizza, bo w sumie jestem we Włoszech. 
19. Wszyscy pytacie (nikt nie pyta🙃) tak to są moje nowe okulary - wiem, że fajne :)
20. Street photo. 

#wlochy #włochy #italytravel #podróże #podróżemałeiduże #mojepodróże #milanogram #plazaduomo #shoppingmalldesign #milanoduomo #milanocathedral #pizza #cannoli #wewłoszech #citybreaks #piazzaduomo #piazzadelduomo
Szlak Leistchamm i takie przemyślenia z nim zwią Szlak Leistchamm i takie przemyślenia z nim związane, bo :) nie był to najprostszy szlak. AllTrails(♥️) określa go mianem trudny lub wymagający, więc zdecydowanie nie był dla każdego. Ponad 900 m przewyższenia i 12 km wędrówki. Nie był to też najbardziej popularny szlak więc i nie było tłumów (w porównaniu z takim kultowym Stoos to w zasadzie było pusto😅). Na szczycie razem z nami 18 osób. 
I teraz te przemyślenia. Na szlaku minęliśmy Szwajcarów z dziećmi (niewielu bo i szlak mało popularny, ale byli) najmłodsze dziecko tak na moje oko miało około 5 lat. Co mnie w sumie ucieszyło i upewniło w tym, że dobrze robię zabierając na tego typu wyprawy mojego 8-latka. I pewną kobietę na moje oko około 55 lat na oko L. 70 😅 i ona też dawała radę, tak skakała zwinie po tych kamieniach. Co też mnie ucieszyło, bo sobie pomyślałam, że się da i że to w przyszłości mogę być ja. Bo mi tak dobrze robią tego typu wyzwania, wysiłek i piękne widoki, a do tego pyszne drożdżówki no czy może być coś lepszego.
BTW mój garmin nie przestaje mnie zadziwiać. Gdy tylko zaparkowaliśmy samochód przysłał i info o ciekawym szlaku w okolicy-no mega.
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes