Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu

Opublikowano 24/05/202026/08/2020

Pomarańczowym piaskiem w oczy

„Przelecieć pół świata. Dotrzeć na Atacamie i nie zobaczyć Valle de la Luna, to jak pojechać do Paryża i zbojkotować wieżę Eiffla”. Tak powiedziała nam zachwalająca wycieczkę na tę część pustyni niezwykle urodziwa dziewczyna pracująca w agencji turystycznej Flamingo. „Widok zachwyca” dodała jeszcze z uśmiechem. Wiecie co, miała 100% racji w racji 😉

Żeby dostać się do Atacamy przylecieliśmy do Calamy z Santiago de Chile. Na lotnisku wskoczyliśmy do busika (bez najmniejszego problemu znajdziecie je na zewnątrz. Jak to w Ameryce Południowej słowo klucz to „colectivo”), który zabrał nas do małego turystycznego miasteczka w sercu pustyni – San Pedro de Atacama.

wersja w deszczu > https://www.instagram.com/p/B57NPGnlJWq/
W poszukiwaniu pierwszego piętra

Powiem tylko – bo musicie to wiedzieć, że San Pedro ma bardzo ciekawy klimat, miasto jest małe, wokół nie ma nic, a wszyscy ludzie, którzy się przez nie przewijają są w jakiś sposób związani z pustynią. Co ciekawe w tym mieście ludzie są wyluzowani i zrelaksowani. Trochę tak jakby ktoś postawił miasteczko przy Woodstocku tylko dla celów woodstockowych. Wszyscy spędzaliby czas na koncertach, a po nich gdy już trafiliby z powrotem do miasteczka to czas mijałby im na zawieraniu nowych znajomości, piciu (jest jeden bar ale za to bardzo klimatyczny) lub paleniu. 

Całe szczęście nie znają tu kostki Bauma

Odwieczny dylemat

Przygotowując się do wyjazdu na Atacamę do końca wahaliśmy się czy brać samochód i wycieczki organizować na własną rękę czy może jednak skorzystać z usług agencji turystycznych działających na terenie San Pedro. Przyznam szczerze, że tę część naszej wyprawy do Chile potraktowaliśmy po macoszemu. Skupiliśmy się na Patagonii, nie poświęcając Atacamie należytej uwagi. Koniec końców postanowiliśmy, ostateczną decyzję podjąć na miejscu. 

Pierwszy spacer po miasteczku i wiedzieliśmy, że pójdziemy na łatwiznę. Na wycieczki udamy się z agencją turystyczną. Tych w San Pedro jest zatrzęsienie. W atrakcyjnych cenach proponują zwiedzanie tego co Atacama ma do zaoferowania. Cała trudność sprowadzała się do tego by wybrać tę właściwą. Idąc ulicą, pokrytą suchym jak wiór piaskiem o pomarańczowej barwie, byliśmy non stop zatrzymywani przez naganiaczy prezentujących mniej lub bardziej atrakcyjnie wycieczki z ich biura podróży. Nie trzeba być szczególnie bystrym by wiedzieć, że każda zabiera turystów w te same miejsca a ceny w nich są zbliżone. Nie mieliśmy szczególnie wysokich wymagań. Tak na prawdę zależało nam tylko na tym by ilość osób, z którą będziemy jechać była jak najmniejsza. Nie mieliśmy ochoty na udział w wycieczce dla 40-osobowej grupy wożonej wielkim autokarem. Wybór padł na agencję Flamingo – chyba urzekła nas ich historia. Grupa względnie młodych 30-kilku-letnich pasjonatów z Anglii, Francji, Patagońskiej części Chile i kto wie skąd jeszcze zdecydowała się osiąść na stałe w San Pedro i organizować wycieczki na pustynie. To trochę tak jak Ci pasjonaci co decydują się sprzedać cały dorobek życia i przeprowadzić do Tajlandii. Z tą tylko różnicą, że to pustynia, jedno z najsuchszych miejsc na ziemi, warunki klimatyczne są dalekie od tych przyjaznych człowiekowi i jest dużo drożej niż w Azji (Chile to zdecydowanie najbogatszy kraj na kontynencie). Oni tam faktycznie muszą pracować, żeby się utrzymać.

Jak to mówią – Szerokości

Oferowali wycieczki w małych 10-osobowych grupach co nam pasowało. Krótka rozmowa w agencji – klepnięte jedziemy.

Daliśmy się namówić

Jedną z wycieczek, na którą zdecydowaliśmy się z nimi pojechać była ta na Valle de la Luna. Wstyd się przyznać ale wstępnie nawet nie mieliśmy jej w planie (Andy, wulkany, 'Salar’ – to było nam w głowie. Niestety nie było nam dane), to francuzka pracująca w agencji nas do niej przekonała i za to byliśmy jej później bardzo wdzięczni. 

Wyprawa miała zacząć się punktualnie o godzinie 16. Miejsce zbiórki to ławeczki pośrodku niskich białych budynków. Przy płaceniu za wycieczkę kilkukrotnie podkreślano żeby być 10 minut przed czasu bo ruszamy równo o czasie. Uwierzcie mi, gdy Ci z Flamingo mówią równo o czasie myślą równo o czasie.  Wspominam o tym dlatego, że dwie osoby się spóźniły i nikt na nie nie czekał – ja z tym żadnego problemu nie mam – co więcej pochwalam. Ruszyliśmy (dosłownie) w momencie gdy dzwon pobliskiego kościoła wybił 16. Czad 🙂

Od razu widać, że to nie Patagonia. Z naprzeciwka jedzie samochód.

Dobra jedziemy my i międzynarodowa ekipa. Co ciekawe w naszej grupie była też Polka – bardzo fajna dziewczyna – która akurat na Atacamie kończyła swoją 3-miesięczną eskapadę po Ameryce Południowej. Przyjechała z poderwanym po drodze Kolumbijczykiem 🙂 Wiem, że niektórzy nie lubią spotykać swoich rodaków na drugim końcu świata. Ja akurat nie mam z tym problemu, uważam, że zawsze fajnie jest pogadać z kimś kto ma coś ciekawego do powiedzenia.

Chciałabym tylko nadmienić dla tych co nie wiedzą, ze Atacamę uważa się za jedno z najsuchszych miejsc na ziemi. W niektórych jej częściach od lat nie spadła kropla deszczu. Otóż my mieliśmy to „szczęście”, że nastąpiło załamanie pogody i wycieczka, na którą się wybraliśmy była ostatnią na jakiej udało się nam być. Zaczęło padać, padało też przez dzień kolejny a już następnego zamknięto miasto. Taki juz chyba urok miejsc zbudowanych z gliny – gdy popada mogę się rozpłynąć..

Woodstock (a raczej Poland’and’Rock)

Na księżycu

Ale wróćmy do samej wycieczki. Jedziemy busikiem około 20 minut. Pierwszy przystanek formacje skalne. Wchodzimy do słonych jaskiń, wdrapujemy się na górę. I teraz powiem Wam coś naprawdę ciekawego. Gdy dotarliśmy na szczyt i stanęliśmy tak w milczeniu dało radę usłyszeć dziwny dźwięk, jakby skrzypienie. To znak, że skały na których właśnie staliśmy są w ciągłym ruchu rozszerzają się i ścierają. 

Into the wild

Chwila na foty, pakujemy się do busa i jedziemy dalej. Krótka przechadzka a dokoła krajobraz iście księżycowy. W pewnym momencie nierzeczywiste stożkowe góry wyłaniają się z pomarańczowego piasku, to był „mój widok”- te stożki nigdy nie widziałam czegoś równie nierzeczywistego do dziś pozostaje moim widokiem nr 1.

Planeta Ziemia

Diuna

A później przyszła kolej na ostatni punkt wycieczki. Piaszczyste diuny Atacamy. By ujrzeć je w całości musieliśmy trochę się powspinać, nie wymagało to wysiłku jak Torres del Paine ale zaznaczam, że dało radę się trochę zmęczyć. Po mniej więcej 15 minutowej wspinaczce naszym oczom ukazała się największa diuna jaką w życiu widziałam. Skoncentrowana  wokół jednego grzbietu, ogromna, jakby ocean z piasku, od lat kształtowana przez wiejący tam wiatr otoczona kilkoma mniejszymi, które tylko podkreślały jej masyw. Usiedliśmy z wrażenia wgapiając się w ten ogrom piasku. Nie przesadzę mówiąc, że na dobre dwie minuty odjęło nam mowę.

