Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Papua – Dolina Baliem – Samodzielny Trekking

Opublikowano 12/04/202001/09/2020

O co tu chodzi?

Po co w ogóle tam jechać? Dolina Baliem położona jest w zachodniej części Nowej Gwinei (wyspy). Formalnie stanowi część Indonezji. Przez wielu indonezyjska władza uznawana jest za okupanta i po dziś dzień trwają, można nawet powiedzieć walki. Raczej bardziej w stylu „żołnierze wyklęci” niż wojna na pełną skalę, ale chociażby polskie MSZ stale odradza wyjazdy do Papui Zachodniej ze względu na „uzbrojone grupy rebeliantów”. Co tu dużo mówić. Plemiona Nowej Gwinei to ludzie zupełnie rożni od Indonezyjczyków. Wyglądają inaczej, wyznają inną religię a przyroda ma często więcej wspólnego z Australią (do której z resztą geograficznie należy) niż z Azją. Tak więc w Papui się dzieje i są ku temu powody.

Kilka miesięcy przed naszą podróżą – nastąpiła kolejna eskalacja konfliktu. Napiszę krótko, bez wdawania się w szczegóły, kto chce łatwo je znajdzie. Incydent rasistowski (Papuascy studenci mieli być nazywani małpami przez Indonezyjską policję) wywołał zamieszki w wielu miejscach: Jayapura, Wamena, Sorong. Indonezja wysyła wojsko, odcina internet. W jeden tylko dzień – 23 Września – w Wamenie (to jest miasto położone u stóp Doliny Baliem) ginie od 20 do 30 osób. Indonezja odcina dostęp turystyczny do tego obszaru. Bardzo cieżko dowiedzieć się co i jak. Za pomocą reddita ustaliliśmy że ruch turystyczny otworzono ponownie w Grudniu! Ruszamy!

Ale po co tam jechać? Jest to bardzo niedostępny teren. Dość powiedzieć, że plemienna populacja około 150 tyś mieszkańców była nieznana naszej cywilizacji aż do 1938 roku. Wtedy po raz pierwszy ktoś powiedział patrząc z okna samolotu – „o tu są ludzie”. Możemy powiedzieć więc, ze tam historia dzieje się na naszych oczach. Jedno z ostatnich miejsc na Ziemi gdzie można spotkać i poznać ludzi, którzy cywilizacji się uczą. Jedni mieszkają w Wamenie – to miasto założone w 1956. Tak, dla europejskich uszu brzmi to trochę ja żart 🙂 A cała reszta mieszka porozrzucana po wioskach w dolinie, może 2 dni drogi przez góry (Yogosem), a może 7 dni (Angurruk) Dodać należy że zwyczaje tych plemion działały na wyobraźnię białuch – kanibalizm, mumifikacja, obcinanie palców w żałobie i słynna koteka na penisie. Jeżeli chcecie przeżyć przygodę, pojechać w ciekawe i oryginalne miejsce i zobaczyć trochę inny świat – to cieżko o lepszy wybór. To jest jedno z ostatnich takich miejsc na Ziemi.

Samolotem do Papui

Jak zazwyczaj trzeba się zastanowić jak tam dolecieć. W tym wypadku musimy dostać się do Wameny gdzie rozpocznie się nasza przygoda. Wamena jest tutaj:

Nie dostaniemy się tam na jednym bilecie. Do miasta istnieją jedynie połączenia lotnicze z Jayapury (największe miasto w Indonezyjskiej części wyspy) oraz Timiki. Lotów z Jayapury jest dużo więcej. Ostatecznie oznacza to tyle, że i tak należy najpierw dostać się gdzieś do Papui. Jayapura wydaje się z pozoru najlepszym wyborem, ale istnieje jeszcze jedna opcja – Sorong. To brama do zdecydowanie najpopularniejszej atrakcji Papui Zachodniej – rajskich wysp Raja Ampat. Z tego powodu często ceny biletów są tam dużo bardziej atrakcyjne (Qatar i Garuda często mają promocje). Dodatkowo, skoro już lecimy tak daleko to pewnie dobrze by było coś jeszcze zobaczyć nie? Reszta to już sprawa umiejętności w użytkowaniu serwisu skyscanner (nie jest to reklama, po prostu od zawsze korzystam). Moja rada natomiast jest taka: Nocleg w Jayapura to strata czasu, kombinujcie tak żeby tego samego dnia dostać się do Wameny. Jeśli będzie to wymagało długiej przesiadki – nie ma sprawy na pierwszym piętrze, w rogu znajduje się bardzo fajny bufet. Za około 30 zł na osobę można pic, jeść i korzystać z Wifi do woli 🙂

Lokalne loty mają do siebie to samo co u nas w Europie, trzeba dokupić bagaż (wyjątkiem jest Garuda Indonesia). Płaci się za każde 5kg.

Ceny lotów do Jayapura i Sorong wahają się w okolicach 4200-4600 PLN. Całe szczęście do Sorong bywają promocje i wszystko poniżej 3000 PLN warto brać w ciemno. Poruszanie się samolotem po wyspie też nie jest tanie, bo za odcinek (jedna osoba w jedną stronę) ceny wahają się między 150-300zł. To wszystko bez bagażu, więc czasami warto wziąć Garuda Indonesia nawet jeśli na pierwszy rzut oka bilet jest droższy.

Jesteśmy w Wamenie

Po wylądowaniu możemy pójść od razu na trekking (to opcja dla hardkorów) albo przenocować w jednym z hoteli/hosteli. Hotele z prawdziwego zdarzenia są dwa – Baliem Pilamo w mieście oraz Baliem Valley Resort kilkanaście kilometrów dalej. Poza tym znajdziemy wiele mniejszych hostelików. Co kto lubi. W mieście nie ma właściwie nic ciekawego. Możemy zrobić dwie rzeczy. Zakupy – chcemy przecież kupić zupki chińskie czyli ostani krzyk mody w dolinie, nieodłącznie walający się kawałek tworzywa na naszej trasie. A zupki smakują tu wybornie 🙂 Albo, udać się na jeden z okolicznych rynków aby poobserwować ciekawy asortyment – np. czapki z piórami z rajskiego ptaka. No, egzotyka.

Typowy obrazek w „centrum” w Niedzielę
Dzień powszedni
Warzyw od groma, ale oni przecież jedzą tylko słodkie ziemniaki (ubi)

Wracając do zakupów. Jest jeden lepiej zaopatrzony sklep Ropan Market. Polecam zabrać z domu jakieś mieszanki orzechowe, a resztę (zupki chińskie) wodę do napełnienia bidonu kupić właśnie tutaj. Alkohol jest oczywiście całkowicie zakazany (trudno dostępny nawet w Sorong, a mówimy o piwie), więc dla poszukujących wrażeń pozostaje lokalny hit – „pinang”. Więcej o tym innym razem.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia – specjalnie pozwolenie, które podobno trzeba mieć w czasie trekkingu. W celu jego zdobycia należy udać się z ksero paszportów na posterunek policji (np. w Wamenie). W rzeczywistości jest to całkowicie zbędne i nikt o to nie zapyta. Szkoda czasu.

Bezpieczeństwo

Polskie MSZ odradza podróże które nie są koniecznie:

  • do prowincji Środkowe Sulawesi i Papua, w których operują uzbrojone grupy i dochodzić może do starć z siłami rządowymi
  • Na Papui i Papui Zachodniej dochodzi do starć ruchu separatystycznego z władzami. Ostatnia eskalacja napięć miała miejsce w sierpniu 2019 r. Podczas starć z policją w miejscowościach Wamaena i Jayapura zginęło 21 osób. 

W rzeczywistości szukaliśmy i szukaliśmy i nie znaleźliśmy jakichś strasznych historii o zaginionych lub porwanych turystach. Jedyny relatywnie świeży (przykry) przypadek, na który się natknęliśmy to było aresztowanie i skazanie rodzimego turysty. Oskarżany był m.in o sprzedaż amunicji Armii Wyzwolenia Papui. Czy tak było. Nikt nie wie, natomiast trzeba po prostu pamiętać żeby nie wypowiadać się na żadne tematy polityczne. Poza tym, w dolinie Baliem jest bezpiecznie (bardzo bezpiecznie, no chyba że boicie się 8-latka z 70cm maczetą, my za pierwszym razem tak;)) a w samej Wamenie – ciężko powiedzieć. Nie mieliśmy żadnych problemów a przeszliśmy całe miasto wzdłuż i wszerz (nie było to zbyt trudne zadanie). Jeden jedyny raz byliśmy „śledzeni” przez podejrzanego mężczyznę więc skryliśmy się w hotelu. Nie wiemy nawet czy miał on jakiekolwiek zamiary, a może był po prostu ciekawy? Gdziekolwiek się nie znajdziecie czy to w Wamenie/Dolinie Baliem, Nabire czy Sorong będziecie wydarzeniem a następnie zdjęciem w niezliczonej ilości telefonów.

Tak więc pod tym względem nie różni się tu zbytnio od reszty świata. Po prostu dodatkowo trzeba pamiętać o tym aby hasła #freewestpapua zachować dla siebie aż do czasu powrotu do domu. Aha, i nie zbliżajcie się do największej na świecie kopalni miedzi oraz złota. Okolica nie należy do najbezpieczniejszych.

Ekwipunek

Pewne rzeczy są oczywiste, pewne trochę mniej. Poniżej luźna lista rekomendacji:

  • Mapa – Aplikacja maps.me na komórkę. Mapy dostępne offline, im bardziej dzika kraina tym jest lepsza od Google Maps. Tak jest również w tym wypadku. Nie ma też (chyba?) lepszej pieszej nawigacji;
  • Bidony – Nie chcecie targać kilogramów, a po drodze znajdują się strumienie z wodą. Miejscowi piją prosto ze strumienia (albo z opakowania po zupce chińskiej), ja jednak polecam bidon z systemem filtracji – Lifestraw;
  • Karimata i śpiwór. W nocy może być chłodno – mimo że to równik. Dostaniecie na pewno coś we wiosce, ale ze względu na higienie (i robaki) najlepiej przynieść spanie na plecach. Nie ma znaczenie za bardzo co – musi być lekkie i musi być małe;
  • Naczynia. Zostaniecie zaproszeni na obiad/kolacje przez gospodarzy. Jeśli macie opory przed jedzeniem/piciem z podłogi albo z wątpliwej czystości naczyń to polecam składane zestawy turystyczne firmy Sea to Summit. Drogie, ale lekkie i nie zajmują miejsca w plecaku;
  • Latarka czołówka i zapas baterii – nie ma elektryczności, szybko się robi ciemno więc dobra latarka czołowa i zapas baterii to podstawa;
  • Buty do „pływania”. Bedzie przekraczanie rwącej rzeki „wpław”;
  • Reszta jest standardowa: kurtka przeciwdeszczowa, powerbank, dobre buty trekkingowe, mugga, tona kremu do opalania..
  • Leki.. no właśnie. Niby rekomenduje się lek na malarię (Malarone) ale w dolinie nie spotkaliśmy żadnego komara więc..
Część ekwipunku

Wyruszamy w drogę

Mało kto dociera do Papui Zachodniej. Jeśli ktoś już gdzieś dociera – z reguły jest to Raja Ampat. Z tych docierających do Wameny, nie wszyscy idą na trekking, a z tych idących mało kto wyrusza bez przewodnika. Szkoda. Bo przewodnik jest zbędny. Mowię o 3-4 dniowej trasie. Można sobie wpisać w maps.me – Yogosem. To jest ostatnie miejsce dostępne bez przewodnika i z dokładnym odzwierciedleniem trasy w maps.me.

Ale po kolei

Najpierw musimy dostać się z Wameny do Kurimy. Wszystkie informacje potwierdzają, że startuje on z tego miejsca (kolejny miejscowy rynek):

Ale wiecie co? Nam nie udało się go znaleźć. Wiemy, że jeździ bo nim wracaliśmy, ale w pierwszą stronę, może ze względu na emocje go po prostu nie znaleźliśmy. Rynek wyglądał też inaczej niż na zdjęciach (może efekt niedawnych zamieszek?) Nie chcąc tracić więc za bardzo czasu dogadaliśmy się z miejscowymi motocyklistami, i tak pokonaliśmy drogę do.. no właśnie – nie Kurimy – a rwącej rzeki. Z tego miejsca będzie to łatwe, bo droga wiedzie prosto do Kurimy. Za 100 000 lokalnej waluty na pewno znajdą się chętni 🙂

Postój, żeby samochody przeprawiły się przez strumień. Nasz transport po lewej
Rzeka wyglądała trochę groźniej podczas powrotu. Woda do pasa 🙂

Tutaj zaczyna się przygoda. Po przekroczeniu rzeki czeka nas albo 2-3 km spacer do właściwego początku trasy, albo można potargować się z miejscowymi i wziąć szybką podwózkę na motorze. Z jednej strony nie jest to daleko i trasa jest prosta, ale to kolejne kilometry w nogach, kilogramy na plecach, a równikowe słońce parzy bardzo szybko i bardzo mocno. Niezależnie jak, ale w końcu trzeba dotrzeć do „mostu na drugą stronę”.

Już nie ma powrotu..

Stąd możemy sobie w miarę naszych chęci i możliwości zaplanować trasę. Polecam zapisać sobie w maps.me następujące nazwy wiosek, żeby do nich nawigować albo mieć o co zapytać miejscową ludność (będą, oj będą Wami zainteresowani, szczególnie że białas bez przewodnika): Ugem, Ikenem, Hitugi, Yuarima, Yogosem. W każdej z tych wiosek powinno być miejsce do spania. Wystarczy pierwszej napotkanej osobie powiedzieć „tidur” :). Poniższa mapka pokazuje ten obszar.

Największym wrogiem podczas całej wyprawy jest słońce. Równie 12h nad horyzontem oraz 12h pod horyzontem. Wschodzi i zachodzi bardzo szybko więc rano chłodem nie nacieszymy się za długo a wieczorem ciemność zapada bardzo gwałtownie. Nam w czasie wędrówki towarzyszyła ciągła temperatura oscylująca wokół 33 stopni, zero chmur oraz niestety bardzo bardzo mało cienia na szlaku. W połączeniu z ciężkim plecakiem powodowało to że podejścia były niezłym wyzwaniem.

Powrót należy zaplanować tak, żeby zdążyć na busik do Wameny. Nie ma rozkładu, nie wiadomo do której jeżdżą – tak więc warto być „na dole” niezbyt późno. 16 czy 17 i chyba nie ma co ryzykować później. Przystanek znajduje się kilkaset metrów po przekroczeniu rzeki. Wygląda tak:

Zasada działania jest następująca – wsiadasz i czekasz aż do środka wejdzie dwa razy więcej pasażerów niż wynosi pojemność auta. Wtedy można ruszać 😉 W naszym przypadku było to około 90 minut.

W środku miła atmosfera ale o tym innym razem.

Ja pale cały czas (dosłownie tak, fajki i pinang używają wszyscy wszędzie)

To właściwie tyle jeśli chodzi o ten poradnik, jakie przygody nas spotkały w tym wypadzie opowiemy na pewno w osobnym wpisie 🙂

Na koniec jeszcze mała galeria zdjęć.

Zielono mi
Który to kościół?
Wodyyyyy…
Hitugi
Hitugi ponownie – widać?
Tuz po wschodzie słońca chłód cieszy może kilka minut..
Trawy Źdźbła
Daleko jeszcze?
Koteka w akcji

Na sam koniec, bo teraz możemy to napisać: Free West Papua!

Autor: Łukasz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy

📍Iguazú strona brazylijska. Woda się leje💦 📍Iguazú strona brazylijska.
Woda się leje💦
 80% wodospadów znajduje się po stronie brazylijskiej, ale to wcale nie znaczy, że 80% zachwytów będzie przypadać właśnie na nią.
Mi bardziej podobała się strona argentyńska, bo było się na wodospadzie. Na a obok to jednak duża różnica :) 
.
.
.
.
#wodospad #iguazu #iguazú #iguazubrasil #brazylia #podróżemałeiduże #mojepodróże #dużowody #waterfalling #amerykapołudniowa #whitedresses #wethair #barierka #bryza
Wyjazdowy 2025 zaczynam od weekendu w Atenach. #ph Wyjazdowy 2025 zaczynam od weekendu w Atenach.
#photodump 
1. Trochę jakbym wyłaniała się ze starożytności 🙃
2. Najwięcej turystów było na Akropolu. 
3. Starożytne ruiny, których w Atenach jest dużo.
4. Jak wyżej.
5. Przy płocie :) podoba mi się bo w tle tam u góry widać Akropol, plus foto ma palmę. Palma prawie zawsze robi zdjęcie.
6. Ruiny.
7. Przy płocie numer 2. Ale to inny płot bo ten jest na Akropolu, więc jest to płot płatny.
8. Droga z mojego hotelu na Akropol, który-zero zaskoczenia, podobał mi się najbardziej i, na którym-zero zaskoczenia było najwięcej turystów. 
9. Przy metrze.
10. Ja i kolumny.
11. Artystyczne.
12. Koty-wszędzie koty.
13. Bogini relaksu w swoim żywiole
14. Rzut oka na miasto, gdy starożytne ruiny ma się za plecami. 
Ogólnie bardzo przyjemny city break, oceniam na mocne 8/10 no i pogoda idealna 18 stopni i pełne słońc
Myśli o Alasce krążą mi po głowie… może to Myśli o Alasce krążą mi po głowie… może to znak żeby ruszyć w góry hmmm 

#podróżzplecakiem #mojepodróże #podróżemałeiduże #alaska #alaskaadventure #alaskaadventures #alaskawildlife #alaskatravel #49thstate #góry #goryponadwszystko #kochamgóry #denali #denalinationalpark #mtmckinley
Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że ju Neapol po raz trzeci. Ale to tylko dlatego, że jutro wybieram się do Lugano, a Lugano to największe miasto w Ticino, a Ticino to włoskojęzyczny kanton w Szwajcarii 🤓
Więc prawie jak Włochy. To będzie moja pierwsza wizyta w tej włoskiej części Szwajcarii, więc nie ukrywam, że jestem ciekawa. 
Raz odwiedzałam francuskojęzyczną część Szwajcarii - na początku roku pojechałam do Montreux i niby kraj wciąż ten sam, ale na miejscu trochę inaczej, niż w tej niemieckojęzycznej części, w której obecnie mieszkam. 
Nie wiem może to przypadek ale :) Pamiętam, że w Montreux późnym wieczorem wyszliśmy sobie do baru, zostawiliśmy tam małą fortunę (kto był w barze w Szwajcarii ten wie 🤯) Wieczór był bardzo przyjemny mieliśmy ochotę by trwał i trwał, więc zdecydowaliśmy, że zakupimy sobie jeszcze butelkę wina do hotelu (już w sklepie). Więc szukamy tego sklepu - żadnego ani widu, ani słychu. Telefony jak na złość rozładowane, więc pomyśleliśmy żeby spytać jakiegoś przechodnia na ulicy. Zaczepiliśmy 3 osoby. Żadna nie umiała odpowiedzieć na proste pytania zadane w języku angielskim. Wszyscy tylko po francusku - zupełnie jak we Francji. A w kantonie Zurych to ciężko znaleźć kogoś kto po angielsku nie mówi. Ciekawe jak w Ticino 🤔 :)
📍Cradle Mountain, Tasmania Miał być diabeł 📍Cradle Mountain, Tasmania 
Miał być diabeł tasmański, ale go nie było, był za to wąż tygrysi.
Poleżałabym sobie pod palmą 🌴 Znacie ev’ry Poleżałabym sobie pod palmą 🌴
Znacie ev’ry night? :) 

#montezuma #costaricagram #costaricagram #kostaryka #statek #podróże #mojepodróże #podrozemaleiduze #amerykaśrodkowa #basen #żyćko #relakstime
W Szwajcarii rok szkolny zaczął się 19-go sierp W Szwajcarii rok szkolny zaczął się 19-go sierpnia. Więc już za chwilę, już za momencik 2-tygodniowa przerwa jesienna i krótkie wakacje 🥳
Powiedzieć, że nie mogę się doczekać to tak, jakby nie powiedzieć nic.
W ogóle to bardzo sobie chwalę fakt, że tutaj te dni wolne są rozłożone i zamiast długiej przerwy letniej ma się ją krótszą (5-tygodniową) i dostaje się w zamian 2 tygodnie wolnego jesienią i 2 wiosną. 
Przynajmniej na chwilę obecną widzę, że system jest po mojej stronie.
No nic zaczynam odliczanie 8 dni do wylotu :)
Iguazú strona argentyńska. Wcale nie miałam tu Iguazú strona argentyńska. 
Wcale nie miałam tu trafić. Planowałam zobaczyć wodospady tylko ze strony brazylijskiej, ale zmiana godziny odlotu pozwoliła zajrzeć też tutaj. I w sumie bardzo dobrze, bo uważam (po odwiedzeniu obu), że ta strona jest ciekawsza. I miałam też szczęście, bo kilka dni przed moją wizytą tam (chyba 3 jeśli się nie mylę:)) ponownie dla turystów otworzono Garganta del Diablo - taki punkt na rzece Iguazú, przez który przebiega granica między Argentyną a Brazylią. I to właśnie ten punkt sprawia, że strona argentyńska jest fajniejsza. Jednocześnie jest też dwa razy droższa ale mniej komercyjna.
Także miałam podwójne szczęście. 
.
.
.
.
#podróżemałeiduże #mojepodróże #iguazu #iguazuargentina #argentyna #wodospad #waterfalllovers #gargantadeldiablo #iguazufalls #iguazú #amerykapołudniowa #tshit #whitetshirt #farout #daisyduck #daisydukes #curlyhaired #falls #cataratas #cataratasdoiguaçu
Ostatnio zdecydowanie zintensyfikowałam zapoznawa Ostatnio zdecydowanie zintensyfikowałam zapoznawanie się ze Szwajcarią. No ładnie tutaj bardzo. Tym razem trafiłam do Lugano w kantonie Ticino i na trekkingu z mijającymi mnie ludźmi witałam się radosnym „buongiorno”. W sumie to czułam się tam jakbym trafiła do Włoch, a dokładnie to nad jezioro Como, tylko ludzi było mniej. 
Nie przestaje mnie to zadziwiać, że to taki mały kraj, a jakby 3 w 1 i wciąż mam masę rzeczy do zobaczenia - bo i Zermatt i Interlaken i Genewa i Lozanna i Jungfrau i Pilatus i Titlus i dużo, dużo więcej a lista wciąż się wydłuża. 
.
.
.
.
.
#lugano #luganolake #lugano🇨🇭 #luganoswitzerland #luganoturismo #lugano #ticinomoments #ticinoturismo #ticinoswitzerland #szwajcaria #swisslife #swissmountains #swisstrip #mojepodróże #podróże #podróżemałeiduże #nvgtn #legginslove #swissviews #cantonticino #visitticino #góry #goryponadwszystko #mojegóry #jezioro #montebre
Mix&match Verbania edycja wielkanocna 1) ja na st Mix&match
Verbania edycja wielkanocna 
1) ja na statku, w kombinezonie nurka szykuję się do skoku.
2) dzień pierwszy - świeciło słońce idę odłożyć kurtkę do samochodu, bo było mi za ciepło (w kolejne dni już nie miałam tego problemu)
3) selfie w słońcu 
4) dzień drugi, tu już słońca nie było, ale doceniam, że nie padało, wybrałam się na wycieczkę na Isle Bella.
5) na statku, z flagą, bo kto nie robi tego typu zdjęć.
6) Ja z widokiem.
7) A tu jak płynę.
8) Widoki znad jeziora Maggiore.
9) Jak wyżej (Maggiore to drugie po Como włoskie jezioro, które odwiedziłam, została mi już tylko Garda. Klimat podobny - podoba mi się.
10) Na shoppingu.
11) Nic nie kupiłam.
12) Ponownie widoki.
13) 🤳🏻 
14) najlepsze co jadłam tej Wielkanocy 🙈 
15) kolejny dzień, tym razem do braku słońca dochodzą konkretne opady, z krótkimi przerwami leje cały dzień.
16) dzień wyjazdu, przestało padać i wyszło słońce 🙃
17) o takim statkiem pływałam po Maggiore.
18) z moją ulubioną osobą, tak się złożyło, że falafelem kończyliśmy każdy wieczór. Pierwszego wieczoru było pysznie, drugiego obsługa już nas kojarzyła i nie pytała nawet o szczegóły zamówienia, trzeciego czekając na zamówienie poznaliśmy historię życia pracowników. To wieczór nr 3😅 
19) a to dzień opadów.
20) tu rowniez z tym, że na chwilę przestało padać.
Szwajcarska jesień 🍂 jakieś 10 dni i 10 stopn Szwajcarska jesień 🍂 jakieś 10 dni i 10 stopni temu
Szwajcarskie lato 🌾 . Zaczęło lać, ziemniaki Szwajcarskie lato 🌾
.
Zaczęło lać, ziemniaki się nie zrobiły. Pytanie czy ziemniaki z ogniska robić owinięte w folię czy też bez pozostał wciąż bez odpowiedzi. 
.
.rzeka wakajki upał szwajcaria Geroldswil podróże ognisko 
.
#wakajki #rzeka #nadrzeką #limmat #swisslife #upał #weekendgetaway #szwajcaria #podróżemałeiduże #zurich #jezioro #nadjeziorem #bythelake #ognisko #kiełbaski
📍Deadvlei 
Gorąco, sucho i piasek co zawiera żelazo. 
Miejsce w rzeczywistości wygląda jakby było sfotoshopowane.
Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i duż Strasburg - jarmark świąteczny, glühwein i dużo ludzi.  Jak dla mnie ludzi trochę za dużo, a glühwein trochę za drogie i trochę za słabe. 
Choć z ciekawości sprawdziłam ceny na jarmarku świątecznym w PL w Poznaniu. W sumie nie wiem czemu w Poznaniu😅, może dlatego, że akurat tam bywałam na 11 listopada. Cena za kubek 20 zł.
W Strasburgu, we Francji 4€ za grzane wino bez rumu, 5€ z rumem. Więc wychodzi na to, że taniej 🤐
Lugano noch einmal #photodump 1. Nad Como nie uda Lugano noch einmal #photodump 
1. Nad Como nie udało mi się zrobić sobie zdjęcie przy instabramie w Bellagio, o ile dobrze pamiętam mieściła się w jednej z Villi, wejście do niej było płatne i zdecydowałam, że wolę iść na lody 😃 w Lugano brama do jeziora jest za darmo 🤑 zrobiłam sobie foto, a później poszłam na lody. 
2. Matchy-Matchy z niebem.
3. Matchy-Matchy po raz drugi - bo to nie zdarza się zbyt często.
4. Randomowy widok z randomowego miejsca nad jeziorem (idę o zakład, że każdemu bym wmówiła, że to nad Como).
5. Po prostu idę.
6. Lugano w słońcu.
7. Wszystko pięknie tylko cena hotelu trochę za bardzo szwajcarska - pokój wielkości schowka na miotły w cenie jakby mocno nieadekwatnej, co ciekawe łazienka mieściła się w 3 różnych miejscach - WC  to był taki jakby schowek w szafie, prysznic, do którego wchodziło się prosto z pokoju, to taka kabina trochę w stylu japońskim, mówiąc o elementach wykonania mocno przypominała toi toia, z tą tylko różnicą, że zamiast WC w plastiku był prysznic i umywalka tuż obok łóżka. A do tego dodatkowo parking platny, wszystko razem 200 CHF za 10 no może 12 metrów kwadratowych.
8. Gram w grę.
9. Lugano miasto jak z bajki.
10. Jak wyżej.
🥳🍾 🥳🍾
Za tydzień o tej porze będę w Afryce. Tymczasem Za tydzień o tej porze będę w Afryce.
Tymczasem robię co mogę żeby uwierzyć, że mam Afrykę na miejscu :)
📍Kreta. Wakacje, które potwierdziły moje wcze 📍Kreta. Wakacje, które potwierdziły moje wcześniej przypuszczenia, że gdy rodzic jedzie z dzieckiem w pojedynkę to:
1. basen to must i chcąc nie chcąc to od niego będzie się zaczynać i na nim też kończyć każdy dzień;
2. karty Uno powinny się znaleźć zawsze w torebce;
3. tak do końca nigdy się nie zrelaksuje. 
To takie wnioski. Poza tym uważam, że jak na mój pierwszy samodzielny wypad z młodym za granicę, wypad, który miał być zorganizowany pod jego kątem, to Kreta okazała się świetnym wyborem. Pełno atrakcji pod dzieciaki typu salony gier, mini golf, labirynty, jakieś ścianki wspinaczkowe i wszystko na jednej ulicy więc nie trzeba ich szczególnie szukać, do tego gwarancja pogody, ciepłe morze i ceny, które nie przerażają. Dzięki sztuce kompromisu udało mi się namówić mojego 7-latka na 3 wycieczki. W kolejności od tej najbardziej udanej.
1. Fajny kanion gdzie przeszliśmy 10 km 
2. Plaża z reklamy batonika bounty. BTW kogoś tam ostro pogrzało za dwa leżaki i jeden parasol życzą sobie 40€ 
3. Jaskinia - droga do niej była pod górę w pełnym słońcu. Rzadko to się zdarza, ale tym razem się zdarzyło. Emocje u mego towarzysza wzięły górę i idąc krzyczał w niebogłosy, że on nienawidzi gorąca i nienawidzi pod górę, a najbardziej jak jest gorąco i do tego musi iść pod górę. Fakt, że drogą chodziło dużo Polaków nie pomagał, bo co chwilę słyszałam tylko komentarze ludzi z boku do swoich dzieci w stylu: „zupełnie jak Ty” co trochę działało mi na nerwy:)
Tak ogólnie to wyjazd zaskoczył mnie bardzo pozytywnie - myślę, że w dużej mierze to zasługa hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Mały - butikowy miał super basen i smaczne jedzenie no i był swietnie położony, więc jakby kto się kiedyś wybierał w okolice Heraklionu to mogę polecić.
Tak czy siak Kreta wyjazd mama&syn uznaje za udań i pewnie za rok, gdy też będę mieć jeden tydzień z nim sam na sam to możliwe, że skoczymy sobie na inna grecką wyspę.
Wychodzi na to, że chcą nie chcąc to jedno z na Wychodzi na to, że chcą nie chcąc to jedno z najczęściej odwiedzanych przeze mnie miejsc w Szwajcarii. Drugie po Lucernie (Zurychu nie liczę) bo gdy tylko ktoś przyjedzie do mnie na weekend to między innymi zabieram go właśnie tu. #rheinfall po raz czwarty😅, przy wycieczce numer pięć chyba będzie wypadać skusić się na statek.
Trochę mi to zajęło. Musiałam przekroczyć gra Trochę mi to zajęło. Musiałam przekroczyć granicę szwajcarsko-włoską Montesplugą 4 razy zanim zdecydowałam się zatrzymać w Chiavennie, małym miasteczku po stronie włoskiej, pierwszym po 50 ostrych zakrętach w dół. Miasteczko jak z bajki a przejazd Szplugą jak zawsze powodował szybsze bicie serca🫣
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes