Kilka słów wstępu
O zobaczeniu Patagonii marzyliśmy już od dawna. Zaczęło się chyba od jednego, jedynego zdjęcia przedstawiającego Cuernos del Paine. Później szybka analiza mapy. Patagonia wydaje się za wszelką cenę rozciągać na południe ile tylko się da, jakby czegoś tam poszukiwała. Do tego wyobraźnie pobudza istny labirynt fiordów, wysp, cieśnin, gór ale również płaskich jak stół równin wyglądających jak koniec świata. Pojechać udało się w 2019 roku ale zanim do tego doszło w głowie powstało wiele pytań. Jak poruszać się po Patagonii? Wiele osób będzie chciało odwiedzić oba kraje (Argentyna i Chile po dziś dzień nie dogadały się co do przebiegu granic na lodowcach!), do których Patagonia terytorialnie należy.
Patagonia wydaje się tym bardziej magiczna im dalej na południe spojrzymy. Kiedyś zamieszkała przez plemiona Selk’nam (chyba ostatnie odkryte przez Europejczyków) nagle i niespodziewanie zyskała na znaczeniu dzięki odkryciu Cieśniny Magellana. Statki od tej pory nie musiały już okrążać przylądka Horn, którego wody od zawsze okryte były złą sławą. Złote czasy skończyły się w 1920 roku wraz z otwarciem kanału Panamskiego. Dzisiaj to turystyka jest magnesem przyciągającym w ten rejon tysiące ludzi. Również i nas. Dobra, już nie zanudzam 🙂
Więcej pytań niż odpowiedzi
Wiedzieliśmy mnie więcej gdzie chcemy jechać i co zobaczyć (niestety w ramach dostępnego czasu, bo jak zawsze chciałoby się więcej) ale problemu nastręczało jak tego dokonać. Ostatecznie drogi były dwie:
- Autobusy. Jest to jak najbardziej wykonalne, ale pojawiają się problemy, szczególnie gdy nie możemy sobie pozwolić na długą eskapadę. Rozkłady jazdy powodowały albo konieczność noclegów, niewygodne przesiadki albo wychodzenie w góry razem z tłumem turystów (na szlaku do Mirador Base Las Torres można poczuć się jak na szlaku na Morskie Oko).
- Samochód. Tutaj chyba jeszcze więcej znaków zapytania. Jaki samochód trzeba mieć, koniecznie 4×4? Jaki to będzie koszt? Co jeśli muszę przekroczyć granicę czy to możliwe?
Trzeba podjąć decyzję
Samochód był od początku preferowaną opcją, ale problemem był koszt takiego rozwiązania. Dodatkowo internet pełen jest historii rodem z horroru, a wypożyczalnie z przyzwoitym wizerunkiem internetowym liczą sobie jak za zboże.
Trzeba było więc zmienić trochę plan. Zamiast do Puerto Natales polecimy do Punta Arenas. Ceny biletów do tego miasta są kilkukrotnie niższe niż do popularnej bazy wypadowej w góry. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczymy na samochód, ale nie będziemy inwestować w 4×4. Co będzie to będzie. Oznaczało to też dodatkowe 900km trasy, co w sumie potraktowaliśmy jako plus (przygoda) niż cokolwiek innego. Tak oto naszym przyjacielem stał się Renault Symbol.

Gdzie i jaki wynająć samochód?
Odpowiedź na pierwszą część pytania, to według nas – nie za bardzo ma to znaczenie. Zdecydowaliśmy się na Avis w Punta Arenas. Obecnie dzierży dumną ocenę 3.0 w google. W momencie gdy zamawialiśmy, o ile mnie pamięć nie myli – było to 2.7. Cóż, albo mieliśmy szczęście albo przy dosyć niewielkiej liczbie recenzji pechowcy bardzo wypaczają ocenę. Cała procedura wyglądała tak jak wszędzie indziej na świecie, jedynym zaskoczeniem była dziwna maszyna wykonująca coś na kształt odlewu karty kredytowej.
Tak jak wspomniałem wcześniej my wzięliśmy Renault Talisman. Są to bardzo popularne samochody w tej części Chile i razem z Dusterami (które jeżdzą tam również jako Renault a nie Dacia) często spotykaliśmy je na drodze (poza odcinkiem Punta Arenas – Rio Gallegos – El Calafate gdzie mało kogo w ogóle spotkaliśmy).
Okazało się to strzałem w dziesiątke. Samochód 4×4 jest całkowicie zbędny. Drogi w zdecydowanej większości (szczególnie w Argentynie) są asfaltowe. Trochę inaczej wygląda to w Chile. Im bliżej wejścia do parku tym bardziej prawdopodobne że napotkacie gorszej lub lepszej jakości szutr. Nie jest to jednak nawierzchnia, która wymaga posiadanie samochodu 4×4. Trzeba po prostu zwolnić, czasami ominąć dziurę i tyle. Warto jednak nie brać najmniejszych aut, ale coś przynajmniej średnich rozmiarów z troszkę większym prześwitem. Co prawda myślę że i Yaris dałby radę, ale komfort pozostawiałby wiele do życzenia. Trzeba też dodać, że w wielu miejscach bardzo intensywnie postępują prace budowlane. Bardzo możliwe, że niebawem 100% dojazdów do parków będzie już asfaltowych. Trochę szkoda 🙂

O czym jeszcze należy pamiętać?
Podstawowa sprawa dla osób chcących odwiedzić Argentynę. Czy to możliwe w wynajętym samochodzie? Jak najbardziej, wiąże się to oczywiście z dodatkową opłatą (w zależności od ilości dni w Argentynie) i dodatkową papierologią. Wszystkie firmy jak jeden mąż podkreślają aby wypełnić odpowiedni formularz w wyprzedzeniem (często mówi się o tygodniu bądź dwóch). My zrobiliśmy to kilka miesięcy wcześniej. Na miejscu okazało się jednak (oczywiście) że wypożyczalnia nic o tym nie wie. Inna sprawa, że próbowaliśmy się skontaktować z Avisem mailowo wiele razy, i nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi. W pewnym momencie wątpiliśmy nawet czy samochód będzie na nasz czekał. Ale wiecie co? Czekał, a dodatkowo okazało się że „argentyńskie papiery” można jednak przygotować w kilkanaście minut od ręki. Cała ta operacja to tak naprawdę zorganizowanie ubezpieczenia samochodu w innym kraju. Co ciekawe ubezpieczenie w Argentynie nie obowiązuje na drogach szutrowych. Jest ich zdecydowana mniejszość, ale należy pamiętać żeby poruszać się tylko po asfalcie.
Co ponadto? Jeśli widzicie stacje benzynową to po prostu zatankujcie. Są takie rejony gdzie przez setki kilometrów poza Wikuniami nie ma żywej duszy (o ile Wikunie mają dusze). Wypożyczalnie oferują też kanistry, ale jeśli macie samochód o przyzwoitym zasięgu (400 kilometrów minimum) to są całkowicie zbędne.
Kwestią dyskusyjną jest czy wymagane jest międzynarodowe prawo jazdy. Natomiast biorąc pod uwagę jak łatwo je wyrobić nie zastanawialiśmy się dwa razy. Dodatkowo w Argentynie panują dosyć dziwne zwyczaje. Wiele razy przy drogach dojazdowych do miasta natkniecie się na policyjną kontrole. Zazwyczaj nie jest to, jak u nas radiowóz stojący na poboczu zatrzymujący samochody na chybił trafił, ale specjalnie wybudowana brama niczym łuk triumfalny dumnie wisząca nad drogą. Tak, właśnie tak. Specjalne budynki wybudowane tak, żeby nikt bez kontroli nie przejechał. Oczywiście jest to rutynowa kontrola, a my byliśmy traktowani bardziej jako ciekawostka niż międzynarodowa grupa terrorystyczna. Nie ma się więc czego obawiać, ale dla własnego spokoju lepiej mieć ten papier i po prostu zapomnieć. Jedyne duże nie turystyczne miasto na naszej trasie to było Rio Gallegos i właśnie tam zostaliśmy zatrzymani dwa razy do takiej kontroli.
Na sam koniec zostawiam temat przejazdu przez granicę. Jest to zwyczajna formalność. Jeśli macie wszystkie dokumenty wasze i pojazdu to nie powinniście mieć żadnego problemu. Napiszę tylko jedno. Nasza wypożyczalnia (zakładam więc że inne robią podobnie) wpisała do naszych papierów dodatkową (poza kierowcą) osobę. Rezydenta w Puerto Natales. Na granicy mogą spojrzeć w Wasze paszporty i pokazać palcem: ale to nie Wy! Warto więc mieć w pogotowiu google translate 🙂
Wiele turystów podróżuje samochodem z Punta Arenas do Puerto Natales i z powrotem tylko po stronie Chilijskiej. Warto jednak w jedną przynajmniej stronę przejechać przez Rio Gallegos. Szczególnie że większość i tak musi przekroczyć granicę, żeby zobaczyć lodowiec Perito Moreno w El Calafate. Nasza trasa poniżej. Całość to około 1600 km (w głowie jak 800 km w bardziej zakręconym i cywilizowanym terenie ;)).
Jak się jeździ przez Patagonię?
Nie ukrywam, że jest to niesamowite przeżycie. Wszechobecna pustka, nicość i szosa jak strzała przecinająca płaski jak stół teren. Na Horyzoncie również pustka. Ale jeż też drugi widok – postrzępione skały wyłaniające się jak fatamorgana na pustyni. Jeden i drugi krajobraz z jakiegoś powodu wprawia w dobry nastrój.

Ale najfajniejsze w tym wszystkim jest to jak szybko się jedzie. W jeden dzień pokonaliśmy trasę Punta Arenas > Rio Gallegos (2h postój na obiad) > El Calafate. Nie trzeba skręcać, nie trzeba wyprzedzać, widoczność obłędna. Dlatego też polecamy to doświadczenie, bo dojazd do turystycznych miejsc (czyli głównie to wejść do parków narodowych) wygląda już inaczej.
Jak wcześniej wspomniałem, trasa na Mirador Las Torres – czyli najbardziej rozpoznawalny widok w Patagonii to prawdziwa autostrada. Od wczesnego ranka autobusy (publiczne), prywatne i samochody z turystami zapełniają parking pod hotelem Las Torres gdzie zaczyna się trekking. Mając własny transport i cel w głowie wstaniecie o 4 rano tylko po to żeby być jednymi z pierwszych na szlaku, zrobić zdjęcia w spokoju i zejść na dół zanim słynna kapryśna patagońska pogoda was zniszczy 🙂
Autor: Łukasz

2 komentarze do “Samochodem przez Patagonie”