Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii

Opublikowano 26/08/202026/08/2020

Dylematy

Przed wyjazdem na Islandię głównym wyzwaniem było – jak zaplanować trasę i noclegi oraz które atrakcje wykreślić z listy. Wyspa ta, mimo ze mała, ma do zaoferowania (teraz wiemy to już na pewno) więcej wrażeń niż kilka większych krajów razem wziętych. Aby ułatwic sobie to zadanie, poza tradycyjnym przeszukiwaniem internetu, rozmawialiśmy z osobami, które były tam przed nami. Znaliśmy 3 takie pary. Co ciekawe w ich relacjach, jedno stwierdzenie pojawiało się zawsze. Wypisz wymaluj brzmiało prawie tak samo. Początek jest standardowy, i na pewno każdy z nas to słyszał: „Na pewno pojadę tam jeszcze raz” po czym pada (nieznane dla nas wtedy słowo) „ale tym razem pojedziemy w interior”. Szczerze mówiąc nie wiedzieliśmy, ani co to jest ten interior, ani nie było to nam nawet w głowie. Przygotowanie planu podróży, uzupełnienie niezbędnej odzieży, lek przed obowiązkowymi testami na COVID19 (bo w pewnym momencie trzeba było robić juz dwa) wystarczajaco zaprzątały nam głowę aby dokładać sobie jeszcze dodatkowy temat do zgłębiania.

Samochód ważniejszy niż zazwyczaj

Poza tym, czy starczy nam czasu? Mamy 10 dni, a przecież chcemy zobaczyć też Fiordy Zachodnie i spędzić dużo czasu na północy (poźniej potwierdziło się, że warto – „górna” część wyspy jest w naszej opinii ciekawsza), jakiś dłuższy trekking tez fajnie byłoby zrobić. Wszystkie takie dywagacje, w przypadku Islandii podszyte są pytaniem – jaki samochód wziąć? Jakie tam są drogi? Temat przedyskutowany w internecie na chyba wszystkie możliwe strony. Żeby nie trzymać nikogo w niepewności. Drogi oznaczone numerami 1, 2 i 3 cyfrowymi (tak jak kultowa „jedynka” tzw. „ring road”) to mieszanka tradycyjnych dróg asfaltowych oraz lepszych i gorszych dróg szutrowych. Często krętych, podziurawionych oraz posiadających wiele spadków oraz wzniesień. Tak więc w teorii wybór jest prosty – fajnie jak będzie 4×4, fajnie jak będzie wysoki prześwit, fajnie jak samochód będzie duży. Wszystko to bardziej dla komfortu albo pewności siebie. Bo nawet na Fiordach Zachodnich były osoby poruszające się Toyotą Yaris. Tak więc da się. Ale są tez drogi z oznaczeniem F. Większość tych „efek” można znaleźć w serwisach typu dangerousroads. W uproszczeniu mówi się ze to drogi prowadzące po interiorze. Tam juz można spotkać.. wszystko. Piach, skały, wielkie kamienie, lawę i co jest najwieksza zmora i obarczone największym ryzykiem (żadne ubezpieczenie tego nie pokrywa) – rzeki.

Fotoradar nie ma szans

Znowu ta Dacia Duster

Nie znaczy to wcale, że drogi te mają wyrównany poziom trudności. Są takie odcinki że i wspomniany Yaris sobie poradzi (jadąc F208 w „Tęczowe Góry” spotkaliśmy takie auto) a są takie, że bez czegoś pokroju Land Cruisera nie podchodź. Jeśli znacie ceny na Islandii, to wiecie że zaplanowanie rozsądnej cenowo wycieczki to albo wiele wyrzeczeń albo dużo szczęścia i pracy, więc wspomniany Land Cruiser i jemu podobne kosztują fortunę. Z tego względu megahitem wypożyczalni jest znany nam z Patagonii (jest to rownież przebój tamtejszych firm wypożyczających auta) Dacia Duster. Wbrew temu co piszą na niektórych stronach/forach, Duster pozwoli zwiedzić spory fragment interioru i stanowił chyba 50% wszystkich spotkanych przez nas tam aut. Dodam jeszcze z kronikarskiego obowiązku, że nawet poza drogami „F”, widzieliśmy osobę, która zakopała się w piasku na amen i samochód nie był w stanie ruszyć (pozdrawiam „Stokksness” – abolutnie warto :)). My, patrząc głównie na koszty zamówiliśmy sobie średniej klasy (i wielkości) samochód. Żadna terenówka, ale żeby jechało się troche wygodniej niż najmniejszym autem – Suzuki SX4 2WD. Traf chciał, że Hertz (pozdrawiamy!) nie miał dla nas samochodu i w zamian dostaliśmy, całkiem juz przyjemną Toyotę RAV4 4WD.

off-road kusił…

Dużo wątpliwości

Nawet uzbrojeni w RAV4, za który to samochód staliśmy się dozgonnie wdzięczni już podczas przemierzania Fiordów Zachodnich, nie planowaliśmy ekstremalnych (wtedy dla nas) jazd wgłąb wyspy. Żadne z nas nie jest wytrawnym kierowcą a przemierzenie rzeki było dla nas już całkowita abstrakcją. Los chciał, że jeden jedyny raz mieliśmy dwa noclegi w tym samym miejscu i to akurat nad jeziorem Myvatn. Było tam mnóstwo much (nigdy nie widziałem większej ilości tych owadów) a od znajomego, który dowiedział się tego wcześniej z informacji turystycznej, usłyszeliśmy że – „Tak można pojechać na Askje. Jedźcie tam koniecznie”. Ale żeby to bezpiecznie zrobić należało wiedzieć dwie rzeczy, o których za chwile. Bo pojechać można, ale po drodze są rzeki. Jako ze jestem kompletnym laikiem, nie przeraziło mnie to, a przynajmniej do momentu aż dowiedziałem się więcej. Nie za wolno bo staniesz, nie za szybko po zrobisz fale i zalejesz silnik, nie stawaj na piachu, sprawdź wcześniej gdzie jest głęboko, uważaj na kamienie po drodze. Aha, i żadne ubezpieczenie tego nie pokrywa (samego przejazdu przez rzekę). Tyle wystarczyło – nie jedziemy.

Odrobina odwagi

Rano zadziałał jednak znany mechanizm – „A co nam szkodzi pojechać, najwyżej zawrócimy”. Tak tez zrobiliśmy. Uzbrojeni w jedzenie i picie, wyruszyliśmy z samego rana (spora część interioru to jazda 20 czy 30 km/h z oczami wlepionymi w drogę, mimo że serce chce się rozglądać). Jadąc od strony Jeziora Myvatn mijamy znaki kierujące na Askje. Tutaj jest pierwsza z tych wspomnianych dwóch ważnych informacji. Należy je zignorować i jechać dalej „jedynką”. Droga F88, która widnieje na oznaczeniu może i jest najkrótsza, ale jednocześnie całkowicie nieprzejezdna dla aut pokroju Dustera czy RAV4. Ta drogę pokazuje też jako główną google, ale nieocenione maps.me sugeruje aby jechać tak jak poniżej czyli kombinacją F905 oraz F910. Mapa poniżej.

Droga

Cel jakim była Askja, czyli aktywny wulkan w samym środku wyspy, oraz dwa jeziora w jego kraterze, okazał się jedynie połową całej atrakcji. Drugą połową była droga. Ten fragment interioru, okazał się bardzo zróżnicowany. Na calej trasie wyróżnić można było 5 albo 6 odmiennych krajobrazów. Zmieniały się niczym warstwy atmosfery, jeden po drugim, prawie bez przenikania, tak jakby wjeżdżało się w nowy rozdział książki. Zycie tam nie występowało prawie w ogóle. Rzeki, lawa, kamienie, skały, pył, piach, wulkany. Czasami jakaś uparta, dziwnie wyglądająca kolorowa roślina wystawała spod kamienia jakby chciała uchronić się przed wiatrem. Poza tym było czarno, czerwono, żółto i szaro. O ile w ogóle mgły pozowliły coś zobaczyć. Raz jechało się cały czas prosto po suchym czarnym pyle wulkanicznym, potem manewrowało pomiędzy wystającymi głazami, innym razem „pływało” w piasku. Ale zanim to nastąpilo należalo pokonać pierwszą duża przeszkodę.

Newralgiczny moment

Oczywiście mowię o rzece, a tak naprawdę o tej drugiej, bo pierwsza okazała się płytką na 20cm rozgrzewka. Całym problemem, co slyszeliśmy już wcześniej, miał być przejazd przez drugą rzekę na trasie. Gdy tam dojechaliśmy naszym oczom ukazał się niezbyt miły obrazek. Szeroka na kilkanaście metrów przeprawa, a w 5/6 drogi stoi utopiony samochód. Co więcej – taki jak nasz. Toyota RAV4. Jednocześnie kątem oka dostrzegamy kilkadziesiąt metrów po prawej stronie, jak w zupełnie innym miejscu niż prowadzi trasa (i utopiona Rav4) jadą po kolei 3 Dustery. Wracają juz z Askji i z większym czy mniejszym problemem w końcu przedostają się na drugą stronę. Okazuje się, że jest to grupa rodzin z Polski. Zamieniamy kilka słów. Kobieta w średnim wieku, ją spotykamy jako pierwszą okazuje się bardzo nieprzyjemna, gestykuluje, krzyczy jakby coś od nas chciała, ale nie wiemy do końca co. Moze to zdenerwowanie? Podchodzimy dalej, spotykamy dwie młode sympatyczne osoby, które ze spokojem wyjaśniają nam jak pokonać rzekę w tym „nowym” miejscu. Jesteśmy na nie. Tu płytko, tu głęboko, tu duży kamień, o tu też. Trudno je dostrzec w nurcie wody. Wydaje się to bardzo skomplikowane. Na domiar złego na samym końcu wjazd na ląd jest bardzo stromy i wąski.

Jest troche dalej do celu niż to zdjęcie pokazuje

Nowe rozdanie

Polacy odjeżdżają, Suzuki Jimny który pędząc na złamanie karku wyprzedził nas wcześniej (być może obrazek zatopionej RAV4 ich przeraził) zawraca. My w sumie chcemy zrobić to samo. Ale jednocześnie wiemy jedno – kierowca Toyoty pojechał źle. Wieść gminna, znana rownież z filmików na youtube mówiła, żeby nie jechać na wprost gdzie jest najgłębiej, a w ściśle określony sposób (na „banana”). To było widać na pierwszy rzut oka. Pojechał środkiem, bez zastanowienia. Zanim jednak zawróciliśmy, tak jak Jimny, przyjechały 3 albo 4 nowe auta. Hiszpanie, Anglicy, Włosi. Wszyscy wysiedli i rozpoczęła się burza mózgów. Zdejmujemy buty i wchodzimy do rzeki. W obu miejscach, tam gdzie prowadzi szlak i tam gdzie wcześniej była polska „dustero-strada”. Hiszpanie zaopatrzeni są w kijki do mierzenia głębokości. Jasnym jest ze lepiej i łatwiej jest pojechać tam gdzie stoi zatopiony RAV4 (kierowca nie został pozostawiony sobie, czekał na pomoc która miała pojawić się za jakieś 30 minut; nie opuszczając samochodu). Trzeba pojechać po prostu tam gdzie jest najbardziej płytko, czyli najpierw trzymając się krawędzi a następnie kamieni a na końcu znowu krawędzi. Właśnie na końcu było najgłębiej. Jak pojechać zaznaczam na obrazku poniżej.

na banana!

Pierwszy odważny

Wszystko fajnie, ale ciagle widać, że nikt nie pali się na ochotnika. W końcu znalazł się jeden śmiałek, który pojechał zgodnie z wytycznymi i bez większych problemów wyjechał po drugiej stronie rzeki. Następnie każdy z nas, jeden za drugim, w odstępie może 2 min, jadąc prawie identycznie – znalazł się po drugiej stronie. Reszta czekała tam juz z gratulacjami :). Ciężko mi tylko wyobrazic sobie co czuł kierowca zatopionego auta patrząc jak wszyscy po kolei mijają go by po chwili wyjechać po przeciwnej stronie rzeki. Przykre to było, no ale każdy przecież chciał jechać dalej. Żeby nie było za wesoło (dla tych, którym się udało) tą sama rzekę trzeba bedzię przejechać również w drodze powrotnej. Tym będziemy się jednak martwić później. Naszemu przejazdu dramaturgii (poza okrzykami mojej żony) dodawał tez system „park assist” który nie przestawał piszczeć od momentu zanurzenia. Słychać to dobrze na filmiku poniżej.

Jedziemy
A to jeden z Dusterow

Po drugiej stronie

Od tej pory zaczyna się wspomniany kalejdoskop martwych krajobrazów. Po drodze są jeszcze inne rzeki, ale nijak maja się do tej, która pokonała wcześniej Toyotę. W głowie są tylko dwie rzeczy. Uważaj na kamienie (czasami pojawiają się znienacka na równej z pozoru nawierzchni) oraz piach. Jedź równo, nie zatrzymuj się. Wszystko to jest bardzo satysfakcjonujące ale też bardzo czasochłonne i męczące. Dość powiedzieć, że wyjechaliśmy (trasa ma około 180 km z czego połowa wiedzie po drodze klasy „F”) z Lake Myvatn o 8:30 a na Askje dojechaliśmy około 15. Na miejscu spotkaliśmy wszystkich znajomych z burzy mózgów przy rzece. Co ciekawe po drodze jeden jedyny raz spotkaliśmy na Islandii policje. Mialo to miejsce właśnie głęboko w Interiorze. Zatrzymali nas, zadali kilka pytań, zrobili zdjęcia dowodów osobistych po czym puścili dalej.

Zycie

Askja

Sama Askja i krótki (3km/30min) płaski w większości trekking do niej jest przeżyciem równie osobliwym co droga przez interior. Marsz po suchym pyle wulkanicznym (w tym miejscu prawie w ogóle nie pada, jest to tzw „rain shadow”) był jak przechadzka po księżycu. Dokładnie tam trenowała misja Apollo przed jednym z lotów na naszego satelitę, wiec to pospolite skojarzenie okazuje się trafne. Czarny, troche czerwonego, w tle góry pokryte tu i ówdzie śniegiem. Główną atrakcją jest oczywiście jedno z dwóch jezior w kraterze wulkanu Askja czyli Viti. Po krótkiej wspinaczce na końcu trasy, naszym oczom wylania się najpierw to zdecydowanie większe i głębsze jezioro – Oskjuvatn. Już to wygląda imponująco. Ale im bliżej podchodzisz do stromych zboczy krateru tym bardziej wylania się to, po co większość tu przyjechała i co widziała wcześniej na zdjęciach. Małe jezioro Viti, którego kolor tafli wody kontrastuje ze wszystkich co spotkaliśmy wcześniej po drodze. Można je podziwiać z gory ale można też zejść na dół. Jako że jako ze temperatura wody wynosi około 25 stopni, to jeśli nie straszny Ci zapach siarki – popływasz sobie. My zrezygnowaliśmy, ale para spotkana podczas przekraczania rzeki nie odmówiła sobie tej przyjemności :).

Viti na pierwszym planie

Trzeba wracać

Mamy jednak pewne ramy czasowe. Mimo że na Islandii, w lato, dzień jest niezwykle długi nawet w Sierpniu, to pamiętamy o kilku sprawach. Po pierwsze jesteśmy bardzo zmęczeni. Po drugie powrót będzie trwał lekko 5h. W końcu po trzecie – trzeba wrócić tą sama drogą, czyli ponownie przejechać tą nieszczęsną rzekę. Jako ze w drodze do, była ona wcześnie na trasie, tak tym razem będzie to krótko przed powrotem na asfalt (pod koniec tego trwającego 10 dni wyjazdu zaczynaliśmy mieć już dość tych dróg). Cale szczęście powrót w teorii wydawał się sporo łatwiejszy i to nie tylko ze względu na zdobyte (może troche za wielkie słowo) doświadczenie. Trasa na banana pozostaje niezmieniona, ale co przeważa to fakt, że najtrudniejszy (czytaj: najgłębszy) fragment rzeki wcześniej był na końcu a tym razem jest na początku przeprawy. Teoria zgrała się z praktyka i o 21:30 byliśmy z powrotem w hotelu, czując się jakby nie jeden a dwa długie dni były za nami.

Epilog

Później, na sam koniec wycieczki, przejechaliśmy jeszcze inny fragment interioru. Tym razem na drodze F208 (trasa na tzw. „Tęczowe Góry”) ale ani odległość nie była specjalnie duża, ani krajobrazy tak zróżnicowane, ani emocje tak intensywne. Chciałoby się powtórzyć za innymi: „Pojadę tam jeszcze raz ale tym razem w Interior”. Nie jest to kłamstwem. Co prawda udało się zajechać całkiem daleko, ale ma się wrażenie ze ta niedostępna i w dużej części martwa część wyspy, ma do zaoferowanie jeszcze więcej. Z drugiej jednak strony są jeszcze miejsca na świecie, których się nie widziało i to one sila rzeczy maja pierwszeństwo. Cala wycieczka na Islandię byłaby wypełniona atrakcjami, nawet bez przejazdu na Askje ale uważam, że to właśnie ten dzień zapamiętamy najbardziej i oficjalnie uznajemy za najciekawszy fragment podróży.

Autor: Łukasz

PS. Krótko po tym jak przejechaliśmy na drugą stronę rzeki nadjechała pomoc aby wyciągnąć Toyotę wraz z kierowca. Jak wracaliśmy w okolicach rzeki nie było już nikogo. Wracając zastanawialiśmy się tylko, mijając samochody jadące w kierunku Askji o 18 czy 19. Czy oni maja zamiar tam nocować, wracać w nocy, czy nie wiedza jak długo się tam jedzie?

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy

Once Upon a Dune . #namibiatourism #namibiatravel Once Upon a Dune 
.
#namibiatourism #namibiatravel #dune45 #podróżemałeiduże #pustynia #pustynianamib #namibdesert #namibie #namibdunes #afryka #piasek #nabiało #mojepodroze #upał #napustyni #onadesert #sesriem #sossusvlei #namibnaukluft #namibnaukluftnationalpark
📍Deadvlei 
Gorąco, sucho i piasek co zawiera żelazo. 
Miejsce w rzeczywistości wygląda jakby było sfotoshopowane.
Iguazú strona argentyńska. Wcale nie miałam tu Iguazú strona argentyńska. 
Wcale nie miałam tu trafić. Planowałam zobaczyć wodospady tylko ze strony brazylijskiej, ale zmiana godziny odlotu pozwoliła zajrzeć też tutaj. I w sumie bardzo dobrze, bo uważam (po odwiedzeniu obu), że ta strona jest ciekawsza. I miałam też szczęście, bo kilka dni przed moją wizytą tam (chyba 3 jeśli się nie mylę:)) ponownie dla turystów otworzono Garganta del Diablo - taki punkt na rzece Iguazú, przez który przebiega granica między Argentyną a Brazylią. I to właśnie ten punkt sprawia, że strona argentyńska jest fajniejsza. Jednocześnie jest też dwa razy droższa ale mniej komercyjna.
Także miałam podwójne szczęście. 
.
.
.
.
#podróżemałeiduże #mojepodróże #iguazu #iguazuargentina #argentyna #wodospad #waterfalllovers #gargantadeldiablo #iguazufalls #iguazú #amerykapołudniowa #tshit #whitetshirt #farout #daisyduck #daisydukes #curlyhaired #falls #cataratas #cataratasdoiguaçu
Buenos Aires. Nigdy jakoś szczególnie nie chciałam tam pojechać, loty ułożyły się jednak tak, że nadarzyła się okazja. I bardzo dobrze. Byłam tam naszym latem, a więc ich zimą. Tak mi się spodobało, że aż po raz pierwszy z premedytacją puściłam sobie piosenkę Manamu Buenos Aires. Wcześniej słyszałam tylko fragmenty refrenu. Piosenka, tak jak i miasto, również mi się spodobała, do tego stopnia, że aż kupiłam sobie winyla, ale niestety nie miałam go jak zapakować i czeka na mnie teraz w PL 🙃
Buenos - miasto, do którego mogłabym wrócić, bo czuję, że miałabym po co. To drugie i ostatnie miasto po Sydney, o którym tak myślę. 
A na zdjęciach m.in. 
1. Aleja 9 lipca - 9 pasów w jedną i 9 w drugą, szerokość 140 metrów - to z nią kojarzyło mi się Buenos przed przyjazdem; 
2. Dzielnica portowa - inflacja w Argentynie 250% a oni budują na potęgę i jakoś to się kręci… ciekawe :) może to faktycznie jest tak jak to mówią, że są 4 rodzaje gospodarek rozwinięta, nierozwinięta, Japonia i Argentyna;
3 La Boca trąci komercją bardzo a poza tym to miłość do Messiego i Maradony unosi się w powietrzu.  Kupiłam 2 koszulki dla młodego mniejsza dla mnie większa, ostatnio przeglądając telefon znalazła swoje zdjęcie z nimi. Ale dowcipniś z tego mojego L. no nie przestaje mnie zadziwiać 
4. Podobno największą atrakcją Buenos jest cmentarz (leży na nim m.in. Ewa Peron i pewnie wielu innych znanych ludzi, których ja nie znam:)) cmentarz bardzo przypomniałam mi ten z Nowego Orleanu - ten, na którym kręcili Easy Ridera ♥️. Grobowce jak grobowce takie wielkie domy, ale przed jednym stał pomnik tej dziewczyny z psem - jak wyjęty z horroru :) 
5. Buenos to i tango - tańczą je wszędzie albo markują, że tańczą.
Taki misz masz zdjęciowy z Buenos - może kiedyś loty ułożą się tak żebym trafiła tam ich latem, czuję, że to będzie jedna wielka impreza.
W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - phot W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - photo dump 
1) patrzę na to zdjęcie i pachnie mi muggą 
2) wystrój mojej chatki utrzymany w iście minimalistycznym stylu :) oprócz łóżka i moskitiery było tam tylko jedno krzesło - w sumie nic więcej nie potrzeba
3) odkąd znajomy w odp. na relacje z tym filmikiem napisał mi tak „droga twojego starego do szkoły” nie umiem na to spojrzeć inaczej 
4) widok z chatki miałam pierwsza klasa 
5) in the jungle - ubrana po uszy - co nie do końca jest w moim stylu 🤪 w obawie przed robalami maści wszelakiej 
6) zachód słońca nad jeziorem (mój obóz w dżungli położony był nad nim, co odróżniało go od innych obozów - położonych zazwyczaj nad rzeką)
7) ja w tym jeziorze pływałam, co wymagało ode mnie sporej odwagi, dzień wcześniej nocą pływała po tym jeziorze łódką w poszukiwaniu odbijających światło latarki oczu małych kajmanów i krokodyli
8) tarantula spotkana w trakcie nocnego spaceru
9) boa, biorąc pod uwagę fakt, że boa i anakonda to ta sama rodzina węży, to prawie jakbym jednak widziała anakondę na tym wyjeździe
10) dwa z moich 3 niezbędników na tych wakacjach mugga, tusz do rzęs, na foto brakuje tylko spf 50
Namibia - road trip. 9 dni 3000km #photodump 1. G Namibia - road trip. 9 dni 3000km #photodump 
1. Gdzieś po środku drogi na Skeleton Coast 
2. Idę sobie
3. #Żyrafa jadła sobie listki na drzewie od tak przy drodze, tyle ile nam sprawiła radości to tylko my wiemy.
4. Welwiczia - żywa skamielina - to taki dziobak świata roślin - to co widać, to tylko dwa liście postrzępione przez wiatr.
5. Ja 
6. Droga, obowiązuje limit prędkości do 100km/h.
7. Stacja benzynowa na #skeletoncoast 
8. To nie drzewa, to ales drzewiasty.
9. Droga ponownie, bo w sumie ten post jest o drodze.
10. Solitaire wraki samochodów, a chwilę wcześniej zjadłam szarlotkę. 
11. Zwrotnik koziorożca.
12. Danger zone.
13. Trąba powietrzna 
14. Część samochodu, która nie wytrzymała wybojów i nam odpadła.
15. W drodze na diuny.
16. Po piasku.
17. Toyota Hilux masza fura na ten trip.
18. Pod zwrotnikiem koziorożca w innym miejscuz.
19. Jak wyżej.
Weekend w #chamonix photodump. 1. Przy dworcu. 2. Weekend w #chamonix photodump.
1. Przy dworcu.
2. Z misiem, chyba najczęściej fotografowaną atrakcją w Chamonix, no poza Mont Blanc. 
3. Ja o poranku - lekko rozmazana, to chyba wina oświetlenia w pokój, w moim hotelu. Pokój miał tylko 1 małe okienko (a kosztował jakby okien było conajmniej z 10, w środku styl „bursa szkolna lata 90-te”, miał tylko 2 miejsca parkingowe i surprise, surprise jedno było wolne - tyle wygrać 🥳😅. Był to hotel w samym centrum, z małym barem na parterze, a w nim tłumy miejscowych. Tak się złożyło, że akurat jednemu z instruktorów narciarstwa urodziło się dzień wcześniej dziecko i wszyscy świętowali. Po raz pierwszy spotkałam szalenie uprzejmych i miłych Francuzów 😮
4. A to grzyb 🙃 ale to nie jest zwykły grzyb, bo to grzyb z nadzieniem jagodowym - pyszka.
5. Ja.
6. I jeszcze raz ja.
7. Trochę gór.
8. Same.
9. Same.
10. Nie samymi grzybami się tam raczyłam.
11. Ponownie na mieście.
12. W hotelu z tym małym okienkiem w tle.
13. A tu widok z okna. Może i okno małe, ale widok zacny. W ogóle przed przyjazdem czytaliśmy opinie o hotelu i tym nieszczęsnym parkingu. Podobno ciężko o jedno z dwóch miejsc postojowych (w co jestem w stanie uwierzyć) więc na recepcji wysyłają ludzi na parkingi publiczne i kilka osób pisało, że parkometry polatają figle i pożerają banknoty. Z chwilą gdy problem był zgłaszany na recepcji osoby pracujące tam bez żenady odpowiadały coś w stylu „twój problem” a później wymieniły żartami, że podzielą się pieniędzmi z parkomatu miedzy sobą 🙃
14. Poszłam po chleb, wróciłam z ciastkami.
15. Na ulicy.
16. Ma mina gdy zobaczyłam jagodowego grzyba.
17. Chamonix.
18. Chamonix, ogólnie bardzo ładnie i na bogato. Mówi sie (przynajmniej u mnie w domu;)), że to takie francuskie Zakopane.
Trochę słabo, bo nie pomyśleliśmy żeby wcześniej kupić wjazd na Aiguille du Midi i musieliśmy odbić się od kasy :( Ale poza tym i tak myślę, że wyjazd 8/10 i hotel wbrew naszym obawą zdecydowanie wart polecenia.

#chamonix_france #chamonixmontblanc #góry #goryponadwszystko #francja #francetourisme #mountainview #dworzec #mountaincity #chamonixvalley #podróżemałeiduże #mojepodróże
📍Iguazú strona brazylijska. Woda się leje💦 📍Iguazú strona brazylijska.
Woda się leje💦
 80% wodospadów znajduje się po stronie brazylijskiej, ale to wcale nie znaczy, że 80% zachwytów będzie przypadać właśnie na nią.
Mi bardziej podobała się strona argentyńska, bo było się na wodospadzie. Na a obok to jednak duża różnica :) 
.
.
.
.
#wodospad #iguazu #iguazú #iguazubrasil #brazylia #podróżemałeiduże #mojepodróże #dużowody #waterfalling #amerykapołudniowa #whitedresses #wethair #barierka #bryza
Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańsk Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańska przechadzka
Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Fires.
📌Tasmania, Australia
Z sukcesów tygodnia. Zostałam pontoniarą 😅 z Z sukcesów tygodnia.
Zostałam pontoniarą 😅 znaczy zostałam nią już w zeszłym roku, ale zapomniałam gdzie schowałam ponton po zakończonym sezonie 2023. W tym tygodniu udało mi się go odnaleźć, tak więc zostałam pontoniarą - ponownie. Otwieram sezon 2024. Wiedząc, że pewnie za tydzień go już zamknę, bo z prognozy jasno wynika, że jeszcze 9 dni i nastąpi załamanie pogody, z radością obwieszczam - zdążyłam :)
BTW 
Skończyłam czytać „Lost in the Jungle” książkę, o której słyszałam dużo dobrego będąc w Boliwii. Zaciekawiona opowieściami postanowiłam sprawdzić o co tyle szumu. Nie żałuję, w niektórych momentach napisana jest tak sugestywnie, że przestałam czytać bo wydawało mi się, że to po mnie chodzą mrówki.  To opowieść o tym jak to pewnie chłopak zgubił się w dżungli w Boliwii właśnie. Na prawdę fajnie się to czytało. W sumie szkoda, że już skończyłam. 
.
.
.
.
.
#rzeka #limmat #swiss_views #swisslandscape #swisslife #mojepodróże #podróżemałeiduże #ponton #spływ #wiosło #woda #szuwary #chillwave #płynę #odpoczynek #żyćko
Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo udane. 
Jeżeli ktoś chciałby spróbować, a nie interesuje go game drive, to myślę, że Park Narodowy Etoszy będzie doskonały wyborem. Ale tam jest zwierząt 😮
Ktoś miał okazję robić self-drive Safari? Gdzie? 
.
.
.
#namibiatravel #namibiatourism #namibiatrip #safari #selfdrivesafari #selfdrive #etosha #etoshanationalpark #mojepodróże #podróżemałeiduże #słonie #lwy #zebry #żyrafy
📍Cradle Mountain, Tasmania Miał być diabeł 📍Cradle Mountain, Tasmania 
Miał być diabeł tasmański, ale go nie było, był za to wąż tygrysi.
🐾🐾🐾
Takie mam postanowienie noworoczne, żeby codziennie, niezależnie od pogody, iść na co najmniej 5-kilometrowy spacer.
Ciekawe czy wytrwam..
Poszłam w góry⛰️ . . . . #stoos #schwyz #sch Poszłam w góry⛰️
.
.
.
.
#stoos #schwyz #schwyztourismus #swisslife #swissalps #swissmountains #goryponadwszystko #góry #podróżemałeiduże #gymglamour #górskiewędrówki #girlswhohike #inthemountains #mojepodróże #naświeżympowietrzu #czapeczka #farout
Przy kwiatku 🪴 Podobno Panamá City to taki Now Przy kwiatku 🪴
Podobno Panamá City to taki Nowy York Ameryki Środkowej.
„Mi Teleférico” zwany również „My Cable C „Mi Teleférico” zwany również „My Cable Car” gdzie powietrze jest rozrzedzone a sceneria widowiskowa.
.
.
.
.
#lapazcablecar #miteleférico #mycablecar #cablecar #gondola #transportpubliczny #publictransport #lapaz #lapazbolivia #elalto #boliwia #boliviatravel #amerykapołudniowa #southamericatrip
Poleżałabym sobie pod palmą 🌴 Znacie ev’ry Poleżałabym sobie pod palmą 🌴
Znacie ev’ry night? :) 

#montezuma #costaricagram #costaricagram #kostaryka #statek #podróże #mojepodróże #podrozemaleiduze #amerykaśrodkowa #basen #żyćko #relakstime
Mix&match Verbania edycja wielkanocna 1) ja na st Mix&match
Verbania edycja wielkanocna 
1) ja na statku, w kombinezonie nurka szykuję się do skoku.
2) dzień pierwszy - świeciło słońce idę odłożyć kurtkę do samochodu, bo było mi za ciepło (w kolejne dni już nie miałam tego problemu)
3) selfie w słońcu 
4) dzień drugi, tu już słońca nie było, ale doceniam, że nie padało, wybrałam się na wycieczkę na Isle Bella.
5) na statku, z flagą, bo kto nie robi tego typu zdjęć.
6) Ja z widokiem.
7) A tu jak płynę.
8) Widoki znad jeziora Maggiore.
9) Jak wyżej (Maggiore to drugie po Como włoskie jezioro, które odwiedziłam, została mi już tylko Garda. Klimat podobny - podoba mi się.
10) Na shoppingu.
11) Nic nie kupiłam.
12) Ponownie widoki.
13) 🤳🏻 
14) najlepsze co jadłam tej Wielkanocy 🙈 
15) kolejny dzień, tym razem do braku słońca dochodzą konkretne opady, z krótkimi przerwami leje cały dzień.
16) dzień wyjazdu, przestało padać i wyszło słońce 🙃
17) o takim statkiem pływałam po Maggiore.
18) z moją ulubioną osobą, tak się złożyło, że falafelem kończyliśmy każdy wieczór. Pierwszego wieczoru było pysznie, drugiego obsługa już nas kojarzyła i nie pytała nawet o szczegóły zamówienia, trzeciego czekając na zamówienie poznaliśmy historię życia pracowników. To wieczór nr 3😅 
19) a to dzień opadów.
20) tu rowniez z tym, że na chwilę przestało padać.
#salardeuyuni #photodump W 2018 byłam o krok od #salardeuyuni #photodump 
W 2018 byłam o krok od tego miejsca, na Atacamie, po stronie chilijskiej. W dzień, w którym miałam wsiąść do autobusu i przekroczyć granicę z Boliwią, w wielkich nerwach uciekam na lotnisko. Właśnie zaczynała się powódź, a San Pedro tonęło w pomarańczowym błocie. 
Ani się człowiek obejrzał, w ogóle nie postarzał 😜i jest 2024. Tym razem trafiam tam gdzie chciałam. I tak po 6 lat mogę wykreślić Boliwię i jej „solną” część z mojej prywatnej listy miejsc, które koniecznie chce zobaczyć przed 💀
1. Kawa na śniadanie i w drogę. Jest zimno. Nawet bardzo zimno.
2. Hotel w całości wykonany z soli, wysokość około 4000 m n.p.m. ogrzewania brak 🥶
3. Takie artystyczne 🙃 ale po raz pierwszy w życiu widziałam flamingi z bardzo bliska i trochę mnie wryło.
4. Flamingi, o których mowa wyżej.
5. Isla Incahuasi, chyba najdziwniejsze miejsce jakie w życiu widziałam, mogli by tu jakiegoś aliena kręcić - wyspa porośnięta kaktusami po środku pustyni solnej i nic więc.
6. Szynszyla - jest łagodna, ciekawska i bardzo towarzyska.
7. Laguna Colorado głębia czerwieni jej wody zmienia się w zależności od pory dnia i światła. Ja trafiłam na taką bardziej bordową.
8. A tym jeździłam. Byłam ja, L. i 4 inne osoby no i kierowca (rajdowiec w sercu)
9. Kolory pustyni, trochę jak Atacama, o czym też wspominał mój kierowca, ale tu strona boliwijska.
10. Gorące źródła o poranku, przy tej minusowej temperaturze na zewnątrz to przyjemność nie do pobicia.
11. Miejsce na jeden z posiłków, posiłki jeździły z nami, serwował je kierowca.
12. Wystrój toalety.
13. Jak wyżej.
14. No i budynek toalety na wzgórzu, w oddali.
15. Im wyżej i zimniej tym odwiedzających było mniej, ostatecznie by dotrzeć do najdalszej laguny zdecydowało się 18 osób - 3 auta. Szaleni i zmarznięci ludzie:) 
16. Więcej niż jedno zwierzę to?
17. Laguna Colorado po raz 2.
18. Idę sobie po torach.
19. The end
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes