Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii

Opublikowano 26/08/202026/08/2020

Dylematy

Przed wyjazdem na Islandię głównym wyzwaniem było – jak zaplanować trasę i noclegi oraz które atrakcje wykreślić z listy. Wyspa ta, mimo ze mała, ma do zaoferowania (teraz wiemy to już na pewno) więcej wrażeń niż kilka większych krajów razem wziętych. Aby ułatwic sobie to zadanie, poza tradycyjnym przeszukiwaniem internetu, rozmawialiśmy z osobami, które były tam przed nami. Znaliśmy 3 takie pary. Co ciekawe w ich relacjach, jedno stwierdzenie pojawiało się zawsze. Wypisz wymaluj brzmiało prawie tak samo. Początek jest standardowy, i na pewno każdy z nas to słyszał: „Na pewno pojadę tam jeszcze raz” po czym pada (nieznane dla nas wtedy słowo) „ale tym razem pojedziemy w interior”. Szczerze mówiąc nie wiedzieliśmy, ani co to jest ten interior, ani nie było to nam nawet w głowie. Przygotowanie planu podróży, uzupełnienie niezbędnej odzieży, lek przed obowiązkowymi testami na COVID19 (bo w pewnym momencie trzeba było robić juz dwa) wystarczajaco zaprzątały nam głowę aby dokładać sobie jeszcze dodatkowy temat do zgłębiania.

Samochód ważniejszy niż zazwyczaj

Poza tym, czy starczy nam czasu? Mamy 10 dni, a przecież chcemy zobaczyć też Fiordy Zachodnie i spędzić dużo czasu na północy (poźniej potwierdziło się, że warto – „górna” część wyspy jest w naszej opinii ciekawsza), jakiś dłuższy trekking tez fajnie byłoby zrobić. Wszystkie takie dywagacje, w przypadku Islandii podszyte są pytaniem – jaki samochód wziąć? Jakie tam są drogi? Temat przedyskutowany w internecie na chyba wszystkie możliwe strony. Żeby nie trzymać nikogo w niepewności. Drogi oznaczone numerami 1, 2 i 3 cyfrowymi (tak jak kultowa „jedynka” tzw. „ring road”) to mieszanka tradycyjnych dróg asfaltowych oraz lepszych i gorszych dróg szutrowych. Często krętych, podziurawionych oraz posiadających wiele spadków oraz wzniesień. Tak więc w teorii wybór jest prosty – fajnie jak będzie 4×4, fajnie jak będzie wysoki prześwit, fajnie jak samochód będzie duży. Wszystko to bardziej dla komfortu albo pewności siebie. Bo nawet na Fiordach Zachodnich były osoby poruszające się Toyotą Yaris. Tak więc da się. Ale są tez drogi z oznaczeniem F. Większość tych „efek” można znaleźć w serwisach typu dangerousroads. W uproszczeniu mówi się ze to drogi prowadzące po interiorze. Tam juz można spotkać.. wszystko. Piach, skały, wielkie kamienie, lawę i co jest najwieksza zmora i obarczone największym ryzykiem (żadne ubezpieczenie tego nie pokrywa) – rzeki.

Fotoradar nie ma szans

Znowu ta Dacia Duster

Nie znaczy to wcale, że drogi te mają wyrównany poziom trudności. Są takie odcinki że i wspomniany Yaris sobie poradzi (jadąc F208 w „Tęczowe Góry” spotkaliśmy takie auto) a są takie, że bez czegoś pokroju Land Cruisera nie podchodź. Jeśli znacie ceny na Islandii, to wiecie że zaplanowanie rozsądnej cenowo wycieczki to albo wiele wyrzeczeń albo dużo szczęścia i pracy, więc wspomniany Land Cruiser i jemu podobne kosztują fortunę. Z tego względu megahitem wypożyczalni jest znany nam z Patagonii (jest to rownież przebój tamtejszych firm wypożyczających auta) Dacia Duster. Wbrew temu co piszą na niektórych stronach/forach, Duster pozwoli zwiedzić spory fragment interioru i stanowił chyba 50% wszystkich spotkanych przez nas tam aut. Dodam jeszcze z kronikarskiego obowiązku, że nawet poza drogami „F”, widzieliśmy osobę, która zakopała się w piasku na amen i samochód nie był w stanie ruszyć (pozdrawiam „Stokksness” – abolutnie warto :)). My, patrząc głównie na koszty zamówiliśmy sobie średniej klasy (i wielkości) samochód. Żadna terenówka, ale żeby jechało się troche wygodniej niż najmniejszym autem – Suzuki SX4 2WD. Traf chciał, że Hertz (pozdrawiamy!) nie miał dla nas samochodu i w zamian dostaliśmy, całkiem juz przyjemną Toyotę RAV4 4WD.

off-road kusił…

Dużo wątpliwości

Nawet uzbrojeni w RAV4, za który to samochód staliśmy się dozgonnie wdzięczni już podczas przemierzania Fiordów Zachodnich, nie planowaliśmy ekstremalnych (wtedy dla nas) jazd wgłąb wyspy. Żadne z nas nie jest wytrawnym kierowcą a przemierzenie rzeki było dla nas już całkowita abstrakcją. Los chciał, że jeden jedyny raz mieliśmy dwa noclegi w tym samym miejscu i to akurat nad jeziorem Myvatn. Było tam mnóstwo much (nigdy nie widziałem większej ilości tych owadów) a od znajomego, który dowiedział się tego wcześniej z informacji turystycznej, usłyszeliśmy że – „Tak można pojechać na Askje. Jedźcie tam koniecznie”. Ale żeby to bezpiecznie zrobić należało wiedzieć dwie rzeczy, o których za chwile. Bo pojechać można, ale po drodze są rzeki. Jako ze jestem kompletnym laikiem, nie przeraziło mnie to, a przynajmniej do momentu aż dowiedziałem się więcej. Nie za wolno bo staniesz, nie za szybko po zrobisz fale i zalejesz silnik, nie stawaj na piachu, sprawdź wcześniej gdzie jest głęboko, uważaj na kamienie po drodze. Aha, i żadne ubezpieczenie tego nie pokrywa (samego przejazdu przez rzekę). Tyle wystarczyło – nie jedziemy.

Odrobina odwagi

Rano zadziałał jednak znany mechanizm – „A co nam szkodzi pojechać, najwyżej zawrócimy”. Tak tez zrobiliśmy. Uzbrojeni w jedzenie i picie, wyruszyliśmy z samego rana (spora część interioru to jazda 20 czy 30 km/h z oczami wlepionymi w drogę, mimo że serce chce się rozglądać). Jadąc od strony Jeziora Myvatn mijamy znaki kierujące na Askje. Tutaj jest pierwsza z tych wspomnianych dwóch ważnych informacji. Należy je zignorować i jechać dalej „jedynką”. Droga F88, która widnieje na oznaczeniu może i jest najkrótsza, ale jednocześnie całkowicie nieprzejezdna dla aut pokroju Dustera czy RAV4. Ta drogę pokazuje też jako główną google, ale nieocenione maps.me sugeruje aby jechać tak jak poniżej czyli kombinacją F905 oraz F910. Mapa poniżej.

Droga

Cel jakim była Askja, czyli aktywny wulkan w samym środku wyspy, oraz dwa jeziora w jego kraterze, okazał się jedynie połową całej atrakcji. Drugą połową była droga. Ten fragment interioru, okazał się bardzo zróżnicowany. Na calej trasie wyróżnić można było 5 albo 6 odmiennych krajobrazów. Zmieniały się niczym warstwy atmosfery, jeden po drugim, prawie bez przenikania, tak jakby wjeżdżało się w nowy rozdział książki. Zycie tam nie występowało prawie w ogóle. Rzeki, lawa, kamienie, skały, pył, piach, wulkany. Czasami jakaś uparta, dziwnie wyglądająca kolorowa roślina wystawała spod kamienia jakby chciała uchronić się przed wiatrem. Poza tym było czarno, czerwono, żółto i szaro. O ile w ogóle mgły pozowliły coś zobaczyć. Raz jechało się cały czas prosto po suchym czarnym pyle wulkanicznym, potem manewrowało pomiędzy wystającymi głazami, innym razem „pływało” w piasku. Ale zanim to nastąpilo należalo pokonać pierwszą duża przeszkodę.

Newralgiczny moment

Oczywiście mowię o rzece, a tak naprawdę o tej drugiej, bo pierwsza okazała się płytką na 20cm rozgrzewka. Całym problemem, co slyszeliśmy już wcześniej, miał być przejazd przez drugą rzekę na trasie. Gdy tam dojechaliśmy naszym oczom ukazał się niezbyt miły obrazek. Szeroka na kilkanaście metrów przeprawa, a w 5/6 drogi stoi utopiony samochód. Co więcej – taki jak nasz. Toyota RAV4. Jednocześnie kątem oka dostrzegamy kilkadziesiąt metrów po prawej stronie, jak w zupełnie innym miejscu niż prowadzi trasa (i utopiona Rav4) jadą po kolei 3 Dustery. Wracają juz z Askji i z większym czy mniejszym problemem w końcu przedostają się na drugą stronę. Okazuje się, że jest to grupa rodzin z Polski. Zamieniamy kilka słów. Kobieta w średnim wieku, ją spotykamy jako pierwszą okazuje się bardzo nieprzyjemna, gestykuluje, krzyczy jakby coś od nas chciała, ale nie wiemy do końca co. Moze to zdenerwowanie? Podchodzimy dalej, spotykamy dwie młode sympatyczne osoby, które ze spokojem wyjaśniają nam jak pokonać rzekę w tym „nowym” miejscu. Jesteśmy na nie. Tu płytko, tu głęboko, tu duży kamień, o tu też. Trudno je dostrzec w nurcie wody. Wydaje się to bardzo skomplikowane. Na domiar złego na samym końcu wjazd na ląd jest bardzo stromy i wąski.

Jest troche dalej do celu niż to zdjęcie pokazuje

Nowe rozdanie

Polacy odjeżdżają, Suzuki Jimny który pędząc na złamanie karku wyprzedził nas wcześniej (być może obrazek zatopionej RAV4 ich przeraził) zawraca. My w sumie chcemy zrobić to samo. Ale jednocześnie wiemy jedno – kierowca Toyoty pojechał źle. Wieść gminna, znana rownież z filmików na youtube mówiła, żeby nie jechać na wprost gdzie jest najgłębiej, a w ściśle określony sposób (na „banana”). To było widać na pierwszy rzut oka. Pojechał środkiem, bez zastanowienia. Zanim jednak zawróciliśmy, tak jak Jimny, przyjechały 3 albo 4 nowe auta. Hiszpanie, Anglicy, Włosi. Wszyscy wysiedli i rozpoczęła się burza mózgów. Zdejmujemy buty i wchodzimy do rzeki. W obu miejscach, tam gdzie prowadzi szlak i tam gdzie wcześniej była polska „dustero-strada”. Hiszpanie zaopatrzeni są w kijki do mierzenia głębokości. Jasnym jest ze lepiej i łatwiej jest pojechać tam gdzie stoi zatopiony RAV4 (kierowca nie został pozostawiony sobie, czekał na pomoc która miała pojawić się za jakieś 30 minut; nie opuszczając samochodu). Trzeba pojechać po prostu tam gdzie jest najbardziej płytko, czyli najpierw trzymając się krawędzi a następnie kamieni a na końcu znowu krawędzi. Właśnie na końcu było najgłębiej. Jak pojechać zaznaczam na obrazku poniżej.

na banana!

Pierwszy odważny

Wszystko fajnie, ale ciagle widać, że nikt nie pali się na ochotnika. W końcu znalazł się jeden śmiałek, który pojechał zgodnie z wytycznymi i bez większych problemów wyjechał po drugiej stronie rzeki. Następnie każdy z nas, jeden za drugim, w odstępie może 2 min, jadąc prawie identycznie – znalazł się po drugiej stronie. Reszta czekała tam juz z gratulacjami :). Ciężko mi tylko wyobrazic sobie co czuł kierowca zatopionego auta patrząc jak wszyscy po kolei mijają go by po chwili wyjechać po przeciwnej stronie rzeki. Przykre to było, no ale każdy przecież chciał jechać dalej. Żeby nie było za wesoło (dla tych, którym się udało) tą sama rzekę trzeba bedzię przejechać również w drodze powrotnej. Tym będziemy się jednak martwić później. Naszemu przejazdu dramaturgii (poza okrzykami mojej żony) dodawał tez system „park assist” który nie przestawał piszczeć od momentu zanurzenia. Słychać to dobrze na filmiku poniżej.

Jedziemy
A to jeden z Dusterow

Po drugiej stronie

Od tej pory zaczyna się wspomniany kalejdoskop martwych krajobrazów. Po drodze są jeszcze inne rzeki, ale nijak maja się do tej, która pokonała wcześniej Toyotę. W głowie są tylko dwie rzeczy. Uważaj na kamienie (czasami pojawiają się znienacka na równej z pozoru nawierzchni) oraz piach. Jedź równo, nie zatrzymuj się. Wszystko to jest bardzo satysfakcjonujące ale też bardzo czasochłonne i męczące. Dość powiedzieć, że wyjechaliśmy (trasa ma około 180 km z czego połowa wiedzie po drodze klasy „F”) z Lake Myvatn o 8:30 a na Askje dojechaliśmy około 15. Na miejscu spotkaliśmy wszystkich znajomych z burzy mózgów przy rzece. Co ciekawe po drodze jeden jedyny raz spotkaliśmy na Islandii policje. Mialo to miejsce właśnie głęboko w Interiorze. Zatrzymali nas, zadali kilka pytań, zrobili zdjęcia dowodów osobistych po czym puścili dalej.

Zycie

Askja

Sama Askja i krótki (3km/30min) płaski w większości trekking do niej jest przeżyciem równie osobliwym co droga przez interior. Marsz po suchym pyle wulkanicznym (w tym miejscu prawie w ogóle nie pada, jest to tzw „rain shadow”) był jak przechadzka po księżycu. Dokładnie tam trenowała misja Apollo przed jednym z lotów na naszego satelitę, wiec to pospolite skojarzenie okazuje się trafne. Czarny, troche czerwonego, w tle góry pokryte tu i ówdzie śniegiem. Główną atrakcją jest oczywiście jedno z dwóch jezior w kraterze wulkanu Askja czyli Viti. Po krótkiej wspinaczce na końcu trasy, naszym oczom wylania się najpierw to zdecydowanie większe i głębsze jezioro – Oskjuvatn. Już to wygląda imponująco. Ale im bliżej podchodzisz do stromych zboczy krateru tym bardziej wylania się to, po co większość tu przyjechała i co widziała wcześniej na zdjęciach. Małe jezioro Viti, którego kolor tafli wody kontrastuje ze wszystkich co spotkaliśmy wcześniej po drodze. Można je podziwiać z gory ale można też zejść na dół. Jako że jako ze temperatura wody wynosi około 25 stopni, to jeśli nie straszny Ci zapach siarki – popływasz sobie. My zrezygnowaliśmy, ale para spotkana podczas przekraczania rzeki nie odmówiła sobie tej przyjemności :).

Viti na pierwszym planie

Trzeba wracać

Mamy jednak pewne ramy czasowe. Mimo że na Islandii, w lato, dzień jest niezwykle długi nawet w Sierpniu, to pamiętamy o kilku sprawach. Po pierwsze jesteśmy bardzo zmęczeni. Po drugie powrót będzie trwał lekko 5h. W końcu po trzecie – trzeba wrócić tą sama drogą, czyli ponownie przejechać tą nieszczęsną rzekę. Jako ze w drodze do, była ona wcześnie na trasie, tak tym razem będzie to krótko przed powrotem na asfalt (pod koniec tego trwającego 10 dni wyjazdu zaczynaliśmy mieć już dość tych dróg). Cale szczęście powrót w teorii wydawał się sporo łatwiejszy i to nie tylko ze względu na zdobyte (może troche za wielkie słowo) doświadczenie. Trasa na banana pozostaje niezmieniona, ale co przeważa to fakt, że najtrudniejszy (czytaj: najgłębszy) fragment rzeki wcześniej był na końcu a tym razem jest na początku przeprawy. Teoria zgrała się z praktyka i o 21:30 byliśmy z powrotem w hotelu, czując się jakby nie jeden a dwa długie dni były za nami.

Epilog

Później, na sam koniec wycieczki, przejechaliśmy jeszcze inny fragment interioru. Tym razem na drodze F208 (trasa na tzw. „Tęczowe Góry”) ale ani odległość nie była specjalnie duża, ani krajobrazy tak zróżnicowane, ani emocje tak intensywne. Chciałoby się powtórzyć za innymi: „Pojadę tam jeszcze raz ale tym razem w Interior”. Nie jest to kłamstwem. Co prawda udało się zajechać całkiem daleko, ale ma się wrażenie ze ta niedostępna i w dużej części martwa część wyspy, ma do zaoferowanie jeszcze więcej. Z drugiej jednak strony są jeszcze miejsca na świecie, których się nie widziało i to one sila rzeczy maja pierwszeństwo. Cala wycieczka na Islandię byłaby wypełniona atrakcjami, nawet bez przejazdu na Askje ale uważam, że to właśnie ten dzień zapamiętamy najbardziej i oficjalnie uznajemy za najciekawszy fragment podróży.

Autor: Łukasz

PS. Krótko po tym jak przejechaliśmy na drugą stronę rzeki nadjechała pomoc aby wyciągnąć Toyotę wraz z kierowca. Jak wracaliśmy w okolicach rzeki nie było już nikogo. Wracając zastanawialiśmy się tylko, mijając samochody jadące w kierunku Askji o 18 czy 19. Czy oni maja zamiar tam nocować, wracać w nocy, czy nie wiedza jak długo się tam jedzie?

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy

Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i duż Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i dużo ludzi.  Jak dla mnie ludzi trochę za dużo, a glühwein trochę za drogie i trochę za słabe. 
Choć z ciekawości sprawdziłam ceny na jarmarku świątecznym w PL w Poznaniu. W sumie nie wiem czemu w Poznaniu😅, może dlatego, że akurat tam bywałam na 11 listopada. Cena za kubek 20 zł.
W Strasburgu, we Francji 4€ za grzane wino bez rumu, 5€ z rumem. Więc wychodzi na to, że taniej 🤐
Szwajcarska jesień 🍂 jakieś 10 dni i 10 stopn Szwajcarska jesień 🍂 jakieś 10 dni i 10 stopni temu
Dzień, w którym spotkałam skorpiona. Niebezpiec Dzień, w którym spotkałam skorpiona. Niebezpieczną istotką 🦂
Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że ju Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że jutro wybieram się do Lugano, a Lugano to największe miasto w Ticino, a Ticino to włoskojęzyczny kanton w Szwajcarii 🤓
Więc prawie jak Włochy. To będzie moja pierwsza wizyta w tej włoskiej części Szwajcarii, więc nie ukrywam, że jestem ciekawa. 
Raz odwiedzałam francuskojęzyczną część Szwajcarii - na początku roku pojechałam do Montreux i niby kraj wciąż ten sam, ale na miejscu trochę inaczej, niż w tej niemieckojęzycznej części, w której obecnie mieszkam. 
Nie wiem może to przypadek ale :) Pamiętam, że w Montreux późnym wieczorem wyszliśmy sobie do baru, zostawiliśmy tam małą fortunę (kto był w barze w Szwajcarii ten wie 🤯) Wieczór był bardzo przyjemny mieliśmy ochotę by trwał i trwał, więc zdecydowaliśmy, że zakupimy sobie jeszcze butelkę wina do hotelu (już w sklepie). Więc szukamy tego sklepu - żadnego ani widu, ani słychu. Telefony jak na złość rozładowane, więc pomyśleliśmy żeby spytać jakiegoś przechodnia na ulicy. Zaczepiliśmy 3 osoby. Żadna nie umiała odpowiedzieć na proste pytania zadane w języku angielskim. Wszyscy tylko po francusku - zupełnie jak we Francji. A w kantonie Zurych to ciężko znaleźć kogoś kto po angielsku nie mówi. Ciekawe jak w Ticino 🤔 :)
Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańsk Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańska przechadzka
Made it 💪 To mój najtrudniejszy technicznie s Made it 💪 
To mój najtrudniejszy technicznie szlak w Szwajcarii (oczywiście jak do tej pory, bo dopiero się rozkręcam) były łańcuchy, zbocza, śliskie kamienie i pionowa 30 metrowa drabina przy zboczu co to podobno jest sławna 🤷‍♀️ (obiecuję dorzucić swoją cegiełkę i uczynić ją sławną jeszcze bardziej. Od dziś będzie to najstraszniejsza drabina, po której kiedykolwiek chodziłam - co wcale nie jest kłamstwem - bo tak właśnie było :))
Szlak niebieski (tu w Szwajcarii to szlak trudny, ten akurat T4 z elementami T5) Także zmęczona ale szczęśliwa. A najlepsze jest to, że mój 8-latek dał radę - so proud 😎 (choć nawet przez moment nie wątpiłam, że mu się uda).
A na szlaku widziałam węża 😬 niestety nie zdążyłam zrobić foto-smuteczek. Ciekawe czy był jadowity?🤔
Pa Pa czerwiec. 1. Znalazłam fajne jezioro 40-min Pa Pa czerwiec.
1. Znalazłam fajne jezioro 40-minut od domu i z tej okazji kupiłam SUP-a ma być w piątek:)
2. Góry Rigi Hochsprung
3. Drabina przy przepaści-patrzę w dół-kręci mi się w głowie 😅
4. Nie patrzę-schodzę.
5-6. Góry Leistchamm.
7-8. Girly girl Chiavenna.
9-10. Montespluga dopamine butów 4/10.
11. 2 razy w czerwcu  przebiegłam 10km :)
12. W szpitalu.
13. Colmar poplamiłam sukienkę RIP.
14. Girly Girl w górach.
15. Nad jeziorem.
16-17. Rigi 
18. Colmar 
19. Afirmacja 😅
Afryka i część moich noclegów, wyjątkowych z Afryka i część moich noclegów, wyjątkowych z różnych względów.
1. Outjo. Kamping, jakąś godzinę drogi od Etoszy, z basenem idealnym na prawie 40 stopniowe upały.
2. Żyrafa photobomb.
3. Bo w Otjiwarongo żyrafy, strusie chodziły sobie swobodnie na basen.
4. Prawie jak na pustyni. 
5. Oryks koło domu.
6. I basen jak z obrazka.
7. Mój domek przy pustyni Namib.
8. Skeleton Coast pełne szkieletów.
9. Pierwszy nocleg na farmie strusi - wtedy jeszcze nie wiedziałam, że strusie w Namibii będę widzieć prawie codziennie.
10. Próbuje, z marnym skutkiem, zrobić sobie selfie ze strusiem.
Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo udane. 
Jeżeli ktoś chciałby spróbować, a nie interesuje go game drive, to myślę, że Park Narodowy Etoszy będzie doskonały wyborem. Ale tam jest zwierząt 😮
Ktoś miał okazję robić self-drive Safari? Gdzie? 
.
.
.
#namibiatravel #namibiatourism #namibiatrip #safari #selfdrivesafari #selfdrive #etosha #etoshanationalpark #mojepodróże #podróżemałeiduże #słonie #lwy #zebry #żyrafy
📍Deadvlei 
Gorąco, sucho i piasek co zawiera żelazo. 
Miejsce w rzeczywistości wygląda jakby było sfotoshopowane.
W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - phot W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - photo dump 
1) patrzę na to zdjęcie i pachnie mi muggą 
2) wystrój mojej chatki utrzymany w iście minimalistycznym stylu :) oprócz łóżka i moskitiery było tam tylko jedno krzesło - w sumie nic więcej nie potrzeba
3) odkąd znajomy w odp. na relacje z tym filmikiem napisał mi tak „droga twojego starego do szkoły” nie umiem na to spojrzeć inaczej 
4) widok z chatki miałam pierwsza klasa 
5) in the jungle - ubrana po uszy - co nie do końca jest w moim stylu 🤪 w obawie przed robalami maści wszelakiej 
6) zachód słońca nad jeziorem (mój obóz w dżungli położony był nad nim, co odróżniało go od innych obozów - położonych zazwyczaj nad rzeką)
7) ja w tym jeziorze pływałam, co wymagało ode mnie sporej odwagi, dzień wcześniej nocą pływała po tym jeziorze łódką w poszukiwaniu odbijających światło latarki oczu małych kajmanów i krokodyli
8) tarantula spotkana w trakcie nocnego spaceru
9) boa, biorąc pod uwagę fakt, że boa i anakonda to ta sama rodzina węży, to prawie jakbym jednak widziała anakondę na tym wyjeździe
10) dwa z moich 3 niezbędników na tych wakacjach mugga, tusz do rzęs, na foto brakuje tylko spf 50
Dzień, w którym gonił mnie gumowy dinozaur - uc Dzień, w którym gonił mnie gumowy dinozaur - uciekłam 😏
📍Salar de Uyuni
Buenos Aires. Nigdy jakoś szczególnie nie chciałam tam pojechać, loty ułożyły się jednak tak, że nadarzyła się okazja. I bardzo dobrze. Byłam tam naszym latem, a więc ich zimą. Tak mi się spodobało, że aż po raz pierwszy z premedytacją puściłam sobie piosenkę Manamu Buenos Aires. Wcześniej słyszałam tylko fragmenty refrenu. Piosenka, tak jak i miasto, również mi się spodobała, do tego stopnia, że aż kupiłam sobie winyla, ale niestety nie miałam go jak zapakować i czeka na mnie teraz w PL 🙃
Buenos - miasto, do którego mogłabym wrócić, bo czuję, że miałabym po co. To drugie i ostatnie miasto po Sydney, o którym tak myślę. 
A na zdjęciach m.in. 
1. Aleja 9 lipca - 9 pasów w jedną i 9 w drugą, szerokość 140 metrów - to z nią kojarzyło mi się Buenos przed przyjazdem; 
2. Dzielnica portowa - inflacja w Argentynie 250% a oni budują na potęgę i jakoś to się kręci… ciekawe :) może to faktycznie jest tak jak to mówią, że są 4 rodzaje gospodarek rozwinięta, nierozwinięta, Japonia i Argentyna;
3 La Boca trąci komercją bardzo a poza tym to miłość do Messiego i Maradony unosi się w powietrzu.  Kupiłam 2 koszulki dla młodego mniejsza dla mnie większa, ostatnio przeglądając telefon znalazła swoje zdjęcie z nimi. Ale dowcipniś z tego mojego L. no nie przestaje mnie zadziwiać 
4. Podobno największą atrakcją Buenos jest cmentarz (leży na nim m.in. Ewa Peron i pewnie wielu innych znanych ludzi, których ja nie znam:)) cmentarz bardzo przypomniałam mi ten z Nowego Orleanu - ten, na którym kręcili Easy Ridera ♥️. Grobowce jak grobowce takie wielkie domy, ale przed jednym stał pomnik tej dziewczyny z psem - jak wyjęty z horroru :) 
5. Buenos to i tango - tańczą je wszędzie albo markują, że tańczą.
Taki misz masz zdjęciowy z Buenos - może kiedyś loty ułożą się tak żebym trafiła tam ich latem, czuję, że to będzie jedna wielka impreza.
Jezioro Garda taki misz masz. To był bardzo fajn Jezioro Garda taki misz masz. 
To był bardzo fajny wyjazd . To trzecie włoskie jezioro, które odwiedziłam. Wciąż ulubionym pozostaje Como, ale myślę, że to głównie przez to, że nad Como mieliśmy do dyspozycji ślicznie położony klimatyczny dom, a nad Gardą mieszkaliśmy po prostu w hotelu. Chociaż mój syn jest innego zdania - uważa, że Garda to najlepsze co nam się przytrafiło i wakacje 10/10 a wszystko za sprawą aquaparku Caneva, do którego wybraliśmy sie z okazji dnia dziecka.
Taki wniosek na przyszłość, jakbym jeszcze kiedyś zdecydowała się pojechać nad Gardę, a Caneva okazała się takim hitem, że możliwe, że młody będzie naciskać by to się wydarzyło, to zatrzymałabym się na północy, jest tam zdecydowanie ładniej. 
A na zdjęciach.
1,2,3 ja nad Gardą, chłonę słońce. 
4. Po prosu jezioro, jest ogromne, dwa razy większe od Como. Raz zdecydowaliśmy się je objechać - tam są cały czas korki.
5. Wjechaliśmy na Monte Baldo i trafiła nam się mega widoczność.
6. Pyszne jedzenie, ale homara zamówiłam po raz ostatni - ja nie umiem tego jeść tak żeby się nie pobrudzić. 
7. Góry nad jeziorem.
8. Ja patrząca na góry.
9. Santuario Madonna della Corona. Chwilę później zaczęliśmy rozglądać się za miejscem by zobaczyć je z innej perspektywy 
10. 🧘‍♀️
11. Widoki z Monte Baldo
12. Inna perspektywa na sanktuarium.
13. Widziałam też trochę wodospadów. W ogóle ten czas nad Gardą spędziliśmy bardzo aktywnie, co mnie osobiście bardzo cieszy.
14. A nad Gadrę ze Szwajcarii jechaliśmy Montesplugą - genialna 👌no i ogromne brawa dla kierowcy 👏
15. Przy zamku jak z klocków Lego. 
16. Prawie jak Park Jurajski, a to Garda. 
No bardzo fajny wyjazd :)
Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Fires.
📌Tasmania, Australia
Lody, ognisko i wybory czyli ostatni weekend w wie Lody, ognisko i wybory czyli ostatni weekend w wielkim skrócie.
Dzień, w którym poszłam na street food festival Dzień, w którym poszłam na street food festival i wybrałam najgorzej… NAJGORZEJ 
W sumie to powinnam się już dawno nauczyć, że bułka z frytką w środku to połączenie, które się nigdy nie obroni 😐
Może nie góry, ale było pod górę 🙃 Jedyne Może nie góry, ale było pod górę 🙃 Jedyne miejsce w Namibii gdzie udałam się na powiedzmy mały trekking. Pod górę, po kamieniach, w 30 stopniowym upale. W połowie drogi na trasie pojawiły się małpy i tak się zastanawiałam jakie jest prawdopodobieństwo, że zaczną w nas rzucać kamieniami. Bo jakby to był film to na bank by tak było 😅
Jeszcze nigdy nie byłam na Malediwach. A myślę, Jeszcze nigdy nie byłam na Malediwach. A myślę, że jakoś bym się odnalazła 🥷
Zima w górach ❄️ 📍Isenthal, Uri Zima w górach ❄️
📍Isenthal, Uri
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes