Skip to content
Menu
Longstroll
  • O mnie
  • instagram
Longstroll

Papua – Dolina Baliem – Samodzielny Trekking

Opublikowano 12/04/202001/09/2020

O co tu chodzi?

Po co w ogóle tam jechać? Dolina Baliem położona jest w zachodniej części Nowej Gwinei (wyspy). Formalnie stanowi część Indonezji. Przez wielu indonezyjska władza uznawana jest za okupanta i po dziś dzień trwają, można nawet powiedzieć walki. Raczej bardziej w stylu „żołnierze wyklęci” niż wojna na pełną skalę, ale chociażby polskie MSZ stale odradza wyjazdy do Papui Zachodniej ze względu na „uzbrojone grupy rebeliantów”. Co tu dużo mówić. Plemiona Nowej Gwinei to ludzie zupełnie rożni od Indonezyjczyków. Wyglądają inaczej, wyznają inną religię a przyroda ma często więcej wspólnego z Australią (do której z resztą geograficznie należy) niż z Azją. Tak więc w Papui się dzieje i są ku temu powody.

Kilka miesięcy przed naszą podróżą – nastąpiła kolejna eskalacja konfliktu. Napiszę krótko, bez wdawania się w szczegóły, kto chce łatwo je znajdzie. Incydent rasistowski (Papuascy studenci mieli być nazywani małpami przez Indonezyjską policję) wywołał zamieszki w wielu miejscach: Jayapura, Wamena, Sorong. Indonezja wysyła wojsko, odcina internet. W jeden tylko dzień – 23 Września – w Wamenie (to jest miasto położone u stóp Doliny Baliem) ginie od 20 do 30 osób. Indonezja odcina dostęp turystyczny do tego obszaru. Bardzo cieżko dowiedzieć się co i jak. Za pomocą reddita ustaliliśmy że ruch turystyczny otworzono ponownie w Grudniu! Ruszamy!

Ale po co tam jechać? Jest to bardzo niedostępny teren. Dość powiedzieć, że plemienna populacja około 150 tyś mieszkańców była nieznana naszej cywilizacji aż do 1938 roku. Wtedy po raz pierwszy ktoś powiedział patrząc z okna samolotu – „o tu są ludzie”. Możemy powiedzieć więc, ze tam historia dzieje się na naszych oczach. Jedno z ostatnich miejsc na Ziemi gdzie można spotkać i poznać ludzi, którzy cywilizacji się uczą. Jedni mieszkają w Wamenie – to miasto założone w 1956. Tak, dla europejskich uszu brzmi to trochę ja żart 🙂 A cała reszta mieszka porozrzucana po wioskach w dolinie, może 2 dni drogi przez góry (Yogosem), a może 7 dni (Angurruk) Dodać należy że zwyczaje tych plemion działały na wyobraźnię białuch – kanibalizm, mumifikacja, obcinanie palców w żałobie i słynna koteka na penisie. Jeżeli chcecie przeżyć przygodę, pojechać w ciekawe i oryginalne miejsce i zobaczyć trochę inny świat – to cieżko o lepszy wybór. To jest jedno z ostatnich takich miejsc na Ziemi.

Samolotem do Papui

Jak zazwyczaj trzeba się zastanowić jak tam dolecieć. W tym wypadku musimy dostać się do Wameny gdzie rozpocznie się nasza przygoda. Wamena jest tutaj:

Nie dostaniemy się tam na jednym bilecie. Do miasta istnieją jedynie połączenia lotnicze z Jayapury (największe miasto w Indonezyjskiej części wyspy) oraz Timiki. Lotów z Jayapury jest dużo więcej. Ostatecznie oznacza to tyle, że i tak należy najpierw dostać się gdzieś do Papui. Jayapura wydaje się z pozoru najlepszym wyborem, ale istnieje jeszcze jedna opcja – Sorong. To brama do zdecydowanie najpopularniejszej atrakcji Papui Zachodniej – rajskich wysp Raja Ampat. Z tego powodu często ceny biletów są tam dużo bardziej atrakcyjne (Qatar i Garuda często mają promocje). Dodatkowo, skoro już lecimy tak daleko to pewnie dobrze by było coś jeszcze zobaczyć nie? Reszta to już sprawa umiejętności w użytkowaniu serwisu skyscanner (nie jest to reklama, po prostu od zawsze korzystam). Moja rada natomiast jest taka: Nocleg w Jayapura to strata czasu, kombinujcie tak żeby tego samego dnia dostać się do Wameny. Jeśli będzie to wymagało długiej przesiadki – nie ma sprawy na pierwszym piętrze, w rogu znajduje się bardzo fajny bufet. Za około 30 zł na osobę można pic, jeść i korzystać z Wifi do woli 🙂

Lokalne loty mają do siebie to samo co u nas w Europie, trzeba dokupić bagaż (wyjątkiem jest Garuda Indonesia). Płaci się za każde 5kg.

Ceny lotów do Jayapura i Sorong wahają się w okolicach 4200-4600 PLN. Całe szczęście do Sorong bywają promocje i wszystko poniżej 3000 PLN warto brać w ciemno. Poruszanie się samolotem po wyspie też nie jest tanie, bo za odcinek (jedna osoba w jedną stronę) ceny wahają się między 150-300zł. To wszystko bez bagażu, więc czasami warto wziąć Garuda Indonesia nawet jeśli na pierwszy rzut oka bilet jest droższy.

Jesteśmy w Wamenie

Po wylądowaniu możemy pójść od razu na trekking (to opcja dla hardkorów) albo przenocować w jednym z hoteli/hosteli. Hotele z prawdziwego zdarzenia są dwa – Baliem Pilamo w mieście oraz Baliem Valley Resort kilkanaście kilometrów dalej. Poza tym znajdziemy wiele mniejszych hostelików. Co kto lubi. W mieście nie ma właściwie nic ciekawego. Możemy zrobić dwie rzeczy. Zakupy – chcemy przecież kupić zupki chińskie czyli ostani krzyk mody w dolinie, nieodłącznie walający się kawałek tworzywa na naszej trasie. A zupki smakują tu wybornie 🙂 Albo, udać się na jeden z okolicznych rynków aby poobserwować ciekawy asortyment – np. czapki z piórami z rajskiego ptaka. No, egzotyka.

Typowy obrazek w „centrum” w Niedzielę
Dzień powszedni
Warzyw od groma, ale oni przecież jedzą tylko słodkie ziemniaki (ubi)

Wracając do zakupów. Jest jeden lepiej zaopatrzony sklep Ropan Market. Polecam zabrać z domu jakieś mieszanki orzechowe, a resztę (zupki chińskie) wodę do napełnienia bidonu kupić właśnie tutaj. Alkohol jest oczywiście całkowicie zakazany (trudno dostępny nawet w Sorong, a mówimy o piwie), więc dla poszukujących wrażeń pozostaje lokalny hit – „pinang”. Więcej o tym innym razem.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia – specjalnie pozwolenie, które podobno trzeba mieć w czasie trekkingu. W celu jego zdobycia należy udać się z ksero paszportów na posterunek policji (np. w Wamenie). W rzeczywistości jest to całkowicie zbędne i nikt o to nie zapyta. Szkoda czasu.

Bezpieczeństwo

Polskie MSZ odradza podróże które nie są koniecznie:

  • do prowincji Środkowe Sulawesi i Papua, w których operują uzbrojone grupy i dochodzić może do starć z siłami rządowymi
  • Na Papui i Papui Zachodniej dochodzi do starć ruchu separatystycznego z władzami. Ostatnia eskalacja napięć miała miejsce w sierpniu 2019 r. Podczas starć z policją w miejscowościach Wamaena i Jayapura zginęło 21 osób. 

W rzeczywistości szukaliśmy i szukaliśmy i nie znaleźliśmy jakichś strasznych historii o zaginionych lub porwanych turystach. Jedyny relatywnie świeży (przykry) przypadek, na który się natknęliśmy to było aresztowanie i skazanie rodzimego turysty. Oskarżany był m.in o sprzedaż amunicji Armii Wyzwolenia Papui. Czy tak było. Nikt nie wie, natomiast trzeba po prostu pamiętać żeby nie wypowiadać się na żadne tematy polityczne. Poza tym, w dolinie Baliem jest bezpiecznie (bardzo bezpiecznie, no chyba że boicie się 8-latka z 70cm maczetą, my za pierwszym razem tak;)) a w samej Wamenie – ciężko powiedzieć. Nie mieliśmy żadnych problemów a przeszliśmy całe miasto wzdłuż i wszerz (nie było to zbyt trudne zadanie). Jeden jedyny raz byliśmy „śledzeni” przez podejrzanego mężczyznę więc skryliśmy się w hotelu. Nie wiemy nawet czy miał on jakiekolwiek zamiary, a może był po prostu ciekawy? Gdziekolwiek się nie znajdziecie czy to w Wamenie/Dolinie Baliem, Nabire czy Sorong będziecie wydarzeniem a następnie zdjęciem w niezliczonej ilości telefonów.

Tak więc pod tym względem nie różni się tu zbytnio od reszty świata. Po prostu dodatkowo trzeba pamiętać o tym aby hasła #freewestpapua zachować dla siebie aż do czasu powrotu do domu. Aha, i nie zbliżajcie się do największej na świecie kopalni miedzi oraz złota. Okolica nie należy do najbezpieczniejszych.

Ekwipunek

Pewne rzeczy są oczywiste, pewne trochę mniej. Poniżej luźna lista rekomendacji:

  • Mapa – Aplikacja maps.me na komórkę. Mapy dostępne offline, im bardziej dzika kraina tym jest lepsza od Google Maps. Tak jest również w tym wypadku. Nie ma też (chyba?) lepszej pieszej nawigacji;
  • Bidony – Nie chcecie targać kilogramów, a po drodze znajdują się strumienie z wodą. Miejscowi piją prosto ze strumienia (albo z opakowania po zupce chińskiej), ja jednak polecam bidon z systemem filtracji – Lifestraw;
  • Karimata i śpiwór. W nocy może być chłodno – mimo że to równik. Dostaniecie na pewno coś we wiosce, ale ze względu na higienie (i robaki) najlepiej przynieść spanie na plecach. Nie ma znaczenie za bardzo co – musi być lekkie i musi być małe;
  • Naczynia. Zostaniecie zaproszeni na obiad/kolacje przez gospodarzy. Jeśli macie opory przed jedzeniem/piciem z podłogi albo z wątpliwej czystości naczyń to polecam składane zestawy turystyczne firmy Sea to Summit. Drogie, ale lekkie i nie zajmują miejsca w plecaku;
  • Latarka czołówka i zapas baterii – nie ma elektryczności, szybko się robi ciemno więc dobra latarka czołowa i zapas baterii to podstawa;
  • Buty do „pływania”. Bedzie przekraczanie rwącej rzeki „wpław”;
  • Reszta jest standardowa: kurtka przeciwdeszczowa, powerbank, dobre buty trekkingowe, mugga, tona kremu do opalania..
  • Leki.. no właśnie. Niby rekomenduje się lek na malarię (Malarone) ale w dolinie nie spotkaliśmy żadnego komara więc..
Część ekwipunku

Wyruszamy w drogę

Mało kto dociera do Papui Zachodniej. Jeśli ktoś już gdzieś dociera – z reguły jest to Raja Ampat. Z tych docierających do Wameny, nie wszyscy idą na trekking, a z tych idących mało kto wyrusza bez przewodnika. Szkoda. Bo przewodnik jest zbędny. Mowię o 3-4 dniowej trasie. Można sobie wpisać w maps.me – Yogosem. To jest ostatnie miejsce dostępne bez przewodnika i z dokładnym odzwierciedleniem trasy w maps.me.

Ale po kolei

Najpierw musimy dostać się z Wameny do Kurimy. Wszystkie informacje potwierdzają, że startuje on z tego miejsca (kolejny miejscowy rynek):

Ale wiecie co? Nam nie udało się go znaleźć. Wiemy, że jeździ bo nim wracaliśmy, ale w pierwszą stronę, może ze względu na emocje go po prostu nie znaleźliśmy. Rynek wyglądał też inaczej niż na zdjęciach (może efekt niedawnych zamieszek?) Nie chcąc tracić więc za bardzo czasu dogadaliśmy się z miejscowymi motocyklistami, i tak pokonaliśmy drogę do.. no właśnie – nie Kurimy – a rwącej rzeki. Z tego miejsca będzie to łatwe, bo droga wiedzie prosto do Kurimy. Za 100 000 lokalnej waluty na pewno znajdą się chętni 🙂

Postój, żeby samochody przeprawiły się przez strumień. Nasz transport po lewej
Rzeka wyglądała trochę groźniej podczas powrotu. Woda do pasa 🙂

Tutaj zaczyna się przygoda. Po przekroczeniu rzeki czeka nas albo 2-3 km spacer do właściwego początku trasy, albo można potargować się z miejscowymi i wziąć szybką podwózkę na motorze. Z jednej strony nie jest to daleko i trasa jest prosta, ale to kolejne kilometry w nogach, kilogramy na plecach, a równikowe słońce parzy bardzo szybko i bardzo mocno. Niezależnie jak, ale w końcu trzeba dotrzeć do „mostu na drugą stronę”.

Już nie ma powrotu..

Stąd możemy sobie w miarę naszych chęci i możliwości zaplanować trasę. Polecam zapisać sobie w maps.me następujące nazwy wiosek, żeby do nich nawigować albo mieć o co zapytać miejscową ludność (będą, oj będą Wami zainteresowani, szczególnie że białas bez przewodnika): Ugem, Ikenem, Hitugi, Yuarima, Yogosem. W każdej z tych wiosek powinno być miejsce do spania. Wystarczy pierwszej napotkanej osobie powiedzieć „tidur” :). Poniższa mapka pokazuje ten obszar.

Największym wrogiem podczas całej wyprawy jest słońce. Równie 12h nad horyzontem oraz 12h pod horyzontem. Wschodzi i zachodzi bardzo szybko więc rano chłodem nie nacieszymy się za długo a wieczorem ciemność zapada bardzo gwałtownie. Nam w czasie wędrówki towarzyszyła ciągła temperatura oscylująca wokół 33 stopni, zero chmur oraz niestety bardzo bardzo mało cienia na szlaku. W połączeniu z ciężkim plecakiem powodowało to że podejścia były niezłym wyzwaniem.

Powrót należy zaplanować tak, żeby zdążyć na busik do Wameny. Nie ma rozkładu, nie wiadomo do której jeżdżą – tak więc warto być „na dole” niezbyt późno. 16 czy 17 i chyba nie ma co ryzykować później. Przystanek znajduje się kilkaset metrów po przekroczeniu rzeki. Wygląda tak:

Zasada działania jest następująca – wsiadasz i czekasz aż do środka wejdzie dwa razy więcej pasażerów niż wynosi pojemność auta. Wtedy można ruszać 😉 W naszym przypadku było to około 90 minut.

W środku miła atmosfera ale o tym innym razem.

Ja pale cały czas (dosłownie tak, fajki i pinang używają wszyscy wszędzie)

To właściwie tyle jeśli chodzi o ten poradnik, jakie przygody nas spotkały w tym wypadzie opowiemy na pewno w osobnym wpisie 🙂

Na koniec jeszcze mała galeria zdjęć.

Zielono mi
Który to kościół?
Wodyyyyy…
Hitugi
Hitugi ponownie – widać?
Tuz po wschodzie słońca chłód cieszy może kilka minut..
Trawy Źdźbła
Daleko jeszcze?
Koteka w akcji

Na sam koniec, bo teraz możemy to napisać: Free West Papua!

Autor: Łukasz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Izabela

longstroll

Podróże i inne rzeczy

Once Upon a Dune . #namibiatourism #namibiatravel Once Upon a Dune 
.
#namibiatourism #namibiatravel #dune45 #podróżemałeiduże #pustynia #pustynianamib #namibdesert #namibie #namibdunes #afryka #piasek #nabiało #mojepodroze #upał #napustyni #onadesert #sesriem #sossusvlei #namibnaukluft #namibnaukluftnationalpark
📍Deadvlei 
Gorąco, sucho i piasek co zawiera żelazo. 
Miejsce w rzeczywistości wygląda jakby było sfotoshopowane.
Iguazú strona argentyńska. Wcale nie miałam tu Iguazú strona argentyńska. 
Wcale nie miałam tu trafić. Planowałam zobaczyć wodospady tylko ze strony brazylijskiej, ale zmiana godziny odlotu pozwoliła zajrzeć też tutaj. I w sumie bardzo dobrze, bo uważam (po odwiedzeniu obu), że ta strona jest ciekawsza. I miałam też szczęście, bo kilka dni przed moją wizytą tam (chyba 3 jeśli się nie mylę:)) ponownie dla turystów otworzono Garganta del Diablo - taki punkt na rzece Iguazú, przez który przebiega granica między Argentyną a Brazylią. I to właśnie ten punkt sprawia, że strona argentyńska jest fajniejsza. Jednocześnie jest też dwa razy droższa ale mniej komercyjna.
Także miałam podwójne szczęście. 
.
.
.
.
#podróżemałeiduże #mojepodróże #iguazu #iguazuargentina #argentyna #wodospad #waterfalllovers #gargantadeldiablo #iguazufalls #iguazú #amerykapołudniowa #tshit #whitetshirt #farout #daisyduck #daisydukes #curlyhaired #falls #cataratas #cataratasdoiguaçu
Buenos Aires. Nigdy jakoś szczególnie nie chciałam tam pojechać, loty ułożyły się jednak tak, że nadarzyła się okazja. I bardzo dobrze. Byłam tam naszym latem, a więc ich zimą. Tak mi się spodobało, że aż po raz pierwszy z premedytacją puściłam sobie piosenkę Manamu Buenos Aires. Wcześniej słyszałam tylko fragmenty refrenu. Piosenka, tak jak i miasto, również mi się spodobała, do tego stopnia, że aż kupiłam sobie winyla, ale niestety nie miałam go jak zapakować i czeka na mnie teraz w PL 🙃
Buenos - miasto, do którego mogłabym wrócić, bo czuję, że miałabym po co. To drugie i ostatnie miasto po Sydney, o którym tak myślę. 
A na zdjęciach m.in. 
1. Aleja 9 lipca - 9 pasów w jedną i 9 w drugą, szerokość 140 metrów - to z nią kojarzyło mi się Buenos przed przyjazdem; 
2. Dzielnica portowa - inflacja w Argentynie 250% a oni budują na potęgę i jakoś to się kręci… ciekawe :) może to faktycznie jest tak jak to mówią, że są 4 rodzaje gospodarek rozwinięta, nierozwinięta, Japonia i Argentyna;
3 La Boca trąci komercją bardzo a poza tym to miłość do Messiego i Maradony unosi się w powietrzu.  Kupiłam 2 koszulki dla młodego mniejsza dla mnie większa, ostatnio przeglądając telefon znalazła swoje zdjęcie z nimi. Ale dowcipniś z tego mojego L. no nie przestaje mnie zadziwiać 
4. Podobno największą atrakcją Buenos jest cmentarz (leży na nim m.in. Ewa Peron i pewnie wielu innych znanych ludzi, których ja nie znam:)) cmentarz bardzo przypomniałam mi ten z Nowego Orleanu - ten, na którym kręcili Easy Ridera ♥️. Grobowce jak grobowce takie wielkie domy, ale przed jednym stał pomnik tej dziewczyny z psem - jak wyjęty z horroru :) 
5. Buenos to i tango - tańczą je wszędzie albo markują, że tańczą.
Taki misz masz zdjęciowy z Buenos - może kiedyś loty ułożą się tak żebym trafiła tam ich latem, czuję, że to będzie jedna wielka impreza.
W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - phot W dżungli - Park Narodowy Madidi w Boliwii - photo dump 
1) patrzę na to zdjęcie i pachnie mi muggą 
2) wystrój mojej chatki utrzymany w iście minimalistycznym stylu :) oprócz łóżka i moskitiery było tam tylko jedno krzesło - w sumie nic więcej nie potrzeba
3) odkąd znajomy w odp. na relacje z tym filmikiem napisał mi tak „droga twojego starego do szkoły” nie umiem na to spojrzeć inaczej 
4) widok z chatki miałam pierwsza klasa 
5) in the jungle - ubrana po uszy - co nie do końca jest w moim stylu 🤪 w obawie przed robalami maści wszelakiej 
6) zachód słońca nad jeziorem (mój obóz w dżungli położony był nad nim, co odróżniało go od innych obozów - położonych zazwyczaj nad rzeką)
7) ja w tym jeziorze pływałam, co wymagało ode mnie sporej odwagi, dzień wcześniej nocą pływała po tym jeziorze łódką w poszukiwaniu odbijających światło latarki oczu małych kajmanów i krokodyli
8) tarantula spotkana w trakcie nocnego spaceru
9) boa, biorąc pod uwagę fakt, że boa i anakonda to ta sama rodzina węży, to prawie jakbym jednak widziała anakondę na tym wyjeździe
10) dwa z moich 3 niezbędników na tych wakacjach mugga, tusz do rzęs, na foto brakuje tylko spf 50
Namibia - road trip. 9 dni 3000km #photodump 1. G Namibia - road trip. 9 dni 3000km #photodump 
1. Gdzieś po środku drogi na Skeleton Coast 
2. Idę sobie
3. #Żyrafa jadła sobie listki na drzewie od tak przy drodze, tyle ile nam sprawiła radości to tylko my wiemy.
4. Welwiczia - żywa skamielina - to taki dziobak świata roślin - to co widać, to tylko dwa liście postrzępione przez wiatr.
5. Ja 
6. Droga, obowiązuje limit prędkości do 100km/h.
7. Stacja benzynowa na #skeletoncoast 
8. To nie drzewa, to ales drzewiasty.
9. Droga ponownie, bo w sumie ten post jest o drodze.
10. Solitaire wraki samochodów, a chwilę wcześniej zjadłam szarlotkę. 
11. Zwrotnik koziorożca.
12. Danger zone.
13. Trąba powietrzna 
14. Część samochodu, która nie wytrzymała wybojów i nam odpadła.
15. W drodze na diuny.
16. Po piasku.
17. Toyota Hilux masza fura na ten trip.
18. Pod zwrotnikiem koziorożca w innym miejscuz.
19. Jak wyżej.
Weekend w #chamonix photodump. 1. Przy dworcu. 2. Weekend w #chamonix photodump.
1. Przy dworcu.
2. Z misiem, chyba najczęściej fotografowaną atrakcją w Chamonix, no poza Mont Blanc. 
3. Ja o poranku - lekko rozmazana, to chyba wina oświetlenia w pokój, w moim hotelu. Pokój miał tylko 1 małe okienko (a kosztował jakby okien było conajmniej z 10, w środku styl „bursa szkolna lata 90-te”, miał tylko 2 miejsca parkingowe i surprise, surprise jedno było wolne - tyle wygrać 🥳😅. Był to hotel w samym centrum, z małym barem na parterze, a w nim tłumy miejscowych. Tak się złożyło, że akurat jednemu z instruktorów narciarstwa urodziło się dzień wcześniej dziecko i wszyscy świętowali. Po raz pierwszy spotkałam szalenie uprzejmych i miłych Francuzów 😮
4. A to grzyb 🙃 ale to nie jest zwykły grzyb, bo to grzyb z nadzieniem jagodowym - pyszka.
5. Ja.
6. I jeszcze raz ja.
7. Trochę gór.
8. Same.
9. Same.
10. Nie samymi grzybami się tam raczyłam.
11. Ponownie na mieście.
12. W hotelu z tym małym okienkiem w tle.
13. A tu widok z okna. Może i okno małe, ale widok zacny. W ogóle przed przyjazdem czytaliśmy opinie o hotelu i tym nieszczęsnym parkingu. Podobno ciężko o jedno z dwóch miejsc postojowych (w co jestem w stanie uwierzyć) więc na recepcji wysyłają ludzi na parkingi publiczne i kilka osób pisało, że parkometry polatają figle i pożerają banknoty. Z chwilą gdy problem był zgłaszany na recepcji osoby pracujące tam bez żenady odpowiadały coś w stylu „twój problem” a później wymieniły żartami, że podzielą się pieniędzmi z parkomatu miedzy sobą 🙃
14. Poszłam po chleb, wróciłam z ciastkami.
15. Na ulicy.
16. Ma mina gdy zobaczyłam jagodowego grzyba.
17. Chamonix.
18. Chamonix, ogólnie bardzo ładnie i na bogato. Mówi sie (przynajmniej u mnie w domu;)), że to takie francuskie Zakopane.
Trochę słabo, bo nie pomyśleliśmy żeby wcześniej kupić wjazd na Aiguille du Midi i musieliśmy odbić się od kasy :( Ale poza tym i tak myślę, że wyjazd 8/10 i hotel wbrew naszym obawą zdecydowanie wart polecenia.

#chamonix_france #chamonixmontblanc #góry #goryponadwszystko #francja #francetourisme #mountainview #dworzec #mountaincity #chamonixvalley #podróżemałeiduże #mojepodróże
📍Iguazú strona brazylijska. Woda się leje💦 📍Iguazú strona brazylijska.
Woda się leje💦
 80% wodospadów znajduje się po stronie brazylijskiej, ale to wcale nie znaczy, że 80% zachwytów będzie przypadać właśnie na nią.
Mi bardziej podobała się strona argentyńska, bo było się na wodospadzie. Na a obok to jednak duża różnica :) 
.
.
.
.
#wodospad #iguazu #iguazú #iguazubrasil #brazylia #podróżemałeiduże #mojepodróże #dużowody #waterfalling #amerykapołudniowa #whitedresses #wethair #barierka #bryza
Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańsk Paprocie, wallaby i wąż tygrysi-typowa tasmańska przechadzka
Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Wiatr tak silny, że prawie mnie zwiało na Bay of Fires.
📌Tasmania, Australia
Z sukcesów tygodnia. Zostałam pontoniarą 😅 z Z sukcesów tygodnia.
Zostałam pontoniarą 😅 znaczy zostałam nią już w zeszłym roku, ale zapomniałam gdzie schowałam ponton po zakończonym sezonie 2023. W tym tygodniu udało mi się go odnaleźć, tak więc zostałam pontoniarą - ponownie. Otwieram sezon 2024. Wiedząc, że pewnie za tydzień go już zamknę, bo z prognozy jasno wynika, że jeszcze 9 dni i nastąpi załamanie pogody, z radością obwieszczam - zdążyłam :)
BTW 
Skończyłam czytać „Lost in the Jungle” książkę, o której słyszałam dużo dobrego będąc w Boliwii. Zaciekawiona opowieściami postanowiłam sprawdzić o co tyle szumu. Nie żałuję, w niektórych momentach napisana jest tak sugestywnie, że przestałam czytać bo wydawało mi się, że to po mnie chodzą mrówki.  To opowieść o tym jak to pewnie chłopak zgubił się w dżungli w Boliwii właśnie. Na prawdę fajnie się to czytało. W sumie szkoda, że już skończyłam. 
.
.
.
.
.
#rzeka #limmat #swiss_views #swisslandscape #swisslife #mojepodróże #podróżemałeiduże #ponton #spływ #wiosło #woda #szuwary #chillwave #płynę #odpoczynek #żyćko
Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo Moje pierwsze self-drive safari uważam za bardzo udane. 
Jeżeli ktoś chciałby spróbować, a nie interesuje go game drive, to myślę, że Park Narodowy Etoszy będzie doskonały wyborem. Ale tam jest zwierząt 😮
Ktoś miał okazję robić self-drive Safari? Gdzie? 
.
.
.
#namibiatravel #namibiatourism #namibiatrip #safari #selfdrivesafari #selfdrive #etosha #etoshanationalpark #mojepodróże #podróżemałeiduże #słonie #lwy #zebry #żyrafy
📍Cradle Mountain, Tasmania Miał być diabeł 📍Cradle Mountain, Tasmania 
Miał być diabeł tasmański, ale go nie było, był za to wąż tygrysi.
🐾🐾🐾
Takie mam postanowienie noworoczne, żeby codziennie, niezależnie od pogody, iść na co najmniej 5-kilometrowy spacer.
Ciekawe czy wytrwam..
Poszłam w góry⛰️ . . . . #stoos #schwyz #sch Poszłam w góry⛰️
.
.
.
.
#stoos #schwyz #schwyztourismus #swisslife #swissalps #swissmountains #goryponadwszystko #góry #podróżemałeiduże #gymglamour #górskiewędrówki #girlswhohike #inthemountains #mojepodróże #naświeżympowietrzu #czapeczka #farout
Przy kwiatku 🪴 Podobno Panamá City to taki Now Przy kwiatku 🪴
Podobno Panamá City to taki Nowy York Ameryki Środkowej.
„Mi Teleférico” zwany również „My Cable C „Mi Teleférico” zwany również „My Cable Car” gdzie powietrze jest rozrzedzone a sceneria widowiskowa.
.
.
.
.
#lapazcablecar #miteleférico #mycablecar #cablecar #gondola #transportpubliczny #publictransport #lapaz #lapazbolivia #elalto #boliwia #boliviatravel #amerykapołudniowa #southamericatrip
Poleżałabym sobie pod palmą 🌴 Znacie ev’ry Poleżałabym sobie pod palmą 🌴
Znacie ev’ry night? :) 

#montezuma #costaricagram #costaricagram #kostaryka #statek #podróże #mojepodróże #podrozemaleiduze #amerykaśrodkowa #basen #żyćko #relakstime
Mix&match Verbania edycja wielkanocna 1) ja na st Mix&match
Verbania edycja wielkanocna 
1) ja na statku, w kombinezonie nurka szykuję się do skoku.
2) dzień pierwszy - świeciło słońce idę odłożyć kurtkę do samochodu, bo było mi za ciepło (w kolejne dni już nie miałam tego problemu)
3) selfie w słońcu 
4) dzień drugi, tu już słońca nie było, ale doceniam, że nie padało, wybrałam się na wycieczkę na Isle Bella.
5) na statku, z flagą, bo kto nie robi tego typu zdjęć.
6) Ja z widokiem.
7) A tu jak płynę.
8) Widoki znad jeziora Maggiore.
9) Jak wyżej (Maggiore to drugie po Como włoskie jezioro, które odwiedziłam, została mi już tylko Garda. Klimat podobny - podoba mi się.
10) Na shoppingu.
11) Nic nie kupiłam.
12) Ponownie widoki.
13) 🤳🏻 
14) najlepsze co jadłam tej Wielkanocy 🙈 
15) kolejny dzień, tym razem do braku słońca dochodzą konkretne opady, z krótkimi przerwami leje cały dzień.
16) dzień wyjazdu, przestało padać i wyszło słońce 🙃
17) o takim statkiem pływałam po Maggiore.
18) z moją ulubioną osobą, tak się złożyło, że falafelem kończyliśmy każdy wieczór. Pierwszego wieczoru było pysznie, drugiego obsługa już nas kojarzyła i nie pytała nawet o szczegóły zamówienia, trzeciego czekając na zamówienie poznaliśmy historię życia pracowników. To wieczór nr 3😅 
19) a to dzień opadów.
20) tu rowniez z tym, że na chwilę przestało padać.
#salardeuyuni #photodump W 2018 byłam o krok od #salardeuyuni #photodump 
W 2018 byłam o krok od tego miejsca, na Atacamie, po stronie chilijskiej. W dzień, w którym miałam wsiąść do autobusu i przekroczyć granicę z Boliwią, w wielkich nerwach uciekam na lotnisko. Właśnie zaczynała się powódź, a San Pedro tonęło w pomarańczowym błocie. 
Ani się człowiek obejrzał, w ogóle nie postarzał 😜i jest 2024. Tym razem trafiam tam gdzie chciałam. I tak po 6 lat mogę wykreślić Boliwię i jej „solną” część z mojej prywatnej listy miejsc, które koniecznie chce zobaczyć przed 💀
1. Kawa na śniadanie i w drogę. Jest zimno. Nawet bardzo zimno.
2. Hotel w całości wykonany z soli, wysokość około 4000 m n.p.m. ogrzewania brak 🥶
3. Takie artystyczne 🙃 ale po raz pierwszy w życiu widziałam flamingi z bardzo bliska i trochę mnie wryło.
4. Flamingi, o których mowa wyżej.
5. Isla Incahuasi, chyba najdziwniejsze miejsce jakie w życiu widziałam, mogli by tu jakiegoś aliena kręcić - wyspa porośnięta kaktusami po środku pustyni solnej i nic więc.
6. Szynszyla - jest łagodna, ciekawska i bardzo towarzyska.
7. Laguna Colorado głębia czerwieni jej wody zmienia się w zależności od pory dnia i światła. Ja trafiłam na taką bardziej bordową.
8. A tym jeździłam. Byłam ja, L. i 4 inne osoby no i kierowca (rajdowiec w sercu)
9. Kolory pustyni, trochę jak Atacama, o czym też wspominał mój kierowca, ale tu strona boliwijska.
10. Gorące źródła o poranku, przy tej minusowej temperaturze na zewnątrz to przyjemność nie do pobicia.
11. Miejsce na jeden z posiłków, posiłki jeździły z nami, serwował je kierowca.
12. Wystrój toalety.
13. Jak wyżej.
14. No i budynek toalety na wzgórzu, w oddali.
15. Im wyżej i zimniej tym odwiedzających było mniej, ostatecznie by dotrzeć do najdalszej laguny zdecydowało się 18 osób - 3 auta. Szaleni i zmarznięci ludzie:) 
16. Więcej niż jedno zwierzę to?
17. Laguna Colorado po raz 2.
18. Idę sobie po torach.
19. The end
Wczytaj więcej... Obserwuj na Instagramie

Ostatnie wpisy

  • Raja Ampat – Ostani Raj na Ziemi
  • Hobbiton – Wycieczka do świata fantasy
  • Askja – Droga do dwóch wulkanicznych jezior w Interiorze Islandii
  • Pustynia Atacama – Ciągle w Chile ale jak na księżycu
  • Nabire – Zatoka Cenderwasih – Papua Zachodnia. Pływanie z rekinem wielorybim.

Najnowsze komentarze

  • Pustynia Atacama - Ciągle w Chile ale jak na księżycu - Longstroll - Samochodem przez Patagonie
  • Big Ice – Trekking po lodowcu Perito Moreno – Longstroll - Samochodem przez Patagonie

Kategorie

  • Ameryka Poludniowa
  • Argentyna
  • Australia
  • Azja
  • Chile
  • Europa
  • Flora
  • Indonezja
  • Islandia
  • Nowa Zelandia
  • Patagonia
  • Poradnik
  • Trekking
©2025 Longstroll | Powered by SuperbThemes