Ponieważ widok ten był tak niespodziewany to na początku mój mózg widział ocean. Dopiero po kilku chwilach uświadomiłam sobie, że ten bezkres to nie woda, to piasek. Taki error w matrixie 🙂

Piasek
Piasek
Wystarczy już tych zdjęć

Po około godzinie, bo tyle czasu dano nam tam na górze, spakowaliśmy się do busa i pojechaliśmy oglądać zachód słońca na Atacamie. Zaczynało grzmieć i wtedy właśnie przewodnik wspomniał o pewnej ciekawostce. Jeśli burza nie przejdzie to w całym mieście wyłączą prąd. Tak też się stało ale kilka godzin później. Stoimy w „centrum”, leje, noc. I nagle bam, wszystkie sklepy, restauracje, latarnie – robią się ciemne. Towarzyszy temu dziwny dźwięk. To suma okrzyków wszystkich osób w zasięgu słuchu. Przypomina to bardziej coś co powiedziałby jeden z oślizgłych Bogów z książki Lovecrafta niż jakieś znane nam słowo. Podsumowując – warto było to usłyszeć.

Piasek
Ciągle planeta Ziemia
Piasek (na drugim planie)

Warto było też bo..

Muszę jeszcze wspomnieć, bo zdecydowanie warto, naszego przewodnika -Nico. Był RE-WE-LA-CYJ-NY. Życzę Wam żebyście będąc tam, jadąc na wycieczkę z „Flamingo” (klik) trafili właśnie na niego. Miał wiedzę wiadomo – umówmy się, że każdy przewodnik w mniejszym lub większym stopniu ją ma. Ale jaką on miał charyzmę i co najważniejsze poczucie humoru. I to nie byle jakie. Mówiąc kolokwialnie człowiek prawie sikał ze śmiechu. W pewnym momencie, dowiadując się, że jesteśmy z Polski zaczął udawać Borata – i robił to fenomenalnie. niewątpliwie Nico był wisienką na torcie całej tej niesamowitej przygody.

Autor: Iza

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy

W poszukiwaniu anakondy. Przed przyjazdem do Pamp W poszukiwaniu anakondy. 
Przed przyjazdem do Pampy (to taka wilgotna trawiasta równina charakterystyczna dla Ameryki Południowej) czytałam, że tylko garstce udaje się spotkać tego węża w naturalnym środowisku. Ja niby nie wierzyłam, że uda mi się ją zobaczyć, no bo jak wspomniałam udaje się to tylko nielicznym, ale z drugiej strony skoro istnieją tacy, którym się to udaje to czemu ja nie mam być wśród nich - i właśnie z takim nastawieniem tam jechałam. 
.
Przewodnik (bo tu jedzie się z prywatnym przewodnikiem) już na wstępie zadał pytanie co chcemy zobaczyć? Więc zaczęło się wyliczanie: różowe delfiny, leniwce, kajmany, aligatory no i oczywiście, dodałam z pełną powagą w głosie, anakondę. On w sumie niewzruszony, z równą mi pewnością, powiedział tak: no to dziś zobaczymy wszystko, a jutro idziemy na bagna tropić anakondę. 
Przejechaliśmy przez symboliczną bramę do parku, bramę oplatała wielka, sztuczna anakonda co tylko rozbudziło mój apetyt.
Dzień zakończył się 100% sukcesem. Z anakondą mieliśmy spotkać się nazajutrz.
.
Przy kolacji przewodnik kontynuował rozbudzanie moich nadzieji. Na wszelkie pytania z kategorii jakie jest prawdopodobieństwo spotkać gada odpowiadał krótko - duże. Na odchodne dodał, że wczoraj, tuż przed wyjściem z bagien jego znajomy przewodnik jakąś widział. 
W dzień tropienia wstaliśmy skoro świt zjedliśmy śniadanie, przywdzialiśmy kalosze, wzięliśmy do ręki długie drewniane kije i ruszyliśmy na poszukiwania. Przewodnik sprawiał wrażenie profesjonalisty, krótko przeszkolił jak chodzić po bagnie, by się w nim nie utopić, a później wydawał komendy - coś w stylu - „ja przeczesuję te trawy, wy te bardziej na lewo”. Co jakiś czas robił sobie selfie, co uznałam za urocze, bo wychodzi na to, że jeszcze go to bagno kręci, pomimo tego, że jak zakładam, odwiedza to miejsce minimum 3 razy w tygodniu. Upał był okrutny 35 stopni, cienia nie uświadczysz. Anakonda nie została odnaleziona. Trafiliśmy na gniazdo - przewodnik twierdził, że należało właśnie do niej. Czy tak faktycznie było - nigdy się nie dowiem. 
Ale same poszukiwanie robiło robotę - czułam się trochę jak z tego filmu z JLo „Anakonda” więc doświadczenie zacne. Gorąco polecam:)
📍 Salar de Uyuni . . . . #salardeuyuni #bolivi 📍 Salar de Uyuni 
.
.
.
.
#salardeuyuni #bolivia #boliviatravel #podrozemaleiduze #mojepodróże #salaruyuni #salaruyunidesert #southamericatravel #exploreuyuni #uyunibolivia #salaruyuni #amerykapołudniowa #boliwia
Dzień, w którym poszłam na treking by zobaczyć Dzień, w którym poszłam na treking by zobaczyć wulkan, a ten się schował, a później wracając zatrzymałam się w knajpce na coś słodkiego i akurat wulkan wyszedł z ukrycia. Takie koleje losu-bardzo przewrotne.
co to za zwierzątko?:)
No coraz bardziej lubię się z tą Szwajcarią. W No coraz bardziej lubię się z tą Szwajcarią. Wizyta w górach zawsze wprowadza mnie w doskonały nastrój. 
W sumie to była sobota idealna, pogoda na 5+, widoki jak z bajki, a jedzenie serwowane w schronisku Aescher naprawdę smaczne. 
Wycieczka pozostawiła mnie z apetytem na więcej gór i z pytaniem - co oni robią z tą trawą tutaj, że jest tak soczyście zielona?🌱
.
.
.
.
.
#goryponadwszystko #szwajcaria #swisslife #podróżemałeiduże #mojepodróże #ebenalp #appenzell #swissalps #nvgtn #zielonatrawa #greengrass #swissmountains #aescher #schronisko #mountainhiking #girlswhohike #swisstravel
Dzień w Panama City #photodump 1. A miałam base Dzień w Panama City #photodump 
1. A miałam basen na dachu hotelu i nawet z niego korzystałam.
2. Chętnie korzystałam.
3. Linia horyzontu.
4. Ja na linii.
5. Wyjątkowo wiało gdy podziwiałam most obu Ameryk. 
6. Most obu Ameryk.
7. Ja i mój czarujący uśmiech :)
8. Z Morganem Freemanem 🙃 bo oni przy tym kanale panamskim mają kino i film o kanale właśnie, a głosu użyczył mu właśnie Morgan - film okazał się zadziwiająco fajny.
9. Kanał panamski i statek, który właśnie przez niego przepływa.
10. Palmy.
11. Stare miasto.
12. 🦎
13. Kokos o zachodzie.
14. Zachód.
15. #🚶🏻‍♀️
16. Pandora 

#panamacitypanama #panama #panamacitybeach #basen #basennadachu #skyline #skyscraper #wieżowce #amerykasrodkowa #amerykacentralna #bluebikini #podróżemałeiduże #mojepodróże #panamacanal #kanalpanamski
🐾🐾🐾
Takie mam postanowienie noworoczne, żeby codziennie, niezależnie od pogody, iść na co najmniej 5-kilometrowy spacer.
Ciekawe czy wytrwam..
Nawet jeśli szwajcarski rok szkolny wymaga jeszcz Nawet jeśli szwajcarski rok szkolny wymaga jeszcze obecności przez najbliższy tydzień, ja (po chorobie) poczułam się lepiej i przechodzę na tryb wakacyjny. Przez najbliższe 11 dni będę markować urlop detalami. Dziś w ruch idzie wiklinowa torebeczka, jutro zrobię sobie surferskie fale, a pojutrze kto wie-sky is the limit. Choć z tego co patrzę to zapowiadają opady, więc pewnie zdecyduję się na wakacyjny taniec w deszczu.
11 dni do wylotu to w sumie można już odliczać🤠
.
.
.
.
.
Wakacje, Singapur, summeroutfit, gardens by the bay, podróże, self love, marina bay, summertime, summer vibes, supertree grove

#singapur #gardensbythebay #gbtb #marinabay #supertreegrove #ogród #podróżemałeiduże #mojepodróże #summerdress #curlyhaired #marinabay #hotel
Geroldswil tuż obok mojego domu, w dolinie rzeki Geroldswil tuż obok mojego domu, w dolinie rzeki Limmat. Patrzę czy to już pora by rozpoczynać sezon pontonowy. Niektórzy już spływają, my jeszcze nie. Ale tak sobie myślę - może to czas najwyższy żeby wyciągnąć ponton. Bo jak mi auta nie zarejestrują, to może przez moment właśnie drogą rzeczną będę docierać do Zurychu :)
Zostałam zaproszona na dzień kobiet do Mediolanu Zostałam zaproszona na dzień kobiet do Mediolanu. Z radością przyjęłam zaproszenie. Dzień szalenie miły (#liczęnawięcej), ale #mediolan jak dla mnie to małe rozczarowanie. Tak się zastanawiałam i w sumie każde włoskie miasto, które do tej pory widziałam (a trochę już ich widziałam 😜) podobało mi się bardziej😅 
#photodump 
1. Jakoś udało się zrobić zdjęcie z katedrą bez ludzi, przypuszczam, że w sezonie graniczy to z cudem.
2. Ja - w słoneczku, po zakupach, myślę gdzie by się tu udać na małą kawkę.
3. Tyle zdjęć widziałam z tego miejsca. Galeria handlowa - tam gdzie turyści spędzają czas najchętniej:)
4. Z Supermanem. 
5. Z Supermanem po raz drugi.
6. Zagubiona w centrum handlowym szukam szczęścia tzn. okularów.
7. Tram.
8. Uliczka.
9. Karnawał.
10. Karnawał w ruchu.
11. Fontanna.
12.. Ja.
13. Tramwaj.
14. Katedra i jej szczegóły.
15. Gdzie jest Wally
16. Uliczka.
17. Smakołyki na jeden kęs. 
18. Pizza, bo w sumie jestem we Włoszech. 
19. Wszyscy pytacie (nikt nie pyta🙃) tak to są moje nowe okulary - wiem, że fajne :)
20. Street photo. 

#wlochy #włochy #italytravel #podróże #podróżemałeiduże #mojepodróże #milanogram #plazaduomo #shoppingmalldesign #milanoduomo #milanocathedral #pizza #cannoli #wewłoszech #citybreaks #piazzaduomo #piazzadelduomo
Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że ju Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że jutro wybieram się do Lugano, a Lugano to największe miasto w Ticino, a Ticino to włoskojęzyczny kanton w Szwajcarii 🤓
Więc prawie jak Włochy. To będzie moja pierwsza wizyta w tej włoskiej części Szwajcarii, więc nie ukrywam, że jestem ciekawa. 
Raz odwiedzałam francuskojęzyczną część Szwajcarii - na początku roku pojechałam do Montreux i niby kraj wciąż ten sam, ale na miejscu trochę inaczej, niż w tej niemieckojęzycznej części, w której obecnie mieszkam. 
Nie wiem może to przypadek ale :) Pamiętam, że w Montreux późnym wieczorem wyszliśmy sobie do baru, zostawiliśmy tam małą fortunę (kto był w barze w Szwajcarii ten wie 🤯) Wieczór był bardzo przyjemny mieliśmy ochotę by trwał i trwał, więc zdecydowaliśmy, że zakupimy sobie jeszcze butelkę wina do hotelu (już w sklepie). Więc szukamy tego sklepu - żadnego ani widu, ani słychu. Telefony jak na złość rozładowane, więc pomyśleliśmy żeby spytać jakiegoś przechodnia na ulicy. Zaczepiliśmy 3 osoby. Żadna nie umiała odpowiedzieć na proste pytania zadane w języku angielskim. Wszyscy tylko po francusku - zupełnie jak we Francji. A w kantonie Zurych to ciężko znaleźć kogoś kto po angielsku nie mówi. Ciekawe jak w Ticino 🤔 :)
Dzień, w którym gonił mnie gumowy dinozaur - uc Dzień, w którym gonił mnie gumowy dinozaur - uciekłam 😏
📍Salar de Uyuni
📍Kreta. Wakacje, które potwierdziły moje wcze 📍Kreta. Wakacje, które potwierdziły moje wcześniej przypuszczenia, że gdy rodzic jedzie z dzieckiem w pojedynkę to:
1. basen to must i chcąc nie chcąc to od niego będzie się zaczynać i na nim też kończyć każdy dzień;
2. karty Uno powinny się znaleźć zawsze w torebce;
3. tak do końca nigdy się nie zrelaksuje. 
To takie wnioski. Poza tym uważam, że jak na mój pierwszy samodzielny wypad z młodym za granicę, wypad, który miał być zorganizowany pod jego kątem, to Kreta okazała się świetnym wyborem. Pełno atrakcji pod dzieciaki typu salony gier, mini golf, labirynty, jakieś ścianki wspinaczkowe i wszystko na jednej ulicy więc nie trzeba ich szczególnie szukać, do tego gwarancja pogody, ciepłe morze i ceny, które nie przerażają. Dzięki sztuce kompromisu udało mi się namówić mojego 7-latka na 3 wycieczki. W kolejności od tej najbardziej udanej.
1. Fajny kanion gdzie przeszliśmy 10 km 
2. Plaża z reklamy batonika bounty. BTW kogoś tam ostro pogrzało za dwa leżaki i jeden parasol życzą sobie 40€ 
3. Jaskinia - droga do niej była pod górę w pełnym słońcu. Rzadko to się zdarza, ale tym razem się zdarzyło. Emocje u mego towarzysza wzięły górę i idąc krzyczał w niebogłosy, że on nienawidzi gorąca i nienawidzi pod górę, a najbardziej jak jest gorąco i do tego musi iść pod górę. Fakt, że drogą chodziło dużo Polaków nie pomagał, bo co chwilę słyszałam tylko komentarze ludzi z boku do swoich dzieci w stylu: „zupełnie jak Ty” co trochę działało mi na nerwy:)
Tak ogólnie to wyjazd zaskoczył mnie bardzo pozytywnie - myślę, że w dużej mierze to zasługa hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Mały - butikowy miał super basen i smaczne jedzenie no i był swietnie położony, więc jakby kto się kiedyś wybierał w okolice Heraklionu to mogę polecić.
Tak czy siak Kreta wyjazd mama&syn uznaje za udań i pewnie za rok, gdy też będę mieć jeden tydzień z nim sam na sam to możliwe, że skoczymy sobie na inna grecką wyspę.
Myśli o Alasce krążą mi po głowie… może to Myśli o Alasce krążą mi po głowie… może to znak żeby ruszyć w góry hmmm 

#podróżzplecakiem #mojepodróże #podróżemałeiduże #alaska #alaskaadventure #alaskaadventures #alaskawildlife #alaskatravel #49thstate #góry #goryponadwszystko #kochamgóry #denali #denalinationalpark #mtmckinley
Lucerna - dziś patrzę na góry. Potrafię dokła Lucerna - dziś patrzę na góry. Potrafię dokładnie wskazać Pilatus, nauczę się jeszcze 5 i przed laikami będę zgrywać eksperta :)
#kostaryka #photodump pierwszy z kilku myślę, ch #kostaryka #photodump pierwszy z kilku myślę, chyba że mi się odwidzi 😅
1. Ja przy wodospadzie. Czego jak czego ale wodospadów na Kostaryce widziałam dużo (bo dużo ich tam jest) i za każdy żeby go zobaczyć zapłaciłam też dużo (minimum 25$ osoba)
Fotę wrzucam ze względu na brzuch, bo mi się podoba :)
2. Na szlaku #eltigrewaterfalls ja podziwiam wodospad a L. podziwia moją 🍑 i tak to się kręci :)
3. Żararaka rogata, z taką nazwą to trudno traktować ją poważnie, ale trzeba, bo ta żararaka jest ☠️
4. W gorącym źródełku, przewidywalnie ta rozrywka sprawiła mi przyjemność.
5. Ponownie chodzi o brzuch 😅
6. Leniwiec 🦥 
7. Ja i krokodyle amerykańskie na #crocodilebridge.
Za 100 pkt kto wie czym się różni krokodyl od aligatora? 
8. Dżungla.
9. Ryż na śniadanie, po 5 dniach zaczął mi się nudzić po 9 cieszyłam się, że 10 dnia zjem go po raz ostatni.
10. Gorące źródła ponownie.
11. Ja - właśnie w tym źródełku uderzyłam się w palec u stopy - bolało.
12. #rioceleste przed deszczem.
13. Ulewa w dżungli.
14. Ta ulewa mnie zaskoczyła, no i przemokłam do suchej nitki.
15. Ocean.
16. Ja prawie jak pantera 😅😂
17. Idę popływać. 

#podróże #mojepodróże #podrozemaleiduze #costaricapuravida #costaricagram #costaricacool #costaricatravel #costaricaphoto #costaricatrip #amerykaśrodkowa #centralamericatravel #wodospad #costaricawaterfalls #waterfallsfordays #krokodyl #leniwiec #gorąceźródła #dżungla #inthejungle #monteverde #montezuma
W Szwajcarii rok szkolny zaczął się 19-go sierp W Szwajcarii rok szkolny zaczął się 19-go sierpnia. Więc już za chwilę, już za momencik 2-tygodniowa przerwa jesienna i krótkie wakacje 🥳
Powiedzieć, że nie mogę się doczekać to tak, jakby nie powiedzieć nic.
W ogóle to bardzo sobie chwalę fakt, że tutaj te dni wolne są rozłożone i zamiast długiej przerwy letniej ma się ją krótszą (5-tygodniową) i dostaje się w zamian 2 tygodnie wolnego jesienią i 2 wiosną. 
Przynajmniej na chwilę obecną widzę, że system jest po mojej stronie.
No nic zaczynam odliczanie 8 dni do wylotu :)
Namibia - road trip. 9 dni 3000km #photodump 1. G Namibia - road trip. 9 dni 3000km #photodump 
1. Gdzieś po środku drogi na Skeleton Coast 
2. Idę sobie
3. #Żyrafa jadła sobie listki na drzewie od tak przy drodze, tyle ile nam sprawiła radości to tylko my wiemy.
4. Welwiczia - żywa skamielina - to taki dziobak świata roślin - to co widać, to tylko dwa liście postrzępione przez wiatr.
5. Ja 
6. Droga, obowiązuje limit prędkości do 100km/h.
7. Stacja benzynowa na #skeletoncoast 
8. To nie drzewa, to ales drzewiasty.
9. Droga ponownie, bo w sumie ten post jest o drodze.
10. Solitaire wraki samochodów, a chwilę wcześniej zjadłam szarlotkę. 
11. Zwrotnik koziorożca.
12. Danger zone.
13. Trąba powietrzna 
14. Część samochodu, która nie wytrzymała wybojów i nam odpadła.
15. W drodze na diuny.
16. Po piasku.
17. Toyota Hilux masza fura na ten trip.
18. Pod zwrotnikiem koziorożca w innym miejscuz.
19. Jak wyżej.
Dzień, w którym nie przewidziałam, że wejście Dzień, w którym nie przewidziałam, że wejście na górę/pod górę w klapeczkach może być bardzo słabym pomysłem. Jeszcze wejście jak wejście - to zejście okazało się większym wyzwaniem. 
Był taki moment, że myślałam sobie coś w stylu: „no jak Grażyna co to na Giewont idzie w szpilkach” ale później już zeszłam, zjadłam pizzę i było spoko. 
Top 1 niedopasowania butów do warunków - Neapol - you are my winner😅🙃
Nie ma przypadków. Google przypomina zdjęcia zna Nie ma przypadków. Google przypomina zdjęcia znaczy, że czas na kajaki ☀️
📍Deadvlei 
Gorąco, sucho i piasek co zawiera żelazo. 
Miejsce w rzeczywistości wygląda jakby było sfotoshopowane.
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes